„Córka mówi: Przecież to normalne, że babcia pomaga” – a ja coraz częściej czuję, że moje życie już nie jest moje

– Mamo, przecież to normalne, że babcia pomaga – słyszę głos Agaty, mojej córki, kiedy po raz kolejny próbuję tłumaczyć, że nie dam rady odebrać Jasia z przedszkola i jeszcze ugotować obiadu dla całej rodziny. Stoję w kuchni, ręce mam zanurzone w zimnej wodzie, zmywam talerze po śniadaniu. W tle słychać bajkę, którą puściłam wnukowi, żeby choć na chwilę mieć spokój.

– Agata, ja też mam swoje sprawy… – zaczynam nieśmiało, ale ona już mnie nie słucha. Przewraca oczami i rzuca przez ramię:

– Mamo, przecież ty jesteś na emeryturze. Co innego masz do roboty?

Cisza. Czuję, jak coś we mnie pęka. Odkładam talerz i patrzę przez okno na szare blokowisko. Kiedyś miałam plany – chciałam zapisać się na kurs malarstwa, pojechać z koleżankami do sanatorium. Teraz wszystko kręci się wokół wnuka i córki.

Pamiętam dzień, kiedy Agata przyszła do mnie z wiadomością, że jest w ciąży. Płakała ze szczęścia, a ja razem z nią. Obiecałam sobie wtedy, że będę najlepszą babcią na świecie. I byłam – przez pierwsze lata. Z radością tuliłam Jasia, śpiewałam mu kołysanki, piekłam ciasteczka. Ale potem Agata wróciła do pracy i wszystko się zmieniło.

– Mamo, tylko na chwilę – mówiła. – Tylko dopóki nie znajdziemy niani.

Minęły cztery lata. Niani nie znaleźliśmy nigdy.

Z czasem zaczęłam czuć się jak cień we własnym domu. Każdy mój dzień podporządkowany był grafikom Agaty i jej męża. Odbierz Jasia z przedszkola, ugotuj obiad, idź na zakupy, wyprasuj ubrania. Nawet kiedy miałam umówioną wizytę u lekarza czy spotkanie z koleżanką, słyszałam:

– Mamo, przecież możesz przełożyć. Ja nie mam takiej swobody.

Czułam się winna za każdym razem, gdy próbowałam postawić granicę. Przecież kocham Jasia nad życie. Ale czy to znaczy, że muszę rezygnować z siebie?

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Basia – moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

– Haniu, jedziemy nad morze! Zbieramy się w piątek rano, wracamy w niedzielę. Musisz jechać z nami!

Serce mi zabiło mocniej. Chciałam powiedzieć „tak”, ale od razu pomyślałam o Agacie.

– Nie wiem, czy mogę… – zaczęłam niepewnie.

Basia westchnęła:

– Haniu, ty zawsze wszystko odkładasz dla innych! Zasługujesz na coś więcej niż gotowanie i pilnowanie wnuka.

Wieczorem zebrałam się na odwagę i powiedziałam Agacie o wyjeździe.

– Jak to? – jej głos był pełen niedowierzania. – A kto odbierze Jasia? Kto mu zrobi obiad?

– Może Tomek? – zaproponowałam ostrożnie.

Agata spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu.

– Mamo, przecież Tomek pracuje! Ty naprawdę jesteś egoistką…

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, jak bardzo się zmieniło nasze życie. Kiedyś byłam dla Agaty najważniejsza – teraz jestem tylko wygodną opcją.

Następnego dnia rano spojrzałam w lustro i zobaczyłam zmęczoną kobietę o siwych włosach i smutnych oczach. Gdzie podziała się ta Hania sprzed lat? Ta, która śmiała się głośno i marzyła o podróżach?

Zadzwoniłam do Basi.

– Jadę z wami – powiedziałam cicho.

Wyjazd był cudowny. Siedziałyśmy na plaży do późna w nocy, piłyśmy herbatę z termosu i rozmawiałyśmy o wszystkim – o dawnych miłościach, o dzieciach, o tym, jak trudno być kobietą w Polsce.

Po powrocie czekała mnie awantura.

– Mamo! Ja przez ciebie musiałam brać urlop! Wiesz ile mam pracy?!

Patrzyłam na nią i czułam mieszankę żalu i gniewu.

– Agato, ja też mam prawo do swojego życia – powiedziałam spokojnie.

Nie rozumiała mnie. Przez kilka dni nie odzywała się do mnie wcale. Ja za to pierwszy raz od dawna poczułam się wolna.

Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Zapisałam się na kurs malarstwa w domu kultury. Poznałam nowych ludzi. Zaczęłam wychodzić z domu nie tylko po zakupy czy do lekarza.

Agata w końcu przyszła do mnie z Jasiem.

– Babciu, namalujesz mi smoka? – zapytał wnuk z błyskiem w oku.

Uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam go mocno.

Agata patrzyła na mnie długo.

– Mamo… przepraszam. Chyba zapomniałam, że ty też jesteś człowiekiem.

Łzy napłynęły mi do oczu. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Czasem patrzę na swoje życie i zastanawiam się: czy można być dobrą babcią i jednocześnie nie zapomnieć o sobie? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Co wy o tym myślicie?