Zdrada, której nie da się zapomnieć: Spotkanie z kobietą z przeszłości mojego męża

– Co to za wiadomość, Paweł? – zapytałam, trzymając w ręku jego telefon. Głos mi drżał, a serce waliło jak oszalałe. Właśnie wróciłam z pracy, zmęczona i głodna, a na stole leżał jego telefon. Zawsze był ostrożny, nigdy nie zostawiał go bez opieki. Tym razem musiał się spieszyć. Na ekranie wyświetlała się krótka wiadomość: „Tęsknię. Może dziś wieczorem?”

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka, żart, może głupi spam. Ale serce już wiedziało. Paweł patrzył na mnie z przerażeniem, jakby właśnie zobaczył ducha. Próbował coś tłumaczyć – że to nic nie znaczy, że to tylko koleżanka z pracy, że przesadzam. Ale ja już wiedziałam. W jednej chwili wszystko się rozpadło.

Przez następne dni żyłam jak w transie. Nasza córka, Zosia, miała wtedy siedem lat. Udawałam przed nią, że wszystko jest w porządku. Robiłam śniadania, odprowadzałam ją do szkoły, uśmiechałam się do sąsiadów. Ale w środku czułam się martwa. Każda rozmowa z Pawłem była jak przesłuchanie. On przepraszał, płakał, obiecywał poprawę. Ja milczałam albo krzyczałam. Czasem oboje płakaliśmy po nocach.

Najgorsze było to poczucie upokorzenia. Przez lata wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Mieliśmy swoje problemy – kredyt na mieszkanie w Warszawie, wieczne kłótnie o pieniądze i obowiązki domowe – ale myślałam, że to normalne. Że wszyscy tak mają. A jednak on znalazł sobie kogoś innego.

Z czasem nauczyłam się żyć z tą raną. Przebaczyłam mu – przynajmniej tak mi się wydawało. Zostaliśmy razem dla Zosi. Chciałam jej oszczędzić rozwodu rodziców, chciałam wierzyć, że można naprawić coś, co się zepsuło. Paweł naprawdę się starał: chodził ze mną na terapię, kupował kwiaty bez okazji, zabierał nas na weekendy za miasto. Ale wystarczyło jedno słowo, jeden gest – i wszystko wracało.

Minęło siedem lat. Zosia jest już nastolatką, a ja nauczyłam się żyć z cieniem zdrady. Czasem myślę, że to już za mną – a potem nagle coś mnie uderza: zapach jego perfum, piosenka w radiu, przypadkowa wiadomość na Messengerze.

I wtedy wydarzyło się coś, czego nie przewidziałam.

Była sobota, szary listopadowy dzień. Poszłam do kawiarni na Mokotowie spotkać się z koleżanką ze studiów. Czekałam przy oknie z kubkiem kawy w dłoniach, kiedy zobaczyłam ją – kobietę z przeszłości mojego męża. Poznałam ją od razu: długie rude włosy, charakterystyczny śmiech. Kiedyś widziałam jej zdjęcie na Facebooku Pawła.

Zamarłam. Przez chwilę chciałam wyjść, udawać, że jej nie widzę. Ale ona już mnie zauważyła.

– Marta? – podeszła do mnie z lekkim uśmiechem.

– Tak… – odpowiedziałam cicho.

– Mogę się przysiąść? – zapytała.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko we mnie krzyczało: „Uciekaj!” Ale zostałam.

Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

– Wiem, kim jesteś – powiedziała w końcu. – I wiem też… co się stało.

Poczułam gulę w gardle.

– Po co tu przyszłaś? – zapytałam ostrożnie.

Westchnęła ciężko.

– Chciałam ci powiedzieć… Przeprosić cię. Wiem, że to niczego nie zmieni. Ale musisz wiedzieć: ja też byłam wtedy samotna i zagubiona. Paweł mówił mi różne rzeczy… Że już nie jesteście razem naprawdę, że wszystko między wami wygasło…

Słuchałam jej i czułam narastającą złość.

– Myślisz, że to mnie pociesza? Że byłaś samotna? Ja też byłam! Tylko ja nie szukałam pocieszenia w ramionach czyjegoś męża!

Zamilkła na chwilę.

– Masz rację – powiedziała cicho. – Nie powinnam była tego robić. Ale chciałam ci powiedzieć jeszcze jedno: Paweł bardzo cię kochał. Cały czas mówił o waszej córce… O tym, jak bardzo żałuje tego wszystkiego.

Patrzyłam na nią i nagle poczułam… litość? Współczucie? Sama już nie wiem.

– Czy ty go kochałaś? – zapytałam nagle.

Spojrzała mi prosto w oczy.

– Myślę, że nie… Był dla mnie ucieczką od samotności. Nic więcej.

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.

– Czy wybaczyłaś mu? – zapytała nagle.

Zastanowiłam się długo nad odpowiedzią.

– Chyba tak… Ale nigdy nie zapomnę.

Uśmiechnęła się smutno i wstała od stolika.

– Dziękuję ci za rozmowę – powiedziała cicho i wyszła.

Zostałam sama przy stoliku z pustym kubkiem kawy i tysiącem myśli w głowie. Przez całą drogę do domu płakałam jak dziecko. Wróciły wszystkie wspomnienia: ból, upokorzenie, strach przed przyszłością.

Wieczorem Paweł zapytał:

– Co się stało?

Popatrzyłam na niego długo i powiedziałam tylko:

– Spotkałam ją dziś.

Nie musiałam mówić więcej. On wiedział.

Przez całą noc leżałam obok niego bezsennie i zastanawiałam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze kiedyś zaufać drugiemu człowiekowi tak jak dawniej?

Może są rany, które nigdy się nie goją? Może przebaczenie to tylko słowo?

A może po prostu trzeba nauczyć się żyć z blizną i iść dalej?

Ciekawa jestem… Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć zdradę? Czy można naprawdę zacząć od nowa?