„Czy rodzicielstwo to tylko rachunek do zapłacenia?” – Moja córka zarzuciła mi, że daliśmy jej za mało pieniędzy na ślub. Czy naprawdę wszystko sprowadza się do pieniędzy?

– Mamo, naprawdę myślałam, że dacie nam więcej – powiedziała Marta, patrząc na mnie z wyrzutem. Stałyśmy w kuchni, jeszcze wczoraj pełnej śmiechu i zapachu ciasta drożdżowego. Dziś powietrze było ciężkie, a między nami wisiała cisza, której nie potrafiłam przerwać.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę patrzyłam na jej twarz – tę samą, którą całowałam na dobranoc przez dwadzieścia sześć lat. W jej oczach widziałam rozczarowanie i coś jeszcze – żal? Złość? Sama już nie wiem.

– Marta… – zaczęłam cicho. – Przecież to my zapłaciliśmy za całe wesele. Za salę, orkiestrę, suknię… Nawet za waszą podróż poślubną.

– Ale wszyscy dostali koperty! – przerwała mi gwałtownie. – Ula mówiła, że jej rodzice dali im pięćdziesiąt tysięcy! A wy…

Zabrakło mi tchu. Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę miałam ochotę wyjść z kuchni i zatrzasnąć za sobą drzwi. Ale zostałam. Bo jestem matką.

Wróciły do mnie obrazy z ostatnich miesięcy: jak z mężem, Andrzejem, liczyliśmy każdy grosz, żeby wszystko się udało. Jak Andrzej brał nadgodziny w warsztacie samochodowym, a ja szyłam dekoracje na salę weselną po nocach. Jak rezygnowaliśmy z wakacji, żeby Marta miała ten jeden wymarzony dzień.

A teraz ona patrzy na mnie tak, jakbyśmy byli skąpcami.

– Marto – powiedziałam spokojnie, choć głos mi drżał. – Nie wszystko w życiu da się przeliczyć na pieniądze.

– Łatwo ci mówić – burknęła. – Wy już wszystko macie.

Nie odpowiedziałam. Wyszłam do ogrodu. Potrzebowałam powietrza. Usiadłam na ławce pod jabłonią i poczułam łzy pod powiekami. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułam się tak bezradna wobec własnego dziecka.

Wieczorem Andrzej wrócił z pracy. Zobaczył mnie w kuchni i od razu wiedział, że coś jest nie tak.

– Co się stało? – zapytał cicho.

Opowiedziałam mu wszystko. Siedzieliśmy długo w milczeniu. W końcu Andrzej westchnął:

– Może rzeczywiście powinniśmy byli dać im więcej do koperty…

– Andrzej! – przerwałam mu ostro. – Przecież nie mamy już oszczędności! Wszystko poszło na wesele!

Spojrzał na mnie smutno.

– Wiem. Ale może dla niej to ważne…

Poczułam narastającą złość. Czy naprawdę wychowaliśmy córkę, dla której liczą się tylko pieniądze? Czy to ja popełniłam błąd? Zawsze starałam się uczyć ją szacunku do pracy i wdzięczności za to, co ma. Czy coś przegapiłam?

Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Basia.

– Słyszałam od Marty… – zaczęła ostrożnie.

– Tak, już wszyscy wiedzą – przerwałam jej z goryczą.

– Nie przejmuj się tym tak bardzo – powiedziała Basia cicho. – Młodzi teraz mają inne podejście do życia. Wszystko porównują…

– Ale przecież to nie jest normalne! – wybuchłam. – Myśmy z Andrzejem dostali od rodziców pościel i komplet talerzy! I byliśmy szczęśliwi!

Basia milczała przez chwilę.

– Czasy się zmieniły – powiedziała w końcu.

Wieczorem Marta przyszła do nas z mężem, Tomkiem. Byli spięci, Tomek patrzył w podłogę.

– Chcieliśmy porozmawiać – zaczęła Marta niepewnie.

Usiedliśmy przy stole. Przez chwilę nikt się nie odzywał.

– Mamo… Tato… Przepraszam za wczoraj – powiedziała w końcu Marta cicho. – Po prostu… wszyscy pytali nas o kopertę od rodziców i jakoś tak… głupio mi było…

Spojrzałam na nią uważnie. Widziałam w jej oczach wstyd i zmieszanie.

– Marto – powiedział Andrzej spokojnie. – My cię kochamy i chcieliśmy dać ci wszystko, co najlepsze. Ale nie mamy tyle pieniędzy co inni.

Marta spuściła głowę.

– Wiem… Przepraszam…

Tomek odezwał się pierwszy raz tego wieczoru:

– My też trochę przesadziliśmy… To był piękny ślub i wesele. Dziękujemy wam za wszystko.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Poczułam ulgę, ale też smutek. Bo wiedziałam już, że coś się zmieniło między nami na zawsze.

Po ich wyjściu długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak łatwo pieniądze mogą zniszczyć to, co buduje się latami: zaufanie, bliskość, miłość.

Czy naprawdę rodzicielstwo to tylko rachunek do zapłacenia? Czy nasze dzieci potrafią jeszcze docenić to, co niewidoczne na pierwszy rzut oka? A może to my musimy nauczyć się rozmawiać o pieniądzach inaczej?