„Dom mojego dzieciństwa stał się polem bitwy. Mój brat żąda ode mnie czynszu za mieszkanie po rodzicach”
– Anka, musimy pogadać – głos Pawła odbił się echem w pustym salonie, gdzie jeszcze niedawno stała kanapa naszych rodziców. Siedziałam na parapecie, patrząc na ogród, który mama pielęgnowała przez lata. W powietrzu unosił się zapach starego drewna i wspomnień.
– O czym? – spytałam, choć przeczuwałam, że nie będzie to rozmowa o pogodzie.
Paweł podszedł bliżej, ściskając w dłoni jakieś papiery. – Wiesz, że dom jest teraz mój. Tak wyszło w testamencie. Ale nie chcę cię wyrzucać. Możesz tu mieszkać… tylko musisz płacić czynsz. Tak jakbyś wynajmowała.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. – Czynsz? Paweł, to jest nasz dom! Tu się wychowaliśmy! – głos mi zadrżał.
– Anka, ja też tu dorastałem. Ale mam swoje życie, kredyt na mieszkanie w Warszawie, dzieciaki… Nie mogę sobie pozwolić na utrzymanie dwóch domów. To nic osobistego – powiedział, unikając mojego wzroku.
Nic osobistego? Jakby można było oddzielić serce od cegieł i wspomnień.
Po śmierci mamy i taty wszystko się rozpadło. Paweł od razu zaczął załatwiać sprawy spadkowe, biegał po urzędach, rozmawiał z notariuszem. Ja nie miałam do tego głowy – byłam przy mamie do końca, trzymałam ją za rękę, gdy odchodziła. Tata zmarł nagle rok wcześniej. Zostałam sama w pustym domu, próbując poskładać siebie na nowo.
Paweł przyjeżdżał rzadko. Zawsze w biegu, zawsze z telefonem przy uchu. „Muszę wracać do dzieci”, „Aga czeka z obiadem” – powtarzał. Czułam się coraz bardziej obca w miejscu, które kiedyś było moim światem.
Kiedy przyszło pismo od notariusza, nie miałam siły go czytać. Paweł powiedział tylko: „Dom jest mój, ale możesz tu zostać”. Wtedy jeszcze wierzyłam, że to znaczy: „Jesteśmy rodziną”.
Teraz patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka.
– Paweł… Ja nie mam pieniędzy na czynsz. Pracuję w bibliotece za grosze. Ledwo starcza mi na życie.
Wzruszył ramionami. – To może czas coś zmienić? Wynająć pokój komuś? Albo znaleźć lepszą pracę?
Zacisnęłam pięści. – Myślisz, że to takie proste? Że mogę po prostu zostawić wszystko?
– Anka, ja nie chcę wojny. Ale muszę myśleć o swojej rodzinie.
Jego rodzina… A ja? Czy już nie jestem jego rodziną?
Wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Na półce stały stare zdjęcia: ja i Paweł na sankach, mama z wałkiem do ciasta, tata z gazetą przy stole. Każde z tych zdjęć bolało jak drzazga pod paznokciem.
Wieczorem zadzwoniła do mnie ciotka Basia.
– Aniu, słyszałam o tym wszystkim… Paweł dzwonił do mnie po radę. Wiesz, on też ma ciężko.
– Ciociu, ale to jest mój dom! – wybuchłam. – Jak on może żądać ode mnie pieniędzy?
– Kochanie… czasem ludzie się zmieniają przez pieniądze. Ale spróbuj z nim jeszcze porozmawiać spokojnie.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos mamy: „Dzieci moje, trzymajcie się razem”.
Następnego dnia Paweł przyjechał z Agą i dziećmi. Siedzieliśmy przy stole w kuchni – tej samej, gdzie mama lepiła pierogi na święta.
– Aniu – zaczęła Aga łagodnie – rozumiemy twoją sytuację. Ale Paweł naprawdę nie może utrzymywać tego domu sam.
– A co mam zrobić? Wyprowadzić się? Sprzedać wszystko?
Paweł spojrzał na mnie twardo:
– Albo płacisz czynsz, albo musimy pomyśleć o sprzedaży domu.
Poczułam się jak zbędny mebel. Jakby ktoś wyrywał mi serce przez gardło.
Po ich wyjściu długo siedziałam na werandzie. Przechodziły mi przez głowę różne myśli: może powinnam była walczyć o połowę domu? Może powinnam była bardziej ufać bratu? Może powinnam była nie zostawać tu sama?
Przez kolejne dni próbowałam znaleźć rozwiązanie. Szukałam dodatkowej pracy, rozważałam wynajem pokoju studentce z pobliskiej uczelni. Ale każda myśl o obcej osobie w moim pokoju bolała mnie bardziej niż wizja wyprowadzki.
Pewnego wieczoru przyszła do mnie sąsiadka pani Zosia.
– Aniu, słyszałam… To straszne, co się dzieje między tobą a Pawłem. Ale pamiętaj: dom to nie tylko mury. To ludzie i wspomnienia.
Popłakałam się jej na ramieniu jak dziecko.
Tydzień później Paweł zadzwonił:
– Anka… Zastanawiałem się nad wszystkim. Może rzeczywiście przesadziłem z tym czynszem… Ale nie wiem już sam, co robić.
– Może po prostu porozmawiajmy jak rodzeństwo? Bez papierów i pieniędzy między nami?
Zamilkliśmy oboje.
Dziś siedzę na tej samej werandzie co zawsze i patrzę na zachodzące słońce nad ogrodem mamy. Nie wiem jeszcze, jak to wszystko się skończy. Czy dom zostanie w rodzinie? Czy będę musiała go opuścić?
Ale jedno wiem na pewno: czasem największy ból sprawiają ci, których kochamy najbardziej.
Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina? Czy można odzyskać dom dzieciństwa, gdy raz już został utracony?