Kiedy dzieci mojego partnera dowiedziały się, że zamieszkaliśmy razem – moje życie zamieniło się w pole bitwy
— Nie będę tu spać! — krzyknęła Zosia, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Stałam w korytarzu, ściskając w dłoni kubek z herbatą, która już dawno wystygła. Słyszałam, jak Marek próbuje ją uspokoić, ale jego głos ginął wśród szlochu i pretensji. To był trzeci wieczór z rzędu, kiedy dzieci Marka urządzały awanturę. Odkąd dowiedziały się, że zamieszkaliśmy razem, nasze życie zamieniło się w pole bitwy.
Marek i ja poznaliśmy się przypadkiem — na przystanku autobusowym, kiedy spóźnił się ostatni autobus do centrum. Rozmawialiśmy całą noc, a potem już nie mogliśmy bez siebie żyć. Po trzech miesiącach oświadczył mi się w parku Skaryszewskim. Byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej, choć wiedziałam, że Marek ma dwójkę dzieci z poprzedniego małżeństwa. Zosia miała 14 lat, a Kuba 11. Wydawało mi się, że damy radę — przecież tyle rodzin jakoś sobie radzi.
Pierwsze tygodnie wspólnego mieszkania były jak z bajki. Gotowaliśmy razem obiady, oglądaliśmy filmy, planowaliśmy wakacje nad morzem. Dzieci Marka mieszkały z matką na drugim końcu Warszawy i widywały się z ojcem co drugi weekend. Myślałam naiwnie, że wystarczy być miłą i cierpliwą, żeby mnie zaakceptowały.
Wszystko zmieniło się pewnej soboty. Marek miał odebrać dzieci na weekend. Kiedy weszli do mieszkania i zobaczyli moje rzeczy w łazience, a na stole dwa kubki z napisem „Kocham Cię”, zaczęło się piekło.
— To teraz ona tu mieszka? — zapytała Zosia z pogardą.
— Tak, Ania jest moją żoną — odpowiedział Marek spokojnie.
— To ja wracam do mamy! — wrzasnęła i wybiegła na klatkę schodową.
Kuba patrzył na mnie z wyrzutem, jakbym zabrała mu ojca. Próbowałam zagadać:
— Może zrobimy razem pizzę?
— Nie jestem głodny — burknął i zamknął się w pokoju.
Od tamtej pory każde spotkanie było walką o przetrwanie. Zosia ignorowała mnie zupełnie albo rzucała złośliwe uwagi:
— Fajnie ci tak rozbijać cudzą rodzinę?
Kuba przestał rozmawiać z ojcem o czymkolwiek ważnym. Marek próbował tłumaczyć dzieciom, że mnie kocha i że nie chcę nikogo zastępować ich matki. Ale one nie chciały słuchać.
Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę Marka z byłą żoną:
— To twoja wina! Po co tak szybko ją wprowadzałeś? Dzieci są rozbite!
— Nie mogłem dłużej żyć w zawieszeniu — tłumaczył Marek cicho.
Czułam się winna. Przestałam spać po nocach. W pracy popełniałam błędy. Moja mama powtarzała przez telefon:
— Po co ci to było? Mogłaś znaleźć kogoś bez bagażu.
Ale ja kochałam Marka. Chciałam wierzyć, że to wszystko da się naprawić.
Zaczęły się drobne sabotaże. Zosia rozlała sok na moją ulubioną sukienkę i udawała, że to przypadek. Kuba wyłączył prąd w łazience, kiedy brałam prysznic. Marek próbował rozmawiać z dziećmi, ale one coraz bardziej zamykały się w sobie.
W końcu poprosiłam Marka o poważną rozmowę.
— Może powinniśmy dać im czas? Może powinnam się wyprowadzić na jakiś czas?
Marek złapał mnie za rękę:
— Nie chcę cię stracić. Ale nie chcę też stracić dzieci.
Czułam się rozdarta. Każdy dzień był dla mnie próbą sił. Przestałam zapraszać znajomych, bo bałam się kolejnych awantur. Zosia zaczęła pisać w internecie obraźliwe komentarze na mój temat pod moimi zdjęciami. Kuba przestał chodzić do szkoły i zamykał się w swoim świecie gier komputerowych.
Pewnego dnia dostałam list od matki Marka:
„Ania, wiem, że nie jest ci łatwo. Ale pamiętaj, że dzieci potrzebują czasu. Nie przestawaj być sobą.”
To dodało mi otuchy. Postanowiłam nie poddawać się tak łatwo. Zaczęłam rozmawiać z Zosią o jej pasjach — okazało się, że lubi rysować mangę. Kupiłam jej profesjonalne markery i zapisałam na warsztaty plastyczne. Kuba uwielbiał Lego — razem budowaliśmy ogromny statek kosmiczny.
Nie było łatwo. Każdy gest był podejrzany, każda próba rozmowy kończyła się fiaskiem. Ale po kilku miesiącach coś drgnęło. Zosia pokazała mi swój rysunek:
— To ty… ale trochę jak czarodziejka — powiedziała cicho.
Kuba poprosił mnie o pomoc przy matematyce.
Marek patrzył na nas z nadzieją w oczach.
Ale czy to wystarczy? Czy można odbudować zaufanie dzieci do ojca i zaakceptować nową kobietę w jego życiu? Czy ja kiedykolwiek poczuję się tu jak w domu?
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: czy warto było tak walczyć o tę miłość? Czy szczęście dwojga dorosłych może być ważniejsze od spokoju dzieci? Co wy byście zrobili na moim miejscu?