„Co Myśleliśmy? Życie Bez Samochodu Rodzinnego”
Kiedy mój mąż i ja zdecydowaliśmy się sprzedać nasz samochód rodzinny, myśleliśmy, że podejmujemy odważny krok w kierunku prostszego, bardziej zrównoważonego stylu życia. Wyobrażaliśmy sobie życie, w którym polegamy na transporcie publicznym, rowerach i spacerach. Wydawało się to świetnym pomysłem — mniej stresu, mniejsze wydatki i mniejszy ślad węglowy. Jednak rzeczywistość życia bez samochodu na polskich przedmieściach okazała się daleka od prostoty.
Nasi przyjaciele i rodzina byli zszokowani naszą decyzją. „Jak sobie poradzicie bez samochodu?” pytali z niedowierzaniem. „A co z zakupami spożywczymi, wizytami u lekarza czy nagłymi wypadkami?” Pomimo ich obaw, byliśmy zdeterminowani, aby to się udało. Zrobiliśmy swoje badania i wierzyliśmy, że jesteśmy przygotowani na nadchodzące wyzwania.
Pierwsze kilka tygodni było do opanowania. Cieszyliśmy się nowością chodzenia do pobliskich sklepów i korzystania z transportu publicznego na dłuższe wycieczki. Nasze dzieci były podekscytowane jazdą rowerem do szkoły, a my czuliśmy się dobrze, zmniejszając nasz wpływ na środowisko. Jednak z czasem wyzwania zaczęły się piętrzyć.
Zakupy spożywcze szybko stały się logistycznym koszmarem. Bez samochodu mogliśmy kupować tylko to, co mogliśmy unieść, co oznaczało częstsze wizyty w sklepie. Było to nie tylko czasochłonne, ale także wyczerpujące. Próbowaliśmy korzystać z usług dostawy, ale były one drogie i często zawodne.
Wizyty u lekarza i inne zobowiązania wymagały skrupulatnego planowania. Rozkłady jazdy transportu publicznego nie zawsze były dogodne, a opóźnienia były powszechne. Spędzaliśmy więcej czasu czekając na autobusy i pociągi, niż kiedykolwiek przewidywaliśmy. Spontaniczność, którą zapewniał samochód, była bardzo odczuwalna.
Nagłe wypadki to zupełnie inna historia. Kiedy nasze najmłodsze dziecko zachorowało w środku nocy, zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy bezbronni bez pojazdu. Najbliższy szpital był oddalony o kilka kilometrów, a czekanie na Ubera lub Bolta w środku nocy było stresujące. W tym momencie bardziej niż kiedykolwiek kwestionowaliśmy naszą decyzję.
Nasze dzieci również zaczęły odczuwać napięcie. Ominęły je zajęcia pozalekcyjne i spotkania z przyjaciółmi, ponieważ koordynacja transportu była zbyt skomplikowana. Rodzice ich przyjaciół często musieli pomagać, co sprawiało, że czuliśmy się winni i zobowiązani.
W miarę upływu miesięcy początkowe podekscytowanie naszym eksperymentem bez samochodu ustąpiło miejsca frustracji i żalowi. Niedoceniliśmy, jak głęboko zakorzeniona jest kultura samochodowa w naszej społeczności i jak trudne będzie życie bez niego.
Pomimo naszych najlepszych intencji rzeczywistość jest taka, że życie bez samochodu w naszym przedmiejskim środowisku okazało się trudniejsze, niż sobie wyobrażaliśmy. Ciągle przypomina nam się o wygodzie i wolności, jaką zapewnia samochód. Nasza podróż jeszcze się nie skończyła i zastanawiamy się, czy podjęliśmy właściwą decyzję.