„Dopóki się z nim nie rozwiedziesz, nie dostaniesz od nas ani grosza” – historia matki, która postawiła ultimatum własnej córce
– Mamo, proszę cię… Nie zostawiaj mnie teraz – głos Kasi drżał, a w jej oczach widziałam łzy. Stała w progu naszej kuchni, z niemowlakiem na ręku i czteroletnią Zosią przy nodze. Ja stałam naprzeciwko niej, z rękami skrzyżowanymi na piersi, czując jak serce rozdziera mi się na pół.
– Kasiu, ile razy mam ci powtarzać? – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Dopóki nie rozwiedziesz się z tym nierobem, nie dostaniesz od nas ani grosza.
Wiedziałam, że te słowa ją bolą. Ale ile razy można patrzeć, jak własne dziecko tonie w bagnie, które samo sobie wykopało? Mój mąż, Andrzej, od miesięcy powtarzał mi to samo: „Przestań jej pomagać! Ona nigdy nie dorośnie, jeśli będziesz ją ciągle ratować”. Ale przecież to moja córka. Moja mała Kasia, która zawsze była taka ambitna, taka dzielna…
A teraz? Siedzi w ciasnym mieszkaniu na Pradze, z dwójką dzieci i mężem, który całymi dniami gra na komputerze albo „szuka pracy” przez internet. Przez ostatni rok miał może trzy dorywcze fuchy – raz rozwoził ulotki, raz pomagał koledze przy remoncie. I tyle. Cały ciężar utrzymania rodziny spadł na Kasię. Nawet będąc na macierzyńskim, próbowała dorabiać korepetycjami z angielskiego przez Skype’a.
Wiedziałam, że jest jej ciężko. Ale ile można? Ile można być naiwną?
– Mamo… On się stara… Naprawdę… – Kasia próbowała bronić swojego męża, Krzyśka. – Teraz miał rozmowę o pracę… Może się uda…
– Kasia! – przerwałam jej ostro. – Słyszę to od roku! Ile jeszcze dasz mu szans? On cię wykorzystuje! Ty harujesz, a on…
– On jest ojcem moich dzieci! – krzyknęła nagle Kasia. Zosia zaczęła płakać. Mały Michaś też się rozbudził i zaczął marudzić.
Poczułam się podle. Ale musiałam być twarda.
Andrzej wszedł do kuchni i spojrzał na nas obie. Jego twarz była kamienna.
– Kasia, twoja mama ma rację. My już nie będziemy cię ratować. Albo bierzesz życie w swoje ręce, albo…
Kasia spuściła głowę. Widziałam, jak bardzo jest zmęczona. Jak bardzo chciałaby po prostu odpocząć, przestać walczyć.
Kiedy wyszła, usiadłam przy stole i rozpłakałam się. Andrzej objął mnie ramieniem.
– Musimy być twardzi – powiedział cicho. – Inaczej ona nigdy się nie obudzi.
Ale czy naprawdę byłam twarda? Czy może po prostu byłam okrutna?
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.
– Słyszałam, co się stało – zaczęła bez ogródek. – Ty chyba zwariowałaś! Jak możesz zostawić własną córkę samą z dwójką dzieci?
– Basia… Ja już nie wiem, co robić… Próbowałam wszystkiego…
– A może ona po prostu potrzebuje wsparcia? Może nie chodzi o pieniądze? Może powinnaś po prostu ją przytulić?
Nie spałam całą noc. W głowie miałam obraz Kasi siedzącej na podłodze w swoim mieszkaniu, z dziećmi na rękach i Krzyśkiem śpiącym do południa w drugim pokoju.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Kasia.
– Mamo… Przepraszam za wczoraj. Nie chciałam krzyczeć…
– Kochanie… Ja też przepraszam… Po prostu się martwię…
– Wiem… Ale ja go kocham. I wierzę, że się zmieni…
Chciałam jej powiedzieć, że ludzie się nie zmieniają. Że Krzysiek zawsze będzie taki sam. Ale nie mogłam jej tego odebrać.
Przez kolejne tygodnie nie rozmawiałyśmy prawie wcale. Czułam się winna i pusta. Andrzej był twardy jak skała – „Nie dzwonić! Nie pomagać!” – ale ja nocami płakałam w poduszkę.
Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie Zosia.
– Babciu… Mama płacze cały czas… Krzyś śpi… Ja jestem głodna…
Serce mi pękło.
Pojechałam do nich natychmiast. Drzwi otworzyła mi Kasia – wychudzona, z podkrążonymi oczami.
– Mamo… Nie powinnam była cię prosić o pomoc… Ale ja już nie daję rady…
Wtedy zrozumiałam: moje ultimatum niczego nie zmieniło. Kasia była jeszcze bardziej samotna niż wcześniej.
Usiadłyśmy razem na kanapie. Dzieci bawiły się na dywanie.
– Kasiu… – zaczęłam cicho. – Może czas pomyśleć o sobie? O dzieciach? Może czas przestać wierzyć w bajki?
Kasia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Boję się… Co ludzie powiedzą? Co będzie z dziećmi?
Objęłam ją mocno.
– Ludzie zawsze będą gadać. Ale twoje szczęście jest najważniejsze.
Nie wiem, jak ta historia się skończy. Może Kasia znajdzie w sobie siłę, żeby odejść od Krzyśka. Może on się zmieni – choć w to coraz mniej wierzę.
Czasem zastanawiam się: czy matka powinna stawiać ultimatum własnemu dziecku? Czy lepiej być twardą i patrzeć z boku na jej cierpienie, czy może lepiej po prostu być obok i trzymać za rękę?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?