Między milczeniem a prawdą: Historia matki, która bała się stracić syna

– Mamo, dlaczego jesteś taka zamyślona? – zapytał mnie Bartek, mój jedyny syn, kiedy po raz kolejny odłożyłam widelec na talerz, nie kończąc obiadu. Siedzieliśmy przy stole w moim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Przez okno wpadało popołudniowe światło, a w powietrzu unosił się zapach pieczonego kurczaka, który jeszcze rano wydawał mi się dobrym pomysłem na rodzinny obiad. Teraz jednak wszystko smakowało jak popiół.

Bartek patrzył na mnie z troską, której nie widziałam u niego od czasu, gdy był małym chłopcem. Zawsze był wrażliwy, uczciwy, taki… dobry. Pracował jako inżynier budowlany, miał własne mieszkanie, a od dwóch lat był żonaty z Magdą. Magda – piękna, uśmiechnięta, zawsze uprzejma. Ale ja wiedziałam coś, czego Bartek nie wiedział. Coś, co od tygodni nie dawało mi spać.

Zaczęło się niewinnie. Pewnego popołudnia, wracając z zakupów, zobaczyłam Magdę w kawiarni na rogu Puławskiej i Madalińskiego. Siedziała przy stoliku z jakimś mężczyzną. Najpierw pomyślałam, że to kolega z pracy, ale kiedy zobaczyłam, jak się do niego uśmiecha i jak delikatnie dotyka jego dłoni, poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przeszłam obok nich, udając, że ich nie widzę. Magda nawet mnie nie zauważyła.

Od tamtej pory zaczęłam ją obserwować. Nie chciałam być podejrzliwa, ale coś we mnie pękło. Kilka dni później znów ją zobaczyłam – tym razem wychodziła z tego samego mężczyzny z restauracji, śmiali się, a potem on objął ją w pasie i pocałował w policzek. Zrobiłam zdjęcie telefonem, choć ręce mi się trzęsły. Nie wiem, po co – może żeby mieć dowód, może żeby samej sobie udowodnić, że to nie tylko moja wyobraźnia.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w koszmarze. Każde spotkanie z Bartkiem było dla mnie torturą. Patrzyłam, jak opowiada o pracy, o planach na wakacje, o tym, jak Magda piecze dla niego ciasto i jak bardzo ją kocha. A ja milczałam. Bałam się, że jeśli powiem mu prawdę, stracę go na zawsze. Bartek zawsze był lojalny wobec swojej żony, a ja… Ja byłam tylko matką, która mogła wszystko zniszczyć jednym słowem.

– Mamo, wszystko w porządku? – powtórzył Bartek, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Tak, synku, po prostu jestem trochę zmęczona – skłamałam, patrząc mu w oczy. Widziałam w nich troskę, ale i cień niepokoju. Wiedziałam, że nie mogę tak dłużej.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka, Teresa. Znałyśmy się od lat, wiedziała o wszystkim.

– Musisz mu powiedzieć – powiedziała stanowczo. – On zasługuje na prawdę.

– Ale jeśli mi nie uwierzy? Jeśli uzna, że chcę zniszczyć jego małżeństwo? – głos mi się łamał.

– Jeśli będziesz milczeć, będziesz patrzeć, jak cierpi. A jeśli powiesz, może przez chwilę będzie bolało, ale przynajmniej będzie wiedział, na czym stoi.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co powinnam zrobić. Przypomniałam sobie, jak Bartek miał osiem lat i wrócił do domu z płaczem, bo ktoś w szkole go wyśmiał. Wtedy przytuliłam go i powiedziałam, że zawsze będę po jego stronie. Czy teraz też powinnam być po jego stronie, nawet jeśli oznacza to zburzenie jego świata?

Następnego dnia zaprosiłam Bartka na kawę. Siedzieliśmy w tej samej kawiarni, w której widziałam Magdę z tamtym mężczyzną. Czułam, jak serce mi wali, a dłonie mam mokre od potu.

– Bartek, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam, a on spojrzał na mnie z niepokojem.

– Co się stało?

– Chodzi o Magdę… Widziałam ją kilka razy z innym mężczyzną. Wydawało mi się, że… że to nie była zwykła znajomość.

Bartek zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby nie rozumiał, co mówię.

– Mamo, co ty mówisz? Magda mnie kocha. Może to jakiś kolega z pracy?

– Bartek, widziałam ich razem… Byli bardzo blisko. Mam nawet zdjęcie, jeśli chcesz zobaczyć.

Przez chwilę milczał. Potem wstał gwałtownie od stolika.

– Nie wierzę ci. Magda nie zrobiłaby mi czegoś takiego. – Jego głos był zimny, obcy.

Patrzyłam, jak wychodzi z kawiarni, a łzy napływały mi do oczu. Wiedziałam, że być może właśnie straciłam syna. Przez kolejne dni nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Czułam się jak najgorsza matka na świecie.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie Magda.

– Pani Anno, proszę nie wtrącać się w nasze sprawy – powiedziała chłodno. – Bartek jest dorosły i sam wie, co robi.

– Magda, ja tylko chcę, żeby był szczęśliwy – odpowiedziałam cicho.

– To proszę mu zaufać. I mnie też.

Rozłączyła się, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Przez kolejne dni żyłam w zawieszeniu, nie wiedząc, co się dzieje u Bartka. W końcu przyszedł do mnie sam. Był blady, zmęczony, jakby nie spał od kilku nocy.

– Mamo, przepraszam, że tak zareagowałem – powiedział cicho. – Porozmawiałem z Magdą. Przyznała się. Powiedziała, że to był tylko chwilowy kryzys, że nic nie znaczyło. Nie wiem, co mam robić.

Przytuliłam go mocno. Płakał jak wtedy, gdy był małym chłopcem. Wiedziałam, że już nigdy nie będzie taki sam. Nasza relacja też się zmieniła – była w niej rysa, której nie da się naprawić.

Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Czy prawda zawsze jest ważniejsza od spokoju? Czy lepiej było milczeć i pozwolić, by żył w nieświadomości? A może właśnie to jest miłość – powiedzieć prawdę, nawet jeśli boli? Może wy też kiedyś stanęliście przed takim wyborem…