Miłość, strata i ciężar rodzinnych oczekiwań: Historia Magdy z Poznania
— Magda, nie rozumiesz, że to twój obowiązek? — głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ścierając łzy razem z pianą z talerzy. Za oknem szarzał listopadowy wieczór, a w mojej głowie kłębiły się myśli, których nie potrafiłam już uporządkować.
— Pani Zosiu, ja naprawdę się staram… — zaczęłam cicho, ale przerwała mi ruchem ręki.
— Starasz się? To dlaczego mój syn wraca do domu i widzi taki bałagan? Dlaczego nie ma obiadu na czas? — Jej oczy błyszczały gniewem. — Ty nie jesteś kobietą dla mojego syna. On zasługuje na więcej.
Wtedy wszedł Tomek. Mój mąż. Mężczyzna, którego kochałam od liceum, z którym przeszłam przez studia i pierwsze lata dorosłości. Spojrzał na mnie, potem na matkę. Przez chwilę miałam nadzieję, że stanie po mojej stronie.
— Mamo, daj spokój — powiedział cicho, ale bez przekonania. — Magda ma dużo pracy.
— Praca! — Zofia prychnęła. — A dom? A rodzina? Ty też powinieneś się zastanowić, Tomek.
Czułam, jak serce mi pęka. Każdego dnia próbowałam pogodzić pracę w szkole z obowiązkami domowymi i opieką nad naszym synkiem, Antosiem. Ale dla Zofii nigdy nie byłam dość dobra. Każdy mój błąd urastał do rangi tragedii. Każde spóźnienie — do dowodu mojej niekompetencji.
Wieczorem leżałam w łóżku obok Tomka. Milczał. Próbowałam go dotknąć, przytulić się, ale odsunął się lekko.
— Może mama ma trochę racji — powiedział w końcu. — Ostatnio wszystko cię przerasta.
Poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg.
Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Dzieciaki biegały po klasie, a ja patrzyłam przez okno na szare blokowisko Poznania i myślałam tylko o tym, jak bardzo jestem sama. Po lekcjach zadzwoniła mama.
— Madziu, jak się trzymasz?
— Dobrze, mamo — skłamałam.
— Słyszałam, że Zofia znowu była u was… — Jej głos był pełen troski.
— Tak. Nic nowego.
— Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić do domu. Nie musisz tego znosić.
Ale przecież musiałam. Przecież miałam rodzinę. Miałam Tomka i Antosia.
Wieczorem Zofia przyszła bez zapowiedzi. Znowu zaczęła wytykać mi błędy: źle poskładane pranie, nieumyte okna, Antoś bez czapki na spacerze. W końcu nie wytrzymałam.
— Proszę już wyjść! — krzyknęłam przez łzy.
Zofia spojrzała na mnie z pogardą.
— Widzisz, Tomek? Mówiłam ci. Ona nie nadaje się na żonę ani matkę.
Tomek patrzył na mnie bez słowa. W jego oczach zobaczyłam coś nowego: rozczarowanie i rezygnację.
Tej nocy spakowałam torbę i zabrałam Antosia do mamy. Siedziałyśmy razem w kuchni do późna.
— Madziu, musisz pomyśleć o sobie — powiedziała mama. — Nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię niszczył.
Ale jak miałam zostawić Tomka? Jak miałam rozbić rodzinę?
Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Tomkiem. Pisałam mu wiadomości, dzwoniłam. Odpowiadał krótko: „Muszę to przemyśleć”. Zofia rozpowiadała po rodzinie, że uciekłam z dzieckiem, że jestem niewdzięczna i leniwa.
W pracy zaczęto szeptać za moimi plecami. Koleżanki pytały: „Co się stało?”, „Czy wszystko w porządku?”. Czułam się coraz bardziej osaczona.
Pewnego dnia Tomek przyszedł do mamy. Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
— Magda… Ja nie wiem, co robić. Mama jest dla mnie ważna, ale ty też… Nie chcę wybierać.
Patrzyłam na niego przez łzy.
— Ale ja już wybrałam za nas oboje — powiedziałam cicho. — Nie wrócę tam, gdzie jestem tylko służącą dla twojej matki.
Tomek spuścił głowę.
— Może to wszystko moja wina… Może powinienem był postawić się mamie wcześniej…
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już, że tej rodziny nie da się uratować bez jego odwagi.
Rozwód był bolesny i głośny. Zofia triumfowała: „Mówiłam wam!”. Ja zostałam sama z Antosiem i poczuciem klęski. Ale z każdym dniem uczyłam się oddychać na nowo. Uczyłam się być dla siebie dobra.
Czasem spotykam Tomka na ulicy. Patrzymy na siebie przez chwilę — on z nową partnerką, ja z Antosiem za rękę. W jego oczach widzę cień dawnych uczuć i żalu.
Czy można ocalić siebie bez ranienia tych, których kochamy? Czy lojalność wobec rodziny zawsze musi oznaczać rezygnację z własnego szczęścia? Czasem myślę, że odpowiedzi nigdy nie znajdę.