Kiedy Babcia Dowiedziała Się, Że Jej Wnuk Czeka na Jej Dom

— Naprawdę myślisz, że babcia odda ci dom tak po prostu? — zapytałam cicho, patrząc na mojego szwagra, Jakuba, który siedział przy kuchennym stole z kubkiem kawy. Jego żona, Ania, przewróciła oczami i westchnęła ciężko, jakby ten temat był już dla niej codziennością.

— Marta, przecież to logiczne. Babcia i tak już nie daje rady sama. Dom jest duży, ogród zaniedbany. Lepiej, żeby ktoś z rodziny się nim zajął — odpowiedział Jakub z chłodnym spokojem, którego nigdy u niego nie lubiłam.

Moja teściowa, pani Halina, mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Od kilku miesięcy w jej salonie spała cała rodzina Jakuba: on, Ania i ich dwójka dzieci. My z mężem mieliśmy własne mieszkanie, ale często bywaliśmy u teściowej — głównie po to, by pomóc jej ogarnąć ten chaos.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Jakub stracił pracę w pandemii, a potem Ania zaszła w drugą ciążę. Nie chcieli brać kredytu — bali się rat i niepewnej przyszłości. Zamiast tego postanowili „przeczekać” u mamy, aż sytuacja się poprawi. Ale czas mijał, dzieci rosły, a oni coraz częściej wspominali o domu babci Zofii w podwarszawskim Piasecznie.

Babcia Zofia miała 82 lata i była jedną z tych kobiet, które całe życie pracowały na to, by ich dzieciom i wnukom było lepiej. Dom wybudowała z dziadkiem własnymi rękami. Po jego śmierci została sama, ale nigdy nie narzekała. Uwielbiała swój ogród, róże pod oknem i stare jabłonie.

Pewnego dnia Jakub zaproponował, żeby babcia przeprowadziła się do domu opieki. — Będzie ci tam lepiej, mamo — przekonywał ją przez telefon. — Tam masz opiekę, lekarzy na miejscu. A dom? No cóż… ktoś musi się nim zająć.

Babcia milczała przez chwilę. — Nie chcę nigdzie iść — powiedziała cicho. — To mój dom.

Jakub nie dawał za wygraną. Zaczął przyjeżdżać do Piaseczna coraz częściej, niby pomagać babci w ogrodzie, ale tak naprawdę oglądał pokoje i rozmawiał z sąsiadami o cenach nieruchomości. Pewnego wieczoru podsłuchałam jego rozmowę z Anią:

— Jeśli babcia umrze, dom jest nasz. Nie musimy brać kredytu. Po co się męczyć?

— A jeśli zapisze go komuś innemu? — zapytała Ania z niepokojem.

— Nie zrobi tego. Przecież jestem jej jedynym wnukiem.

Wtedy poczułam coś dziwnego — jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Czy naprawdę można tak czekać na czyjąś śmierć? Czy dom jest ważniejszy niż człowiek?

Kilka tygodni później babcia Zofia zadzwoniła do mnie zapłakana. — Marta… czy to prawda, że Jakub chce mnie wysłać do domu starców?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. — Babciu… on się martwi o ciebie. Chce dla ciebie dobrze.

— Nie wierzę w to — odpowiedziała stanowczo. — On chce tylko domu.

Od tamtej pory babcia zaczęła gasnąć w oczach. Przestała dbać o ogród, coraz rzadziej wychodziła na spacer. Kiedy odwiedziłam ją w lipcu, siedziała na werandzie i patrzyła w dal pustym wzrokiem.

— Wiesz, Marta… Nigdy nie sądziłam, że własna rodzina będzie czekać na moją śmierć jak na prezent pod choinkę — powiedziała nagle. — Może powinnam oddać ten dom komuś obcemu? Przynajmniej wtedy nie byłby przekleństwem.

Zrobiło mi się jej żal jak nigdy dotąd. Próbowałam ją pocieszyć, ale wiedziałam, że rana już się otworzyła i nie da się jej tak łatwo zagoić.

W międzyczasie atmosfera w mieszkaniu teściowej stawała się coraz bardziej napięta. Dzieci Jakuba były rozdrażnione brakiem własnej przestrzeni, Ania narzekała na ciasnotę i brak prywatności. Jakub coraz częściej wybuchał złością — głównie na matkę, że nie chce im pomóc „rozwiązać problemu mieszkaniowego”.

Pewnego wieczoru doszło do awantury. — Mamo! Ty masz mieszkanie i dom po babci! My nie mamy nic! — krzyczał Jakub do pani Haliny.

— Ale to nie znaczy, że możesz żądać ode mnie czy od babci czegokolwiek! — odpowiedziała teściowa drżącym głosem.

— A co mamy zrobić? Mieszkać tu do końca życia? Dusić się w trójkę w jednym pokoju?

Wtedy weszłam do kuchni i powiedziałam głośno:

— Może czas dorosnąć i przestać liczyć na cudzy majątek?

Zapadła cisza. Jakub spojrzał na mnie z nienawiścią.

Kilka dni później babcia Zofia trafiła do szpitala z powodu problemów z sercem. Lekarz powiedział nam wprost: „Stres jest dla niej zabójczy”.

Wtedy coś we mnie pękło. Pojechałam do Piaseczna i usiadłam przy jej łóżku.

— Babciu… przepraszam za wszystko. Za to, co zrobił Jakub. Za to, że pozwoliliśmy mu tak cię traktować.

Babcia uśmiechnęła się smutno.

— To nie twoja wina, kochanie. Ale pamiętaj: dom to tylko ściany. Najważniejsze jest serce człowieka.

Po wyjściu ze szpitala babcia zmieniła testament. Dom zapisała fundacji pomagającej samotnym matkom.

Jakub dowiedział się o tym kilka miesięcy później. Wpadł w furię. Zerwał kontakt z babcią i całą rodziną.

Dziś mijają dwa lata od tamtych wydarzeń. Babcia Zofia żyje spokojnie w swoim domu, otoczona opieką sąsiadów i wolontariuszy z fundacji. Ja często ją odwiedzam i razem pijemy herbatę na werandzie.

Czasem patrzę na zdjęcie rodziny sprzed kilku lat i zastanawiam się: jak łatwo można stracić wszystko przez chciwość? Czy dom naprawdę jest wart złamanego serca?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?