Kiedy mój były mąż zapomniał, że istnieję — a teraz błaga mnie o pomoc. Czy powinnam mu wybaczyć?
— Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim po prostu ci pomogę? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Stałam w kuchni, oparta o blat, a Jakub patrzył na mnie z oczami pełnymi desperacji. Jeszcze dwa lata temu nie wyobrażałam sobie, że będziemy rozmawiać w takich okolicznościach.
Kiedyś byłam dla niego wszystkim. Jakub potrafił przyjechać pod moją pracę z bukietem tulipanów tylko po to, żeby zobaczyć mój uśmiech. Wspólne wieczory przy winie, długie rozmowy o marzeniach i planach na przyszłość — wtedy czułam się kochana i bezpieczna. „Jesteś moim szczęściem, Marto,” powtarzał mi niemal codziennie. Wierzyłam mu bezgranicznie.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Jakub dostał awans w dużej warszawskiej firmie. Nagle jego świat zaczął kręcić się wokół spotkań biznesowych, wyjazdów służbowych i nowych znajomości. Coraz częściej wracał późno do domu, coraz rzadziej patrzył mi w oczy. Zamiast rozmów były krótkie komunikaty: „Zmęczony jestem”, „Nie teraz”. Czułam, jak oddalamy się od siebie z każdym kolejnym dniem.
Pewnego wieczoru, gdy wrócił po północy, poczułam zapach damskich perfum na jego koszuli. Nie pytałam — nie miałam odwagi usłyszeć prawdy. Ale ona i tak przyszła sama. Kilka tygodni później znalazłam w jego telefonie wiadomości do jakiejś Pauliny: „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania”. Mój świat runął.
Rozwód był szybki i bolesny. Jakub nie walczył o nas, nie próbował nawet przeprosić. Po prostu spakował walizkę i wyszedł z naszego mieszkania na Pradze, zostawiając mnie z pustką i rachunkami do zapłacenia. Przez wiele miesięcy nie mogłam spać, płakałam po nocach i zadawałam sobie pytanie: „Co zrobiłam źle?”.
Minął rok. Powoli zaczęłam układać sobie życie na nowo. Znalazłam pracę w małej księgarni na Mokotowie, zaprzyjaźniłam się z sąsiadką Anią, która codziennie zapraszała mnie na kawę i ciasto drożdżowe. Zaczęłam chodzić na jogę i znów cieszyć się drobiazgami: śpiewem ptaków za oknem, zapachem świeżo parzonej kawy.
Aż pewnego dnia zadzwonił telefon. Numer był mi znajomy, ale nie spodziewałam się usłyszeć jego głosu.
— Marta… — zaczął niepewnie. — Potrzebuję twojej pomocy.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Co się stało? — zapytałam chłodno.
Jakub opowiedział mi swoją historię: stracił pracę po konflikcie z szefem, nowa partnerka zostawiła go dla innego, a on sam został z długami i bez dachu nad głową. Przez chwilę miałam ochotę odłożyć słuchawkę, ale coś mnie powstrzymało.
— Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić… Ale nie mam już nikogo — powiedział cicho.
Zgodziłam się spotkać. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w tej samej kawiarni na Nowym Świecie, gdzie kiedyś świętowaliśmy nasze rocznice. Teraz Jakub wyglądał na zmarnowanego: siwe pasma we włosach, podkrążone oczy, drżące dłonie.
— Marta… Ja wiem, że cię skrzywdziłem. Byłem głupi i ślepy na to, co miałem — zaczął łamiącym się głosem. — Ale naprawdę nie mam już nikogo. Potrzebuję… choćby miejsca do spania przez kilka dni.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: te dobre i te złe. Przypomniałam sobie samotne noce po rozwodzie i upokorzenie, które czułam przez miesiące.
— Dlaczego teraz? Dlaczego przypomniałeś sobie o mnie dopiero wtedy, gdy wszystko ci się posypało? — zapytałam cicho.
Jakub spuścił wzrok.
— Bo tylko ty byłaś dla mnie prawdziwa…
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Całą noc przewracałam się z boku na bok, rozważając wszystkie za i przeciw. Z jednej strony chciałam mu pomóc — bo tak mnie wychowano, bo kiedyś go kochałam. Z drugiej strony czułam gniew i żal za wszystko, co mi zrobił.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.
— Marta, nie daj się wykorzystać! On cię zostawił w najgorszym momencie! — krzyczała przez telefon.
Ale potem zadzwoniła Ania:
— Może to twoja szansa na zamknięcie tego rozdziału raz na zawsze? Pomóż mu tyle, ile możesz — ale nie pozwól mu wejść ci na głowę.
W końcu zdecydowałam: pozwoliłam Jakubowi przenocować u mnie przez kilka dni pod warunkiem, że znajdzie pracę i mieszkanie w ciągu tygodnia. Pomogłam mu napisać CV, wysłać aplikacje i nawet pożyczyłam trochę pieniędzy na start.
Przez te kilka dni widziałam w nim człowieka złamanego przez życie — nie tego pewnego siebie mężczyznę sprzed lat. Wieczorami rozmawialiśmy długo o przeszłości i błędach, które oboje popełniliśmy.
Po tygodniu Jakub znalazł pracę jako magazynier w hurtowni pod Warszawą i wynajął pokój u znajomego. Podziękował mi ze łzami w oczach i obiecał nigdy więcej mnie nie zawieść.
Dziś patrzę na to wszystko z dystansem. Wiem już, że przebaczenie nie oznacza zapomnienia — ale pozwala uwolnić się od ciężaru żalu. Czy postąpiłam słusznie? Czy powinnam była zamknąć drzwi przed Jakubem na zawsze?
A może czasem warto dać komuś drugą szansę — nawet jeśli kiedyś nas zranił? Co wy byście zrobili na moim miejscu?