Jesteś moim bohaterem – historia o tym, jak zwykłe życie potrafi złamać i uleczyć serce

Wszystko zaczęło się w ten jeden, przeklęty wieczór, kiedy wróciłam do domu i zastałam ojca siedzącego przy stole z butelką wódki. Mama płakała w kuchni, a mój młodszy brat, Michał, zamknął się w swoim pokoju i udawał, że nie słyszy krzyków. – „Znowu się spóźniłaś! Gdzie byłaś?!” – wrzasnął ojciec, ledwo trzymając się na nogach. – „Na korepetycjach, tato. Chcę zdać maturę!” – odpowiedziałam drżącym głosem, choć wiedziałam, że to nieprawda. Byłam z Bartkiem, moją pierwszą miłością, chłopakiem z sąsiedztwa, który miał w oczach cały świat i obietnicę lepszego jutra.

Mama podeszła do mnie i szepnęła: – „Nie prowokuj go. Idź do siebie.” Posłuchałam. W moim pokoju czekał na mnie stary pluszowy miś i zeszyt z wierszami. Zawsze pisałam, kiedy nie mogłam wytrzymać napięcia w domu. Tego wieczoru napisałam: „Chciałabym być gdzie indziej. Chciałabym być kimś innym.”

Następnego dnia w szkole Bartek podszedł do mnie na przerwie. – „Co się stało? Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc.” – „Nie spałam. W domu znowu awantura.” – westchnęłam. Bartek przytulił mnie mocno. – „Kiedyś cię stąd zabiorę. Obiecuję.” Wtedy uwierzyłam mu bezgranicznie.

Wszystko zmieniło się kilka tygodni później. Zrobiłam test ciążowy w szkolnej toalecie. Dwie kreski. Świat zawirował. Bałam się powiedzieć Bartkowi, ale jeszcze bardziej bałam się reakcji rodziców. W domu próbowałam ukryć mdłości i zmęczenie, ale mama szybko się zorientowała.

– „Natalia, co się dzieje? Jesteś blada jak ściana.” – zapytała pewnego ranka, kiedy ledwo przełknęłam śniadanie.
– „Nic mi nie jest, mamo…” – próbowałam kłamać.
– „Nie kłam mi! Jesteś w ciąży?” – jej głos był cichy, ale stanowczy.

Zacisnęłam powieki i kiwnęłam głową. Mama usiadła ciężko na krześle.
– „Boże… Co my teraz zrobimy? Ojciec cię zabije…”

Bartek początkowo był przerażony, ale potem powiedział: – „Poradzimy sobie. Może wynajmiemy coś razem? Moja matka pewnie się wścieknie, ale… kocham cię.” Wierzyłam mu, bo nie miałam innego wyjścia.

Ojciec dowiedział się przypadkiem. Usłyszał rozmowę mamy przez telefon z ciotką. Wpadł do mojego pokoju jak burza.
– „Ty dziwko! Zhańbiłaś naszą rodzinę! Wynoś się!” – krzyczał tak głośno, że sąsiedzi musieli słyszeć każde słowo.

Mama próbowała mnie bronić, ale ojciec był nieugięty. Spakowałam kilka rzeczy do plecaka i uciekłam do Bartka. Jego matka przyjęła mnie chłodno.
– „Nie będę utrzymywać kolejnej gęby do wykarmienia!” – rzuciła przez zaciśnięte zęby.
Bartek próbował ją przekonać: – „Mamo, ona nie ma dokąd pójść!”
– „To jej problem!”

Przez kilka dni tułałam się po znajomych. W końcu zadzwoniła do mnie ciocia Ela z Warszawy.
– „Natalka, przyjedź do mnie. Pomogę ci.” Pojechałam pociągiem całą noc, płacząc nad swoim losem i dzieckiem pod sercem.

W Warszawie zaczęło się nowe życie. Ciocia była surowa, ale sprawiedliwa.
– „Musisz skończyć szkołę. Pomogę ci z dzieckiem, ale musisz być odpowiedzialna.” Zapisała mnie do liceum dla dorosłych i znalazła pracę w piekarni na pół etatu.

Ciąża była trudna. Samotność bolała najbardziej nocami, kiedy czułam pierwsze ruchy dziecka i nikt nie trzymał mnie za rękę. Bartek dzwonił coraz rzadziej. W końcu przestał odbierać moje telefony.

Urodziłam córeczkę – Zosię – w marcowy poranek. Ciocia była przy mnie przez cały czas.
– „Jesteś dzielna, Natalka. Jesteś moją bohaterką.” Te słowa były dla mnie jak plaster na rozdartą duszę.

Po kilku miesiącach odezwała się moja mama.
– „Tata trochę ochłonął… Może wrócisz do domu? Michał bardzo za tobą tęskni.” Nie wiedziałam, co robić. Bałam się wracać do miejsca, gdzie byłam tylko powodem do wstydu.

Zdecydowałam się pojechać na święta Bożego Narodzenia. Ojciec nie odezwał się do mnie ani słowem przez trzy dni. Michał tulił Zosię i szeptał jej bajki do ucha.
W Wigilię mama postawiła przede mną talerz barszczu i powiedziała:
– „Może nie wszystko rozumiem… Ale jesteś moją córką i zawsze będziesz miała tu miejsce.” Ojciec spojrzał na mnie spod byka:
– „Niech już będzie… Ale nie licz na moją pomoc.” To było więcej niż mogłam oczekiwać.

Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej. Ojciec nigdy nie przeprosił, ale czasem widziałam jak patrzy na Zosię z ukradkowym uśmiechem.

Bartek pojawił się po dwóch latach. Przyszedł pod blok cioci Eli z bukietem róż.
– „Przepraszam… Nie byłem gotowy… Chciałem być bohaterem, a byłem tchórzem.” Nie potrafiłam mu wybaczyć od razu.
– „Zosia ma już swojego bohatera – siebie samą i mnie.” Odszedł ze spuszczoną głową.

Dziś mam trzydzieści lat. Pracuję jako nauczycielka polskiego w podstawówce w moim rodzinnym mieście. Zosia chodzi do czwartej klasy i jest najdzielniejszą dziewczynką na świecie.

Czasem patrzę na nią i myślę: czy gdybym wtedy wybrała inaczej, byłabym szczęśliwsza? Czy można wybaczyć rodzinie to wszystko? A może prawdziwym bohaterem jest ten, kto codziennie rano wstaje i walczy o lepszy dzień dla siebie i swojego dziecka?

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć swoim bliskim taką przeszłość?