Dwa razy złamane serce: Jak mogłam zaufać własnej mamie?

– Kinga, nie przesadzaj, dzieci są bezpieczne – głos mamy brzmiał chłodno, niemal zniecierpliwiony. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za oknem lał deszcz, a ja czułam, jakby cały świat walił mi się na głowę.

To był piątek. Miałam wrócić z delegacji dopiero w niedzielę, ale już w piątek wieczorem coś mnie tknęło. Może to był matczyny instynkt, może zwykły niepokój. Zadzwoniłam do mamy, żeby zapytać, jak się mają Kuba i Filip. Odpowiedziała krótko, jakby nie chciała rozmawiać. „Wszystko dobrze, śpią.”

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok w hotelowym łóżku, czując narastający lęk. Rano zadzwoniłam jeszcze raz. Tym razem nie odebrała. Potem jeszcze raz. I jeszcze. W końcu odebrała sąsiadka mamy.

– Pani Kingo… coś się stało…

Nie pamiętam, jak dotarłam do domu. Pamiętam tylko sygnały karetek, ludzi w białych fartuchach i twarz mamy – blada, zamknięta, jakby nieobecna. Kuba nie żył. Filip walczył o życie w szpitalu. Zmarł dwa dni później.

Nie rozumiałam niczego. Przez pierwsze dni żyłam jak we śnie. Policja zadawała pytania, lekarze tłumaczyli coś o zatruciu lekami, a ja tylko patrzyłam na zdjęcia moich chłopców na komodzie. Mama milczała. Nie płakała. Nie tłumaczyła się.

Dopiero po tygodniu przyszli po nią policjanci. Usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Wtedy pierwszy raz spojrzała mi w oczy i powiedziała:

– Nie chciałam… Kingo, ja naprawdę nie chciałam…

Ale ja już nie byłam w stanie jej słuchać. Zostałam sama w pustym mieszkaniu, z zabawkami, których nikt już nie dotknie.

Ludzie mówili różne rzeczy. Jedni współczuli, inni szeptali za plecami: „Jak można zostawić dzieci z matką, która od lat bierze leki?” Sama sobie zadawałam to pytanie setki razy dziennie. Wiedziałam, że mama od dawna zmaga się z depresją i bezsennością, ale ufałam jej. Była przecież moją mamą. Wydawało mi się, że jeśli ktoś może zająć się moimi dziećmi lepiej niż ja, to tylko ona.

Ojciec odszedł od nas dawno temu. Mama była dla mnie wszystkim – opoką, przyjaciółką, powierniczką sekretów. Kiedy urodziłam Kubę i Filipa, była przy mnie każdego dnia. Pomagała mi po nocach, gotowała obiady, odbierała chłopców z przedszkola. Nigdy nie widziałam jej słabej. A może nie chciałam widzieć?

Pamiętam dzień pogrzebu. Padał deszcz, a ja stałam nad dwoma malutkimi grobami i czułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Mama stała kilka kroków dalej, skulona pod parasolem. Nie podeszła do mnie ani razu.

Po pogrzebie przyszła do mnie ciotka Teresa.
– Kinga… musisz wiedzieć… twoja mama od miesięcy nie bierze leków tak, jak powinna. Czasem zapominała, czasem brała za dużo…

Zacisnęłam pięści. Dlaczego nikt mi nie powiedział? Dlaczego wszyscy udawali, że wszystko jest w porządku? Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

Proces trwał miesiącami. Siedziałam na sali sądowej i patrzyłam na mamę – moją mamę – jak na obcą osobę. Sędzia zadawał pytania, adwokat próbował tłumaczyć jej stan zdrowia psychicznego. Ja tylko chciałam wiedzieć: dlaczego? Dlaczego nie powiedziała mi prawdy? Dlaczego nie poprosiła o pomoc?

W domu czekały na mnie listy od znajomych i obcych ludzi. Jedni pisali słowa wsparcia, inni oskarżali mnie o brak odpowiedzialności. Każdego dnia budziłam się z poczuciem winy i zasypiałam z myślą o zdradzie.

Pewnego wieczoru znalazłam w szufladzie stary zeszyt mamy. Pisała tam o swoim dzieciństwie – o przemocy ze strony dziadka, o samotności po śmierci babci, o lęku przed każdym nowym dniem. Zrozumiałam wtedy, że nigdy jej nie znałam naprawdę. Była dla mnie silna i niezniszczalna, ale w środku nosiła rany, których nie potrafiła uleczyć.

Dziś mijają dwa lata od tamtych wydarzeń. Mama została skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu. Nie rozmawiałyśmy od wyroku ani razu. Czasem widuję ją z daleka na cmentarzu – stoi nad grobami chłopców i płacze tak cicho, że nikt tego nie słyszy.

Ja wciąż nie umiem sobie wybaczyć. Nie umiem wybaczyć jej. Każdego dnia pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam uratować moich synów? Czy kiedykolwiek będę jeszcze potrafiła zaufać komukolwiek?

Może wy mi powiecie: czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można jeszcze kiedyś uwierzyć w rodzinę?