Babcia, która kochała opowiadać bajki o sobie – a ja byłem tylko jednym z nich

– Widzisz, kochanie, to mój wnuczek! – Babcia Halina ścisnęła mnie za ramię tak mocno, że aż syknąłem z bólu. Stałem na środku jej kuchni, otoczony przez sąsiadki, które przyszły na kawę i ciasto. – Najlepszy uczeń w klasie, taki mądry! – dodała z dumą, choć nie miała pojęcia, jak wyglądają moje oceny.

Miałem wtedy dwanaście lat i był to trzeci raz w życiu, kiedy widziałem babcię Halinę. Mama niechętnie przywoziła mnie do niej na wakacje. Zawsze powtarzała: „Nie musisz jej lubić, ale to twoja babcia”. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, dlaczego mama tak bardzo unikała rodzinnych spotkań.

Babcia była królową swojego bloku. Zawsze w fartuchu, z włosami upiętymi w kok i szminką rozmazaną na ustach. Uwielbiała być w centrum uwagi. Jej mieszkanie pachniało starą kawą i czymś przypalonym. Każda wizyta była dla niej okazją do popisów – przed sąsiadkami, przed rodziną, przed samą sobą.

– A pamiętasz, jak przyniosłeś mi laurkę na Dzień Babci? – zapytała nagle, patrząc mi prosto w oczy.

Nie pamiętałem. Może dlatego, że nigdy tego nie zrobiłem.

– Oczywiście, babciu – skłamałem, bo wiedziałem, że tego oczekuje.

Sąsiadki kiwały głowami z podziwem. Jedna z nich, pani Zosia, szepnęła: – Taki wnuk to skarb!

Babcia rozpromieniła się jeszcze bardziej. – Bo ja zawsze byłam najlepszą gospodynią! – zaczęła swoją ulubioną opowieść. – U mnie zawsze czysto, zawsze coś na stole. W pracy też byłam najlepsza! Kierownik sam mnie chwalił!

Słuchałem tego wszystkiego z rosnącym poczuciem obcości. Nie znałem tej kobiety. Nie znałem jej historii. Była dla mnie bardziej postacią z opowieści niż prawdziwą babcią.

Wieczorem zadzwoniłem do mamy.

– Mamo, dlaczego babcia tak dużo mówi o mnie? Przecież prawie się nie znamy.

Mama westchnęła ciężko po drugiej stronie słuchawki.

– Babcia zawsze taka była. Ważne, żeby dobrze wypaść przed innymi. Nawet jeśli trzeba coś podkoloryzować.

– Ale dlaczego? – dopytywałem.

– Bo chyba nigdy nie czuła się wystarczająco ważna…

Zrozumiałem wtedy coś ważnego. Babcia budowała swój świat z opowieści. Każda historia była cegiełką w murze, który oddzielał ją od samotności.

Następnego dnia babcia zabrała mnie na spacer po osiedlu. Po drodze spotkałyśmy panią Krysię.

– O, Halinka! To twój wnuczek? – zapytała z uśmiechem.

– Tak! Najlepszy chłopak pod słońcem! – odpowiedziała babcia bez wahania.

Pani Krysia spojrzała na mnie z uznaniem. – Pewnie często tu bywasz?

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, babcia już mówiła:

– Oczywiście! Co roku na wakacje przyjeżdża!

Poczułem ukłucie w sercu. To nie była prawda. Byłem tu pierwszy raz od trzech lat.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Babcia kroiła sernik i opowiadała kolejną historię o tym, jak to wszyscy ją podziwiali w pracy.

– Babciu… – przerwałem jej nieśmiało. – Dlaczego nigdy nie pytasz mnie o moje życie?

Zamilkła na chwilę, zaskoczona moim pytaniem.

– Przecież wiem wszystko! Twoja mama mi opowiada!

– Ale ja chciałbym ci sam coś powiedzieć…

Babcia spojrzała na mnie niepewnie. Po raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach cień smutku.

– No dobrze… opowiedz mi coś o sobie – powiedziała cicho.

Opowiedziałem jej o szkole, o przyjaciołach, o tym, że lubię rysować i że boję się występować przed klasą. Słuchała uważnie, ale miałem wrażenie, że bardziej czeka na moment, kiedy znów będzie mogła mówić o sobie.

Kiedy wróciłem do domu po tych kilku dniach, mama zapytała:

– Jak było?

Wzruszyłem ramionami.

– Babcia jest dobra w opowiadaniu historii…

Mama uśmiechnęła się smutno.

Przez kolejne lata widywałem babcię rzadko. Zawsze podczas świąt lub rodzinnych uroczystości. Za każdym razem słyszałem te same historie: o jej sukcesach w pracy, o najlepszym serniku w mieście, o wnuku-prymusie.

Kiedy miałem osiemnaście lat i zdałem maturę, babcia zadzwoniła do wszystkich sąsiadek:

– Mój wnuk zdał maturę z wyróżnieniem! – chwaliła się przez telefon.

Nie powiedziała im jednak, że nie przyszła na moją uroczystość zakończenia roku. Tłumaczyła się bólem nóg i zmęczeniem.

Z czasem zacząłem rozumieć, że babcia nie potrafi inaczej. Jej świat był zbudowany z opowieści i wyobrażeń. Być może to była jej jedyna obrona przed samotnością i poczuciem nieważności.

Ostatni raz widziałem ją kilka miesięcy przed jej śmiercią. Siedzieliśmy razem przy stole. Babcia była już słaba i zmęczona życiem.

– Wiesz… zawsze chciałam być kimś ważnym – powiedziała nagle cicho. – Chociaż przez chwilę…

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Uścisnąłem jej dłoń i pozwoliłem jej mówić dalej.

Dziś często zastanawiam się: czy lepiej żyć w świecie własnych opowieści niż zmierzyć się z prawdą? Czy można naprawdę kochać kogoś, kogo zna się tylko z własnych wyobrażeń?

A może wszyscy czasem potrzebujemy bajek o sobie samych?