Nie spiesz się do ślubu, Marto: Moje ucieczka sprzed ołtarza i walka o własne szczęście
— Marta, wstawaj, już szósta! — głos mojej przyszłej teściowej rozbrzmiał w korytarzu, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Przez chwilę udawałam, że nie słyszę, ale wiedziałam, że jeśli nie wstanę natychmiast, zaraz wejdzie do pokoju i zacznie swoje kazania. Wstałam więc, przeciągnęłam się i spojrzałam na Pawła, który spał spokojnie obok mnie. Zazdrościłam mu tej beztroski.
W kuchni już czekały na mnie sterty naczyń i lista rzeczy do zrobienia na dzisiejszy dzień. „Naleśniki dla Pawła, kawa dla taty, kanapki dla mamy” — powtarzałam w myślach, próbując nie myśleć o tym, jak bardzo czuję się tu obco. To nie był mój dom, choć mieszkałam tu już od pół roku, odkąd Paweł poprosił mnie o rękę i jego rodzina uznała, że „tak będzie wygodniej”.
— Marta, pamiętaj, żeby nie przypalić naleśników jak ostatnio — rzuciła pani Barbara z progu kuchni. — Paweł lubi je cienkie i z dżemem truskawkowym.
— Tak, oczywiście — odpowiedziałam cicho, starając się ukryć irytację. Zawsze miałam wrażenie, że cokolwiek zrobię, i tak będzie źle.
Gdy Paweł wszedł do kuchni, uśmiechnęłam się do niego blado i podałam mu talerz. — Smacznego — powiedziałam.
— Dzięki, kochanie — mruknął, nawet nie patrząc mi w oczy. Był już myślami w pracy.
Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Pani Barbara krzątała się wokół nas, co chwilę rzucając uwagi na temat ślubu: „Marta, musisz jeszcze zadzwonić do kwiaciarni”, „Nie zapomnij o przymiarkach sukni”, „Twoja mama powinna bardziej się zaangażować”. Czułam się jak trybik w maszynie do spełniania cudzych oczekiwań.
Wieczorem Paweł zaproponował spacer. Szliśmy przez park, a ja zbierałam się na odwagę, by powiedzieć mu o swoich wątpliwościach.
— Paweł… czy ty naprawdę chcesz tego ślubu? — zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie zdziwiony. — Oczywiście! Przecież wszystko już zaplanowane. Mama się tak stara… Ty też powinnaś być szczęśliwa.
— Ale ja… czuję się tu jak gość. Twoja mama decyduje o wszystkim. Nawet nie wiem, czy ta suknia mi się podoba.
— Przesadzasz. Mama po prostu chce dobrze. Po ślubie wszystko się ułoży.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już, że dla Pawła najważniejsze jest zadowolenie jego matki. Moje uczucia były gdzieś na końcu tej listy.
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Pani Barbara zaczęła planować nasze życie po ślubie: gdzie będziemy mieszkać (oczywiście u nich), kiedy powinniśmy mieć dzieci (najlepiej od razu), jak powinnam prowadzić dom (po jej myśli). Moja mama próbowała mnie wspierać przez telefon:
— Martuś, jeśli nie jesteś pewna… jeszcze możesz się wycofać. To twoje życie.
Ale ja bałam się rozczarować wszystkich wokół. Bałam się samotności.
Nadszedł dzień przymiarki sukni ślubnej. Stałam przed lustrem w białej sukni z koronką i patrzyłam na swoje odbicie. Obok mnie pani Barbara i jej siostra komentowały:
— Za szeroka w biodrach…
— Może inny fason?
— Marta, musisz schudnąć przed ślubem!
Łzy napłynęły mi do oczu. Wybiegłam z salonu i zadzwoniłam do mamy.
— Mamo… ja nie chcę tego ślubu! Nie chcę żyć według ich zasad!
Mama milczała przez chwilę.
— Przyjedź do domu. Porozmawiamy spokojnie.
Wróciłam do mieszkania Pawła późnym wieczorem. On czekał na mnie w kuchni.
— Gdzie byłaś? Mama martwiła się o ciebie!
— Paweł… ja nie mogę tak żyć. Nie chcę być tylko dodatkiem do twojej rodziny.
— Przesadzasz! Wszyscy na nas liczą! Nie możesz teraz tego zrobić!
— Ale to moje życie! — krzyknęłam przez łzy.
Tej nocy podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i wyszłam bez słowa. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę.
Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na Pradze. Uczę się żyć na nowo — po swojemu. Czasem budzę się w nocy z lękiem: czy dobrze zrobiłam? Czy nie zraniłam zbyt wielu osób?
Ale potem patrzę w lustro i widzę siebie — prawdziwą Martę, a nie czyjąś narzeczoną czy przyszłą synową.
Czy naprawdę musimy poświęcać własne szczęście dla cudzych oczekiwań? Czy odwaga do bycia sobą to egoizm czy wolność? Co wy byście zrobili na moim miejscu?