Była teściowa żąda połowy pieniędzy ze sprzedaży mieszkania – czy powinnam się poddać? Moja historia walki o własne życie

— Nie wierzę, że masz czelność! — głos pani Haliny przeszył ciszę w moim salonie jak nóż. Stała w progu, zaciśnięte pięści, oczy pełne gniewu. — Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam, chcesz mnie tak po prostu wyrzucić z życia?

Patrzyłam na nią, czując jak serce wali mi w piersi. Miałam ochotę krzyknąć, wybiec z mieszkania, ale wiedziałam, że muszę być silna. To nie pierwszy raz, kiedy pani Halina próbowała przejąć kontrolę nad moim życiem, ale tym razem stawka była wyższa niż kiedykolwiek.

Mam na imię Marta. Mam 36 lat i od dwóch lat jestem po rozwodzie z Pawłem. Nasze małżeństwo rozpadło się przez jego zdrady i wieczne kłamstwa. Przez lata znosiłam upokorzenia, bo wierzyłam, że dla dobra naszej córki Zosi powinnam trwać w tym związku. Ale kiedy zobaczyłam Pawła z inną kobietą na własne oczy, coś we mnie pękło. Spakowałam walizki i wyprowadziłam się do mieszkania po moich rodzicach.

To mieszkanie było moją ostoją. Tam Zosia mogła spokojnie odrabiać lekcje, a ja powoli zaczynałam układać sobie życie na nowo. Przez pierwsze miesiące po rozwodzie pani Halina dzwoniła codziennie — raz z pretensjami, raz z prośbami o spotkanie z wnuczką. Czasem nawet przychodziła bez zapowiedzi, przynosząc ciasto albo prezenty dla Zosi. Próbowałam być uprzejma, ale czułam się jakby ktoś ciągle zaglądał mi przez ramię.

Wszystko zmieniło się, kiedy poznałam Michała. Był czuły, troskliwy i przede wszystkim — szanował mnie. Po roku związku oświadczył mi się podczas spaceru nad Wisłą. Zgodziłam się bez wahania. W końcu poczułam, że zasługuję na szczęście.

O planach ślubu dowiedziała się cała rodzina — również pani Halina. Tydzień później zjawiła się u mnie z żądaniem: — Skoro wychodzisz za mąż i sprzedajesz mieszkanie, należy mi się połowa pieniędzy! Przecież to Paweł pomagał ci je remontować!

Zamurowało mnie. — Pani Halino, to mieszkanie odziedziczyłam po rodzicach. Paweł może pomógł pomalować ściany, ale nie miał żadnych praw do tego lokalu.

— Bez niego byś sobie nie poradziła! — krzyczała. — To dzięki naszej rodzinie miałaś wsparcie! Teraz chcesz wszystko zabrać i zacząć nowe życie? Nie pozwolę na to!

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Michał próbował mnie pocieszać:

— Martuś, ona nie ma żadnych praw do tego mieszkania. To twoja własność.

Ale ja wiedziałam, że sprawa nie jest taka prosta. Pani Halina zaczęła rozpuszczać plotki wśród sąsiadów i rodziny Pawła. Dzwoniła do mojej matki, wypominając jej rzekome długi sprzed lat. Zosia wracała ze szkoły zapłakana, bo babcia powiedziała jej, że mama „zabiera jej dom”.

Pewnego wieczoru usiadłam z córką na kanapie.

— Mamo, czy naprawdę musimy się wyprowadzić? — zapytała cicho.

— Kochanie, sprzedajemy to mieszkanie tylko po to, żeby zacząć nowe życie razem z Michałem. Będziemy mieli swój dom i wszystko będzie dobrze.

Zosia przytuliła się do mnie mocno.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały:

— Marta, co się dzieje? Wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.

Nie chciałam opowiadać im o rodzinnych brudach. Ale w końcu nie wytrzymałam i zwierzyłam się Ani:

— Moja była teściowa żąda połowy pieniędzy ze sprzedaży mieszkania…

Ania spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami:

— Przecież to absurd! Idź do prawnika! Nie pozwól jej sobą manipulować!

Zebrałam się w sobie i umówiłam wizytę u adwokata. Mecenas Nowak wysłuchał mnie uważnie:

— Pani Marto, pani była teściowa nie ma żadnych podstaw prawnych do takich roszczeń. Proszę nie dać się zastraszyć.

Wróciłam do domu z ulgą… ale też z lękiem przed kolejną konfrontacją.

Kilka dni później pani Halina znów zjawiła się pod moimi drzwiami.

— Nie odpuszczę ci! — syknęła przez szparę w drzwiach. — Jeśli nie dostanę tych pieniędzy, zrobię ci piekło!

Zatrzasnęłam drzwi i pierwszy raz od dawna poczułam gniew zamiast strachu.

Wieczorem zadzwonił Paweł:

— Marta… mama przesadza. Przepraszam za nią. Ale nie mogę jej powstrzymać.

— To twoja matka! Powiedz jej wreszcie prawdę!

— Ona nigdy nie słucha…

Zrozumiałam wtedy, że muszę sama zadbać o siebie i o Zosię.

Sprzedaż mieszkania doszła do skutku mimo gróźb i plotek. Przeprowadziłyśmy się z Zosią do nowego domu razem z Michałem. Pani Halina przestała dzwonić… ale czasem widzę ją pod szkołą Zosi, jak patrzy na nas spode łba.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była być bardziej stanowcza od początku? A może lepiej byłoby ustąpić dla świętego spokoju?

Czy Wy też mieliście kiedyś sytuację, gdy ktoś z rodziny próbował odebrać Wam prawo do szczęścia? Jak sobie z tym poradziliście? Czy warto walczyć o swoje nawet kosztem rodzinnych więzi?