Czy zdradziłem własnego ojca? Moja walka z poczuciem winy i odpowiedzialnością za rodzinę
— Nie możesz tego zrobić, Michał! — głos mojej siostry, Agaty, drżał od gniewu i rozpaczy. Stała w kuchni, zaciśnięte pięści wbijała w blat stołu. — Tata całe życie poświęcił dla nas wszystko. Teraz chcesz go oddać do domu starców?
Patrzyłem na nią bezradnie, czując jak w gardle rośnie mi gula. Za drzwiami słychać było cichy szelest chodzika — tata próbował przejść z pokoju do łazienki. Ostatnio coraz częściej się przewracał, zapominał, gdzie jest. Czasem nie poznawał mnie ani Agaty. Ale kiedy miał lepszy dzień, patrzył na mnie tymi samymi oczami, które pamiętałem z dzieciństwa — pełnymi ciepła i troski.
— Agata, ja… — zacząłem, ale przerwała mi gwałtownie.
— Nie ma żadnego „ale”! — krzyknęła. — To nasz ojciec! Chcesz go zostawić między obcymi ludźmi? Wiesz, jak on się tam poczuje?
Wiedziałem. I właśnie to bolało najbardziej. Ale wiedziałem też, że nie daję już rady. Praca, dwójka dzieci, żona, która coraz częściej patrzyła na mnie z wyrzutem. A tata… Tata wymagał opieki przez całą dobę. Ostatnio w nocy wyszedł z domu i sąsiad znalazł go na przystanku autobusowym, w piżamie, zdezorientowanego i przerażonego.
— Michał… — usłyszałem cichy głos taty za plecami. — Gdzie jest mama?
Zamarłem. Mama nie żyła od pięciu lat. Tata zapominał o tym coraz częściej.
— Tato, mama… mama poszła do sklepu — skłamałem, bo tak było łatwiej. Usiadł ciężko na krześle i zapatrzył się w okno.
Agata odwróciła się do mnie plecami. Widziałem jej drżące ramiona.
Wieczorem siedziałem na łóżku z żoną, Magdą. Próbowałem czytać dzieciom bajkę na dobranoc, ale głos mi się łamał.
— Michał — Magda położyła mi dłoń na ramieniu. — Nie możemy tak dalej żyć. Dzieci się boją dziadka, kiedy krzyczy przez sen. Ty jesteś wrakiem człowieka. Ja… ja też już nie daję rady.
Wiedziałem, że ma rację. Ale jak powiedzieć ojcu, że chcę go oddać? Jak spojrzeć sobie w oczy?
Następnego dnia zadzwoniłem do domu opieki w podwarszawskich Markach. Rozmowa była rzeczowa, ale czułem się jak zdrajca.
— Proszę pana, mamy wolne miejsce od przyszłego tygodnia — powiedziała pani Anna z recepcji. — Zapewniamy całodobową opiekę medyczną, rehabilitację, zajęcia terapeutyczne…
Nie słuchałem już szczegółów. W głowie miałem tylko jedno: czy to naprawdę jedyne wyjście?
Wieczorem zebrałem całą rodzinę przy stole.
— Tato… musimy porozmawiać — zacząłem niepewnie.
Ojciec spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.
— O czym?
— O twoim zdrowiu. O tym, że potrzebujesz opieki…
Agata zerwała się z miejsca.
— Nie! Nie zgadzam się! Jeśli ty go oddasz, ja się nim zajmę!
Popatrzyłem na nią smutno.
— Agata… masz dwójkę małych dzieci i pracujesz na pół etatu. Sama mówiłaś, że nie dasz rady.
Zapanowała cisza. Tylko zegar tykał głośno na ścianie.
Ojciec nagle odezwał się cicho:
— Czy ja jestem dla was ciężarem?
Serce mi pękło.
— Tato… nigdy nie byłeś ciężarem. Ale potrzebujesz pomocy, której my nie umiemy ci dać.
Ojciec spuścił głowę.
— Kiedyś myślałem, że umrę we własnym łóżku…
Nie spałem tej nocy. Wpatrywałem się w sufit i słuchałem oddechu Magdy obok mnie. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: tata uczący mnie jeździć na rowerze; tata naprawiający kran; tata płaczący po śmierci mamy.
Rano Agata przyszła do mnie z zapuchniętymi oczami.
— Przepraszam za wczoraj — powiedziała cicho. — Może masz rację. Może to dla niego lepsze…
Tydzień później zawiozłem tatę do domu opieki. Siedział obok mnie w samochodzie i patrzył przez okno na mijane drzewa.
— Michał… a wrócisz po mnie? — zapytał nagle.
Łzy napłynęły mi do oczu.
— Zawsze będę przy tobie, tato.
Pierwsze tygodnie były najgorsze. Każda wizyta kończyła się płaczem — moim lub taty. Czułem się jak zdrajca. Zaczęły się telefony od dalszej rodziny: „Jak mogłeś?”, „Co z was za dzieci?”, „Za naszych czasów rodziców się nie oddawało!”.
Ale po kilku miesiącach zauważyłem zmianę. Tata zaczął się uśmiechać do pielęgniarki Kasi, brał udział w zajęciach plastycznych, nawet zaprzyjaźnił się z panem Zbyszkiem z sąsiedniego pokoju.
Kiedyś podczas wizyty powiedział mi:
— Wiesz co, Michał? Tu jest inaczej niż myślałem. Nie jestem sam…
Wyszedłem wtedy na korytarz i pierwszy raz od miesięcy poczułem ulgę.
Dziś wiem jedno: czasem największą miłością jest pozwolić komuś odejść tam, gdzie będzie bezpieczny i szczęśliwy — nawet jeśli serce krzyczy inaczej.
Czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy naprawdę zdradziłem własnego ojca? A może właśnie tak wygląda prawdziwa odpowiedzialność za rodzinę?