Zamykam lodówkę na klucz przed własnym mężem – czy to już szaleństwo?
– Znowu zjadłeś cały sernik?! – krzyknęłam, otwierając lodówkę i widząc jedynie pustą blaszkę. Mój głos odbił się echem po kuchni, a w odpowiedzi usłyszałam tylko ciche chrząknięcie z salonu. Wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić, ale w środku aż się gotowało.
Marek, mój mąż od dziesięciu lat, siedział na kanapie z pilotem w ręku. Udawał, że nie słyszy, ale dobrze wiedziałam, że doskonale rozumie, o co mi chodzi. To nie pierwszy raz. Od miesięcy walczę z jego nawykiem podjadania wszystkiego, co znajdzie w lodówce. Czasem mam wrażenie, że żyję z nastolatkiem, a nie dorosłym facetem po czterdziestce.
– Przecież mówiłam ci, że ten sernik jest na jutro! – nie wytrzymałam i weszłam do salonu. – Mama przyjeżdża na imieniny, a ty…
– Przepraszam, byłem głodny – rzucił beznamiętnie Marek, nawet nie odrywając wzroku od telewizora.
– Głodny? Zjadłeś obiad, dwie kanapki i pół paczki chipsów! – wyliczałam, czując jak narasta we mnie frustracja.
On tylko wzruszył ramionami. – Nie przesadzaj, zrobię coś innego.
Zrobię coś innego… Ile razy już to słyszałam? Ile razy obiecywał, że się poprawi? Że przestanie podjadać w nocy? Że zostawi mi choć trochę jogurtu na śniadanie? Zawsze kończyło się tak samo: puste półki w lodówce i moje rozczarowanie.
Wieczorem siedziałam w kuchni i patrzyłam na zamkniętą lodówkę. W głowie kłębiły mi się myśli. Czy naprawdę muszę chować jedzenie przed własnym mężem? Czy to już paranoja? A może to ja jestem nienormalna?
W pracy opowiedziałam o tym koleżance. Kasia spojrzała na mnie ze współczuciem.
– U nas jest podobnie – przyznała. – Ale ja po prostu kupuję więcej.
– Ja też próbowałam – westchnęłam. – Ale Marek potrafi zjeść wszystko w jeden dzień. Nawet rzeczy na obiad dla dzieci.
Kasia pokiwała głową. – Może powinnaś kupić taki zamek na lodówkę? Widziałam w internecie.
Zaśmiałam się nerwowo. – Serio? Zamek na lodówkę?
Ale ta myśl nie dawała mi spokoju przez cały dzień. Wróciłam do domu i wpisałam w wyszukiwarkę: „zamek do lodówki”. Okazało się, że to wcale nie taki rzadki problem. Ludzie zabezpieczają jedzenie przed dziećmi, współlokatorami… a nawet partnerami.
Wieczorem postanowiłam porozmawiać z Markiem poważnie.
– Musimy coś ustalić – zaczęłam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem. – Nie mogę już dłużej patrzeć, jak wyjadasz wszystko z lodówki. To nie fair wobec mnie i dzieci.
Marek spojrzał na mnie z irytacją.
– Przesadzasz. Przecież nie jestem jakimś żarłokiem.
– Ale jesteś! – wybuchłam. – Nie potrafisz się powstrzymać! Nawet jak cię proszę!
Zapanowała cisza. Marek spuścił wzrok.
– Nie wiem… Po prostu czasem nie mogę się opanować – powiedział cicho.
Poczułam ukłucie współczucia. Może rzeczywiście ma problem? Może to coś więcej niż zwykłe łakomstwo?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.
– Coś się dzieje u was w domu? Marek mówił, że jesteś na niego zła.
Westchnęłam ciężko.
– Mamo, on po prostu nie potrafi przestać jeść wszystkiego, co znajdzie. Ja już nie mam siły.
– On zawsze taki był – usłyszałam w słuchawce. – Jak był mały, chował cukierki pod poduszką. Ale to minie…
Ale czy naprawdę minie? Czy dorosły facet może się zmienić?
W weekend poszliśmy razem na zakupy. Przy kasie Marek wrzucił do koszyka trzy paczki ciastek i dwie czekolady.
– Po co ci tyle słodyczy? – zapytałam zirytowana.
– Dla dzieci – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Dla dzieci… Oczywiście. Dzieci nawet nie zdążą ich zobaczyć.
Wieczorem usiadłam przy komputerze i zamówiłam zamek do lodówki. Czułam się podle, jakbym zdradzała własną rodzinę. Ale miałam dość walki o każdy jogurt i plaster sera.
Gdy paczka przyszła, Marek patrzył na mnie jak na wariatkę.
– Naprawdę to zrobiłaś? Zamykanie lodówki na klucz?
– Tak – odpowiedziałam stanowczo. – Dopóki nie nauczysz się panować nad sobą.
Przez kilka dni panowała napięta atmosfera. Marek obraził się i prawie się do mnie nie odzywał. Dzieci pytały, dlaczego mama zamyka lodówkę. Czułam się jak potwór.
Ale po tygodniu coś się zmieniło. Marek zaczął sam robić sobie kanapki do pracy. Przestał podjadać w nocy. Zaczął nawet rozmawiać ze mną o tym, dlaczego tak trudno mu się powstrzymać.
– Może powinienem pójść do psychologa? – zapytał pewnego wieczoru nieśmiało.
Poczułam ulgę i nadzieję. Może to nie koniec świata? Może jeszcze uda nam się uratować nasze małżeństwo…
Czasem jednak patrzę na ten zamek i zastanawiam się: czy naprawdę musimy aż tak walczyć o zwykłe rzeczy? Czy miłość powinna polegać na kontrolowaniu siebie nawzajem?
A wy co byście zrobili na moim miejscu? Czy zamykanie lodówki to już przesada… czy może jedyny sposób na ratowanie rodziny?