Rozmowa, która rozdarła moje serce: Co usłyszałam pewnej nocy, gdy nasz syn błagał o psa
— Mamo, czy już mogę otworzyć oczy? — głos Olka drżał z ekscytacji, a ja ledwo powstrzymywałam łzy wzruszenia. Stał na środku salonu w piżamie w samochodziki, a Paweł trzymał na rękach małą, roztrzęsioną suczkę ze schroniska. Był dzień ósmych urodzin naszego syna, dzień, który miał być szczęśliwy i beztroski. — Już, kochanie — powiedziałam, a Olek otworzył szeroko oczy i wydał z siebie pisk radości.
Wszyscy troje śmialiśmy się i płakaliśmy jednocześnie. Przez chwilę czułam się jak w reklamie szczęśliwej rodziny. Ale to było tylko złudzenie. Bo tej samej nocy, kiedy Olek spał wtulony w nową przyjaciółkę, a Paweł poszedł pod prysznic, usłyszałam dźwięk telefonu. Z kuchni dobiegały ciche szepty. Zawsze ufałam Pawłowi, ale coś w jego głosie sprawiło, że zatrzymałam się w pół kroku.
— Nie mogę teraz rozmawiać, ona jest w domu… Tak, już śpi… Wiem, ale nie mogę tak po prostu odejść… — szeptał Paweł do telefonu. Poczułam lodowaty dreszcz na plecach. Stałam za drzwiami kuchni i słuchałam dalej, choć każda kolejna sekunda wbijała mi nóż w serce.
— Ona nic nie wie. Myśli, że wszystko jest dobrze… Tak, Olek dostał psa. Jest szczęśliwy. Ale ja… Ja już nie mogę tak żyć — mówił dalej mój mąż.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wejść do kuchni i krzyknąć: „Z kim rozmawiasz?!”, ale coś mnie powstrzymało. Może strach przed odpowiedzią? Może nadzieja, że to tylko zły sen?
Tej nocy nie spałam ani minuty. Obserwowałam śpiącego Olka i nową suczkę, która cicho popiskiwała przez sen. W głowie miałam tysiące pytań: Czy Paweł mnie zdradza? Czy planuje odejść? Czy nasze życie było tylko grą pozorów?
Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Przygotowałam śniadanie, uśmiechałam się do Olka, głaskałam psa po miękkim futerku. Paweł był cichy, unikał mojego wzroku. Czułam narastające napięcie między nami jak gęstą mgłę.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
— Paweł — zaczęłam niepewnie — czy wszystko u ciebie w porządku?
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się rozmowy.
— Tak… wszystko dobrze — odpowiedział zbyt szybko.
— Słyszałam cię wczoraj w kuchni — powiedziałam cicho. — Z kim rozmawiałeś?
Paweł pobladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił głowę.
— To była Magda — wyszeptał.
Magda. Jego koleżanka z pracy. Zawsze mówił o niej z sympatią, ale nigdy nie sądziłam, że… Nie dokończyłam myśli.
— Co się dzieje? — zapytałam drżącym głosem.
Paweł długo milczał. W końcu usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
— Jestem zmęczony — powiedział cicho. — Od dawna czuję się samotny. Rozmawiam z Magdą, bo ona mnie słucha. Ty… Ty jesteś zawsze zajęta Olkiem, domem, pracą… Ja już nie wiem, czy jeszcze jesteśmy rodziną.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież robiłam wszystko dla nas! Dla Olka! Dla niego!
— Myślisz, że ja nie jestem zmęczona? Że nie czuję się samotna? — wybuchłam nagle. — Ale przecież to jest życie! Rodzina! Nie można po prostu odejść!
Paweł spuścił wzrok.
— Nie wiem już, czego chcę — powiedział tylko.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Olek cieszył się psem i nie zauważał napięcia między nami. Ale ja widziałam każdy wymijający gest Pawła, każde jego spojrzenie na telefon.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Magdą. Znalazłam jej numer w telefonie Pawła i zadzwoniłam.
— Dzień dobry, tu Marta — przedstawiłam się drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Słucham? — odpowiedziała chłodno Magda.
— Proszę zostawić mojego męża w spokoju — powiedziałam stanowczo. — Mamy dziecko. Rodzinę.
Magda westchnęła.
— To nie takie proste, pani Marto. Paweł jest nieszczęśliwy od dawna. Może powinniście porozmawiać szczerze?
Rozłączyła się bez słowa więcej.
Tamtej nocy długo siedziałam przy łóżku Olka i patrzyłam na niego przez łzy. Czy naprawdę byłam tak ślepa? Czy naprawdę przestaliśmy być rodziną?
Kilka dni później Paweł spakował walizkę i wyprowadził się do matki. Olek płakał przez całą noc, a ja próbowałam go pocieszyć, choć sama byłam rozbita na milion kawałków.
Minęły tygodnie. Uczyliśmy się żyć we dwoje: ja, Olek i nasza suczka Luna. Każdego dnia próbowałam być silna dla syna, choć nocami płakałam w poduszkę.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym wcześniej zauważyła sygnały Pawła, uratowałabym naszą rodzinę? A może czasem trzeba pozwolić komuś odejść?
Czy rodzina to tylko wspólne zdjęcia i uśmiechy przy torcie urodzinowym? Czy może coś znacznie trudniejszego — codzienna walka o siebie nawzajem?
Może Wy mi powiecie…