Czy powinnam była się wtrącać? Historia teściowej, która nie potrafiła milczeć

— Znowu się kłócicie? — zapytałam, ledwo przekraczając próg mieszkania mojego syna. W powietrzu wisiała gęsta cisza, a na stole stały dwie niedopite herbaty. Synowa, Marta, odwróciła wzrok. Mój syn, Paweł, tylko wzruszył ramionami.

— Mamo, to nie twoja sprawa — powiedział cicho, ale wyczułam w jego głosie zmęczenie. Przez chwilę chciałam wyjść, zostawić ich z tym wszystkim, ale nie potrafiłam. Od lat czułam, że Marta nie jest dla niego odpowiednią kobietą. Zawsze była chłodna, zamknięta w sobie, a ja marzyłam o synowej, z którą mogłabym piec ciasta i rozmawiać godzinami. Z Martą nigdy się nie dogadałyśmy.

Tego dnia Paweł powiedział mi wprost: — Rozwodzimy się. To już postanowione.

Poczułam, jak świat mi się wali. Przecież mają dwójkę dzieci! Jak oni sobie poradzą? Jak ja sobie poradzę z myślą, że moje wnuki będą wychowywane w rozbitej rodzinie? Wiem, że nie powinnam była się wtrącać, ale nie mogłam inaczej. Zawsze byłam matką, która walczy o swoje dzieci.

Wieczorem zadzwoniłam do Marty. — Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo. Spotkałyśmy się w kawiarni na rogu. Marta przyszła spóźniona, jakby już na wstępie chciała mi pokazać, że nie jestem dla niej ważna.

— Pani Zofio, proszę nie mieszać się w nasze sprawy — powiedziała chłodno.

— Ale to też moja rodzina! — odpowiedziałam z żalem. — Paweł jest moim synem, a dzieci moimi wnukami. Nie możecie tak po prostu wszystkiego przekreślić!

Marta spojrzała na mnie z takim bólem w oczach, że na chwilę zamilkłam. — Pani nigdy mnie nie zaakceptowała — wyszeptała. — Od początku czułam się tu obco. Może to też jest powód tego wszystkiego?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież zawsze chciałam dla Pawła jak najlepiej! Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

Wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo tej rozmowy. Czy rzeczywiście byłam niesprawiedliwa wobec Marty? Czy moje ciągłe uwagi i krytyka sprawiły, że poczuła się wykluczona?

Następnego dnia zadzwonił Paweł. — Mamo, proszę cię… Nie pogarszaj sytuacji. To nasza decyzja.

— Ale dlaczego? Co się stało? Przecież macie dzieci! — próbowałam jeszcze raz.

— Mamo, nie rozumiesz… My już od dawna jesteśmy tylko współlokatorami. Przestaliśmy być rodziną.

Zrozumiałam wtedy, że nie jestem w stanie niczego naprawić. Że moje dobre intencje mogą tylko pogorszyć sprawę. Ale serce matki nie słucha rozumu.

Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Martą i Pawłem osobno. Proponowałam terapię małżeńską, opiekę nad dziećmi, nawet wspólne wakacje „dla dobra rodziny”. Każda moja propozycja spotykała się z coraz większym oporem.

W końcu Marta przestała odbierać ode mnie telefony. Paweł zaczął mnie unikać. Wnuki widywałam coraz rzadziej.

Pewnego dnia przyszła do mnie moja córka Ania. — Mamo, musisz przestać się mieszać — powiedziała stanowczo. — Paweł jest dorosły. Musisz mu pozwolić żyć po swojemu.

— Ale ja tylko chcę pomóc! — broniłam się.

— Pomagasz czy kontrolujesz? — zapytała cicho.

To pytanie uderzyło mnie jak obuchem w głowę. Czy naprawdę przez lata próbowałam kontrolować życie mojego syna? Czy moja niechęć do Marty była aż tak widoczna?

Zaczęłam przypominać sobie wszystkie święta, kiedy krytykowałam jej gotowanie albo sposób wychowania dzieci. Wszystkie te drobne uwagi, które miały być „dla dobra rodziny”, a tak naprawdę raniły ją coraz bardziej.

Dziś siedzę sama w pustym mieszkaniu i zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej. Czy powinnam była pozwolić im samym rozwiązać swoje problemy? Czy moje dobre intencje były tylko przykrywką dla własnych lęków przed samotnością?

Czasem myślę o tym, jak wyglądałoby nasze życie, gdybym od początku zaakceptowała Martę taką, jaka jest. Może wtedy Paweł byłby szczęśliwszy? Może wnuki miałyby pełną rodzinę?

Nie wiem już, co jest dobre, a co złe. Wiem tylko jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi, ale też szacunek i akceptacja.

Czy naprawdę można kochać kogoś i jednocześnie go ranić? Czy powinnam była milczeć i pozwolić im samym przejść przez kryzys? A może jeszcze nie jest za późno na naprawienie tego wszystkiego?