Kiedy najlepsza przyjaciółka zdradza: Moja historia zaufania, zdrady i próby wybaczenia

— Marta, powiedz mi prawdę. Czy to ty zabrałaś te pieniądze z mojego portfela? — mój głos drżał, a serce waliło jak oszalałe. Stałyśmy naprzeciwko siebie w mojej kuchni, gdzie jeszcze tydzień temu śmiałyśmy się do łez przy winie i planowałyśmy wspólny wyjazd nad morze. Teraz między nami wisiała cisza gęsta jak smoła.

Marta spuściła wzrok. — Anka, co ty wygadujesz? Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okradła…

Ale już wiedziałam. Widziałam jej drżące dłonie, unikanie spojrzenia. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko moje paranoje, że może sama gdzieś zgubiłam te pieniądze. Ale potem przyszły kolejne sygnały: znikające kosmetyki, drobne rzeczy z mieszkania, a nawet złoty łańcuszek po babci. Zawsze tłumaczyłam sobie, że to przypadek, że może sama coś przełożyłam. Bo przecież Marta była moją najlepszą przyjaciółką od podstawówki.

Wszystko zaczęło się sypać, kiedy straciłam pracę w banku. Nagle zostałam sama z kredytem na mieszkanie i matką chorą na serce. Ojciec odszedł dawno temu, brat mieszkał za granicą i miał własne życie. Marta była wtedy przy mnie codziennie — gotowała mi obiady, pomagała z papierami do urzędu pracy, nawet pożyczała mi pieniądze na leki dla mamy. Myślałam, że mam w niej oparcie.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i zobaczyłam Martę grzebiącą w mojej szufladzie z biżuterią. Zamarłam w progu. — Co ty robisz? — zapytałam cicho.

Podskoczyła jak oparzona. — Szukałam chusteczki…

Wtedy jeszcze jej uwierzyłam. Ale potem zaczęły się plotki. Sąsiadka powiedziała mi, że widziała Martę sprzedającą złotą bransoletkę na targu. Kiedy zapytałam Martę wprost, obraziła się śmiertelnie i przez tydzień nie odbierała telefonu.

W końcu zebrałam się na odwagę i zaczęłam przeglądać stare wiadomości na Messengerze. Znalazłam rozmowy Marty z jakimś facetem — pisała mu o moich problemach finansowych, śmiała się z mojej naiwności. „Ona nawet nie zauważyła, że jej zabrałam stówkę z portfela!” — czytałam z niedowierzaniem.

Poczułam się jak idiotka. Przez lata powierzałam Marcie wszystkie swoje sekrety, ufałam jej bardziej niż własnej rodzinie. To ona wiedziała pierwsza o moich sukcesach i porażkach, to ona trzymała mnie za rękę po śmierci babci i to ona pomagała mi pisać CV po rozstaniu z Pawłem.

Kiedy w końcu skonfrontowałam ją z dowodami, Marta wybuchła płaczem. — Anka, ja… ja nie wiem, co we mnie wstąpiło. Potrzebowałam pieniędzy na czynsz, a potem już nie umiałam przestać… Przepraszam cię…

Chciałam ją znienawidzić. Chciałam ją wyrzucić z domu i nigdy więcej nie oglądać. Ale wtedy przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile: pierwsze wagary w liceum, wspólne wakacje pod namiotem nad jeziorem Wigry, nocne rozmowy o życiu i marzeniach.

Moja mama powiedziała: — Ludzie się zmieniają, Aniu. Czasem nawet ci najbliżsi potrafią nas zranić najbardziej.

Brat zadzwonił z Irlandii: — Wyrzuć ją ze swojego życia. Nie zasługuje na ciebie.

Ale ja nie potrafiłam tak po prostu przekreślić tych wszystkich lat przyjaźni. Przez kilka tygodni nie rozmawiałyśmy ze sobą wcale. Marta próbowała się ze mną kontaktować — zostawiała mi wiadomości głosowe, pisała SMS-y pełne przeprosin i obietnic poprawy.

W tym czasie czułam się jak cień samej siebie. Nie ufałam już nikomu — nawet własnej matce patrzyłam podejrzliwie na ręce. Każda nowa znajomość wydawała mi się potencjalnym zagrożeniem.

Pewnego dnia spotkałam Martę przypadkiem na rynku. Była wychudzona, miała podkrążone oczy i wyglądała na starszą o dziesięć lat.

— Anka… proszę cię… daj mi szansę to naprawić — wyszeptała.

Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę.

— Dlaczego? — zapytałam w końcu. — Dlaczego zrobiłaś mi coś takiego?

Marta zaczęła płakać. — Bałam się przyznać do błędu… Bałam się stracić ciebie…

Wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia i pytania bez odpowiedzi. Czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy przyjaźń naprawdę jest silniejsza niż pieniądze?

Minęło kilka miesięcy. Życie powoli wróciło do normy — znalazłam nową pracę w księgowości, mama poczuła się lepiej, brat przysłał paczkę z Irlandii pełną słodyczy i ciepłych słów wsparcia.

A Marta? Czasem widuję ją z daleka na ulicy albo w sklepie spożywczym pod blokiem. Już nie rozmawiamy tak jak dawniej, ale czasem wymieniamy krótkie spojrzenia pełne żalu i niewypowiedzianych słów.

Często zastanawiam się: czy byłam ślepa z miłości do niej, czy po prostu naiwna? Czy można naprawdę wybaczyć komuś tak głęboką zdradę? A może każdy z nas nosi w sobie cień, którego nie potrafimy dostrzec u najbliższych?