Babcia na ratunek: Jak przekonałam moją 78-letnią mamę, by zajęła się moim synem, gdy życie nie dało mi wyboru

— Mamo, ja naprawdę nie mam innego wyjścia — mój głos drżał, a w oczach czułam łzy. Stałam w kuchni, ściskając kubek z zimną już herbatą, podczas gdy mama patrzyła na mnie z mieszaniną troski i rezygnacji. — Wiem, że jesteś zmęczona. Wiem, że masz swoje lata. Ale ja… ja nie dam rady inaczej.

Mama westchnęła ciężko, opierając się o blat. — Aniu, ja już nie mam tyle siły co kiedyś. Twój ojciec… — urwała, jakby jego imię było zbyt ciężkie do wypowiedzenia. — A Franek to żywe srebro. Boję się, że nie podołam.

Spojrzałam na nią błagalnie. — Mamo, proszę. Pracuję na oddziale covidowym. Nie mogę zabrać Franka do pracy, a przedszkole jest zamknięte. Nie mam nikogo innego.

Cisza między nami była gęsta jak śmietana. Słyszałam tylko tykanie starego zegara i cichy szloch Franka z pokoju obok. Miał cztery lata i od tygodnia pytał tylko: „Kiedy wrócisz, mamo?”

Mama skinęła głową. — Dobrze. Spróbuję. Ale musisz mi pomóc, Aniu. Musisz mi ufać.

Tak zaczęła się nasza nowa codzienność. Każdego ranka wychodziłam z domu przed świtem, zostawiając Franka pod opieką babci. Wracałam późnym wieczorem, wykończona fizycznie i psychicznie, a w domu czekały na mnie dwa spojrzenia: jedno pełne tęsknoty i drugie — zmęczone, ale czułe.

Początkowo wszystko wydawało się działać. Mama gotowała zupki, czytała bajki, nawet pozwalała Frankowi rozrzucać klocki po całym salonie. Ale po tygodniu zaczęły się pierwsze spięcia.

— Aniu, on nie chce jeść obiadu! Cały dzień tylko by oglądał bajki! — narzekała mama przez telefon.

— Mamo, pozwól mu czasem na bajkę. To trudny czas dla niego — odpowiadałam, choć sama czułam się winna, że nie mogę być przy nim.

Wieczorami słyszałam ich kłótnie o drobiazgi: o to, że Franek nie chce myć zębów, że rozlał mleko na dywan, że nie chce spać bez mojej obecności. Mama coraz częściej narzekała na ból pleców i zmęczenie.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam mamę siedzącą na kanapie z głową w dłoniach, a Franka skulonego w kącie pokoju.

— Co się stało? — zapytałam zaniepokojona.

Mama podniosła wzrok. W jej oczach widziałam łzy.

— Krzyczałam na niego… Boję się, że nie jestem dobrą babcią. On tęskni za tobą, Aniu. Ja… ja też już nie mam siły.

Przytuliłam ją mocno. — Mamo, robisz dla nas więcej niż ktokolwiek inny mógłby zrobić. Przepraszam, że musisz to wszystko znosić.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Franka i słuchałam jego spokojnego oddechu. Myślałam o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka — nie mogłam być przy nim wtedy, kiedy najbardziej mnie potrzebował. Myślałam też o mamie: jej zmarszczkach pogłębiających się każdego dnia, o jej drżących dłoniach i oczach pełnych troski.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze.

— Mamo, może powinnam poszukać innego rozwiązania? Może jakaś sąsiadka mogłaby pomóc?

Mama spojrzała na mnie stanowczo.

— Nie oddam Franka obcej osobie! To mój wnuk! Po prostu… musimy się nauczyć siebie na nowo. Ty musisz mi zaufać, a ja muszę nauczyć się cierpliwości.

Od tamtej pory zaczęłyśmy rozmawiać więcej — o Franku, o naszych lękach i zmęczeniu. Zaczęłyśmy dzielić się obowiązkami: ja gotowałam obiady na zapas w weekendy, mama zajmowała się zabawą i czytaniem bajek.

Franek powoli przyzwyczajał się do nowej rzeczywistości. Zaczął mówić „babciu” z czułością w głosie i coraz częściej przytulał ją bez powodu.

Ale poczucie winy nie znikało. Każdego dnia pytałam siebie: czy nie wymagam od mamy zbyt wiele? Czy Franek nie cierpi przez moje wybory? Czy jestem dobrą matką?

Pewnego wieczoru usiadłyśmy z mamą przy kuchennym stole. Popijałyśmy herbatę w ciszy.

— Wiesz, Aniu — zaczęła mama — czasem myślę, że życie daje nam próby po to, żebyśmy nauczyli się pokory i wdzięczności. Ja jestem wdzięczna za każdy dzień z Frankiem… nawet jeśli czasem mam ochotę uciec na koniec świata.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

— A ja jestem wdzięczna za ciebie, mamo. Bez ciebie bym sobie nie poradziła.

Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałam, że ta sytuacja nie jest idealna — ale była nasza. Była prawdziwa.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymamy? Czy Franek zapamięta ten czas jako coś dobrego czy złego? Czy można być dobrą matką i jednocześnie prosić własną starą matkę o tak wielkie poświęcenie?

A wy? Jak radzicie sobie z poczuciem winy wobec bliskich? Czy można być jednocześnie dobrą córką i matką?