„Czy naprawdę jestem złą matką?” – Historia o luksusie, presji i samotności młodej mamy z Warszawy
– „Naprawdę musiałaś kupować tej małej body za czterysta złotych?” – głos mojej mamy przeszył ciszę w kuchni jak nóż. Stałam przy blacie, próbując rozsmarować masło na kromce chleba, ale dłonie mi drżały. Z salonu dobiegał cichy płacz mojej sześciotygodniowej córeczki, Bianki. Tak, Bianki – bo tak ją nazwałam, choć cała rodzina uważała, że to imię nie pasuje do polskiej rzeczywistości.
– „To moje dziecko, mamo. Chcę, żeby miała wszystko, czego ja nie miałam,” odpowiedziałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Mama westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z mieszaniną troski i dezaprobaty. – „Ale czy ona tego potrzebuje? Czy ty tego potrzebujesz?”
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: nie pozwolę, żeby moja córka musiała się wstydzić, tak jak ja kiedyś. Pamiętam, jak w podstawówce dzieci śmiały się z moich butów z bazaru i kurtki po starszej kuzynce. Przysięgłam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie poczuje się gorsze.
Mój mąż, Tomek, początkowo wspierał mnie w tych wyborach. – „Chcesz kupić jej sukienkę od polskiego projektanta? Jasne, zasłużyła!” – mówił z uśmiechem, choć widziałam w jego oczach cień niepokoju, gdy sprawdzał stan konta. Ale kiedy przyszła pierwsza paczka z miniaturowymi bucikami za siedemset złotych, już nie żartował.
– „Ola, może trochę przesadzasz? Przecież ona nawet nie chodzi…” – próbował tłumaczyć spokojnie.
– „Nie rozumiesz! To nie o buty chodzi! Chcę, żeby miała wszystko!” – wybuchłam wtedy. Zamilkł. Od tamtej pory coraz częściej milczał.
Wszystko zaczęło się jeszcze zanim Bianka przyszła na świat. Przeglądałam Instagram i widziałam te wszystkie idealne mamy – ich dzieci w śnieżnobiałych łóżeczkach, w ubrankach z metkami, z imionami jak z bajki. Chciałam być jedną z nich. Chciałam być lepsza niż moja własna matka, która zawsze powtarzała: „Nie stać nas na takie rzeczy”.
Kiedy ogłosiłam rodzinie imię córki, zapadła cisza. Babcia spojrzała na mnie jakbym zwariowała.
– „Bianka? A co to za imię? Nie mogłaś dać jej normalnie – Zosia albo Marysia?”
– „To piękne imię! I wyjątkowe!” – broniłam się. Ale już wiedziałam, że będą gadać za moimi plecami.
Po porodzie wszystko się nasiliło. Każdy mój post na Facebooku był komentowany przez ciotki i koleżanki ze szkoły: „A po co niemowlakowi sukienka za tyle pieniędzy?”, „Może lepiej odkładać na przyszłość niż szastać kasą?”, „Imię jak z telenoweli…”.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Nawet Tomek zaczął się odsuwać. Wracał późno z pracy, unikał rozmów o pieniądzach. Pewnego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– „Ola, musimy pogadać. Nasze oszczędności topnieją. Może czas trochę przystopować?”
Patrzyłam na niego z wyrzutem.
– „Ty też uważasz, że jestem złą matką? Że przesadzam?”
– „Nie o to chodzi… Po prostu martwię się o naszą przyszłość. O Biankę też.”
Wybiegłam wtedy do pokoju dziecięcego i patrzyłam na śpiącą córeczkę. Miała na sobie body od znanej polskiej marki, a obok leżał pluszowy królik za dwieście złotych. Czy naprawdę to wszystko było jej potrzebne?
Następnego dnia odwiedziła mnie przyjaciółka, Kasia.
– „Ola, widzę co się dzieje… Może spróbuj trochę odpuścić? Bianka i tak cię kocha najbardziej na świecie.”
Zaczęłam płakać. Wylałam przed nią wszystko: strach przed biedą, przed byciem ocenianą, przed tym że nie będę wystarczająco dobrą matką.
– „Chcę tylko, żeby była szczęśliwa… Żeby nikt jej nie wytykał palcami.”
Kasia przytuliła mnie mocno.
– „Szczęście to nie metka na ubranku. To twoja miłość.”
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić. Każdego dnia walczyłam ze sobą – czy kupić kolejną rzecz, czy odpuścić? Czy słuchać siebie czy innych?
Pewnej nocy obudził mnie płacz Bianki. Wzięłam ją na ręce i usiadłam w fotelu przy oknie. Patrzyłam na Warszawę pogrążoną we śnie i czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
– „Czy naprawdę jestem złą matką?” – szepnęłam do niej cicho.
Bianka spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami i uśmiechnęła się przez sen.
Może nigdy nie będę idealna. Może zawsze będę walczyć z własnymi demonami i oczekiwaniami innych. Ale jedno wiem na pewno: kocham ją ponad wszystko.
A wy? Czy naprawdę luksus może zastąpić miłość? Czy można być dobrą matką mimo błędów i presji otoczenia?