„Dlaczego weszłaś do mieszkania podczas naszej nieobecności?” – historia o zaufaniu, rodzinnych sekretach i cenie prawdy
– Dlaczego weszłaś do mieszkania podczas naszej nieobecności? – głos mojej córki, Zuzanny, przeszył mnie na wskroś, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz. Stała w przedpokoju z rękami skrzyżowanymi na piersi, a jej mąż, Paweł, patrzył na mnie z wyraźnym chłodem. W powietrzu wisiała atmosfera oskarżenia, której nie potrafiłam rozproszyć.
– Zuzia… ja tylko… – zaczęłam niepewnie, ale przerwała mi gwałtownie.
– Nie chcę słuchać tłumaczeń. Powiedzieliśmy wyraźnie: żadnych wizyt pod naszą nieobecność. To nasz dom! – jej głos drżał od emocji.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Przez chwilę miałam ochotę rzucić kluczami i wybiec na klatkę schodową, ale coś mnie powstrzymało. Może to była duma, a może strach przed tym, co mogłabym usłyszeć za plecami.
Wszystko zaczęło się dwa tygodnie wcześniej. Zuzanna i Paweł jechali na długo wyczekiwane wakacje do Zakopanego. Poprosili mnie, żebym podlewała kwiaty i sprawdzała skrzynkę na listy. Dali mi klucze z zastrzeżeniem: „Tylko w razie potrzeby”.
Przez pierwsze dni nie zaglądałam do ich mieszkania. Ale potem zadzwoniła do mnie sąsiadka z dołu, pani Halina.
– Pani Marto, coś cieknie z sufitu w łazience! Może to od Zuzanny?
Serce mi stanęło. Przecież nie mogłam zostawić tego tak! Wbiegłam po schodach, otworzyłam drzwi i od razu poczułam wilgoć w powietrzu. W łazience rzeczywiście kapało z rury pod umywalką. Zakręciłam zawór i zadzwoniłam po hydraulika. Wszystko załatwiłam w ciągu godziny.
Ale wtedy… wtedy zobaczyłam coś jeszcze. Na stole w salonie leżała otwarta koperta z napisem „Na remont”. Nie chciałam zaglądać do środka, ale ciekawość zwyciężyła. Zajrzałam – była tam spora suma pieniędzy. Szybko zamknęłam kopertę i odłożyłam ją na miejsce.
Przez kolejne dni nie dawało mi to spokoju. Czy powinnam powiedzieć córce o awarii? Czy nie powinnam była nawet dotykać tej koperty? W końcu uznałam, że lepiej milczeć – przecież wszystko naprawiłam.
Kiedy wrócili z urlopu, od razu zadzwonili.
– Mamo, czy byłaś u nas? – zapytała Zuzanna przez telefon.
– Tak, tylko raz… bo sąsiadka mówiła o przecieku…
– Nic nie mówiłaś wcześniej! – jej głos był zimny jak lód.
– Nie chciałam was martwić na urlopie…
– A pieniądze? – Paweł przejął słuchawkę. – Były w kopercie na stole. Teraz jest mniej!
Zamarłam. Przecież nawet nie dotknęłam tych pieniędzy! Próbowałam się bronić:
– Przysięgam, nie wzięłam ani złotówki!
Ale oni już mi nie wierzyli. Następnego dnia przyszli do mnie osobiście. Rozmowa była krótka i bolesna.
– Mamo, musimy zmienić zamki – powiedziała Zuzanna bez cienia żalu w głosie.
– Nie wierzycie mi? Naprawdę myślicie, że mogłabym was okraść?
– Nie wiemy już, co myśleć – Paweł spojrzał na mnie twardo. – Może ktoś jeszcze miał klucze? Może twój brat?
Poczułam się upokorzona. Brat? On nawet nie wie, gdzie mieszkają! Ale nie miałam już siły walczyć.
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Iwona.
– Co się stało? Zuzia płakała przez telefon…
Opowiedziałam jej wszystko. Iwona westchnęła ciężko:
– Wiesz, że ona zawsze była podejrzliwa… Ale żeby własnej matce nie ufać?
Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę mogłam coś przeoczyć? Może hydraulik coś zauważył? Zadzwoniłam do niego rano.
– Panie Krzysztofie, czy był ktoś jeszcze w mieszkaniu podczas naprawy?
– Nikogo nie było oprócz pani – odpowiedział spokojnie.
Ulga była chwilowa. Następnego dnia Zuzanna przyszła sama.
– Mamo… przepraszam za wczoraj. Ale te pieniądze… Paweł jest przekonany, że to ty…
– Zuzia! Przysięgam ci na wszystko, co mam najdroższego!
Wtedy rozpłakała się i przytuliła mnie mocno.
– Ja też ci wierzę… Ale Paweł… On już zmienił zamki.
Przez kolejne tygodnie nasze relacje były napięte jak struna. Spotykaliśmy się rzadko, rozmowy były krótkie i pełne niedopowiedzeń. Czułam się jak obca we własnej rodzinie.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie pani Halina.
– Pani Marto! Wie pani co? Mój wnuk bawił się na klatce schodowej i znalazł kopertę pod wycieraczką państwa córki! Były tam pieniądze!
Serce mi zamarło. Natychmiast pobiegłam do Zuzanny.
– Znalazła się ta koperta! Była pod wycieraczką!
Paweł patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– To niemożliwe…
Zuzanna otworzyła kopertę i zaczęła liczyć pieniądze. Wszystko się zgadzało.
– Przepraszam cię, mamo… – wyszeptała cicho.
Ale ja już nie potrafiłam się cieszyć. Coś we mnie pękło na zawsze.
Dziś mijają dwa lata od tamtych wydarzeń. Nasze relacje są poprawne, ale nigdy już nie będą takie same jak dawniej. Często wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy można odbudować zaufanie raz utracone? Czy rodzina naprawdę znaczy wszystko, jeśli wystarczy jeden cień podejrzenia, by wszystko runęło?
A wy… czy wybaczylibyście tak łatwo? Czy potrafilibyście zaufać jeszcze raz?