Moja córka, jej kłamstwa i ja – historia matki, która nie poznała własnego dziecka
– Znowu wróciłaś po dwudziestej drugiej! – krzyknęłam, kiedy usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych. Stałam w ciemnym korytarzu, czekając na nią z bijącym sercem. Marta rzuciła torbę na podłogę i nawet nie spojrzała mi w oczy.
– Przecież mówiłam, że będę później – burknęła, zdejmując buty.
– Nie mówiłaś! – głos mi się załamał. – Powiedziałaś, że wrócisz po filmie u Oli. Ola dzwoniła, pytała, czy Marta już u mnie. Skąd wracasz?
Marta wzruszyła ramionami i zaczęła iść do swojego pokoju. Poczułam, jak narasta we mnie bezsilność. Jeszcze kilka lat temu rozmawiałyśmy o wszystkim. Teraz miałam wrażenie, że mieszkam z obcą osobą.
Kiedy była mała, śmiała się do mnie szeroko i tuliła się przed snem. Wspólne pieczenie ciast, wycieczki rowerowe po lesie pod Warszawą – to były nasze chwile. Ale odkąd skończyła trzynaście lat, zaczęły się zmiany. Najpierw zamykała się w pokoju, potem pojawiły się pierwsze kłamstwa: „Nie mam zadania”, „Nie było kartkówki”, „Nie paliłam papierosa”. Z początku przymykałam oko. Każdy nastolatek ma swoje sekrety, prawda? Ale z czasem te sekrety zaczęły rządzić naszym życiem.
Pewnego wieczoru znalazłam w jej kurtce paczkę papierosów. Zrobiłam awanturę. Marta patrzyła na mnie z pogardą.
– To nie moje! – wykrzyczała. – Po co grzebiesz w moich rzeczach?
– Bo się o ciebie martwię! – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Przestań się wtrącać!
Zamknęła się w pokoju i nie wychodziła przez dwie godziny. Siedziałam na kanapie i płakałam. Mój mąż, Tomek, próbował mnie pocieszyć.
– Daj jej trochę przestrzeni – powiedział cicho. – Może sama przyjdzie pogadać.
Ale nie przyszła. Z każdym tygodniem oddalała się coraz bardziej. Zaczęły się wagary, coraz częściej dostawałam telefony ze szkoły: „Pani Marto, córka nie pojawiła się na lekcjach”. Kiedy próbowałam z nią rozmawiać, słyszałam tylko trzask drzwi.
Najgorsze przyszło pewnej soboty. Znalazłam w jej pokoju butelkę wódki schowaną za książkami. Serce mi stanęło. Próbowałam zachować spokój.
– Marta, musimy porozmawiać – powiedziałam spokojnie.
– O czym? – zapytała z irytacją.
– O tym, co znalazłam w twoim pokoju.
Spojrzała na mnie z wyzwaniem.
– To nie twoja sprawa!
– Jestem twoją matką! – krzyknęłam. – Muszę wiedzieć, co się z tobą dzieje!
Wybiegła z domu i nie wróciła przez kilka godzin. Tomek próbował ją znaleźć, ale bez skutku. Siedziałam przy stole i patrzyłam na jej zdjęcie z pierwszej komunii: uśmiechnięta dziewczynka w białej sukience. Gdzie podziało się to dziecko?
Zaczęliśmy chodzić do psychologa rodzinnego. Marta milczała podczas sesji, patrzyła przez okno albo bawiła się telefonem. Psycholog próbowała ją zachęcić do rozmowy:
– Marta, co czujesz?
– Nic – odpowiadała krótko.
W domu atmosfera była coraz gorsza. Tomek coraz częściej nocował u rodziców, tłumacząc się pracą. Ja czułam się coraz bardziej samotna i bezradna.
Pewnego dnia zadzwonił telefon ze szkoły:
– Pani Marto, Marta została przyłapana na kradzieży kosmetyków w Rossmannie.
Zamarłam. Pojechałam po nią na komisariat. Siedziała skulona na ławce, nie patrząc mi w oczy.
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam cicho w samochodzie.
– Bo mogłam – odpowiedziała zimno.
Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia: Marta na placu zabaw, Marta z pierwszym świadectwem z paskiem… Łzy same płynęły mi po policzkach.
Zaczęłam szukać winy w sobie. Może za dużo pracowałam? Może za mało rozmawiałam? Może powinnam była być bardziej stanowcza? Każdego dnia zadawałam sobie te same pytania.
Któregoś wieczoru usłyszałam płacz zza ściany. Weszłam do jej pokoju bez pukania. Leżała na łóżku skulona jak małe dziecko.
– Co się dzieje? – zapytałam delikatnie.
Nie odpowiedziała od razu. Po chwili wyszeptała:
– Wszystko jest bez sensu…
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Po raz pierwszy od miesięcy nie odsunęła się ode mnie.
– Kocham cię, Marto – powiedziałam cicho. – Nieważne co się stało, zawsze będę przy tobie.
Przez chwilę siedziałyśmy razem w ciszy. Wiedziałam, że to nie koniec problemów. Ale może to był początek czegoś nowego?
Czasem zastanawiam się: gdzie kończy się troska matki, a zaczyna kontrola? Czy można jeszcze odbudować zaufanie po tylu kłamstwach? Co byście zrobili na moim miejscu?