Kiedy Dominujący Mężczyzna Wkracza w Życie Kobiety: Historia Marty z Krakowa
— Marta, nie rozumiesz? To ja wiem, co dla ciebie najlepsze! — Pawła głos odbijał się echem od ścian naszej kuchni. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoniach kubek z herbatą, który już dawno wystygł. Wpatrywałam się w swoje odbicie w oknie, próbując nie dopuścić do siebie łez.
Jeszcze dwa lata temu byłam zupełnie inną osobą. Miałam swoje zdanie, marzenia i przyjaciół, z którymi spotykałam się na Kazimierzu po pracy. Pracowałam jako nauczycielka polskiego w liceum na Podgórzu i kochałam swoją pracę. Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Pawła na urodzinach mojej przyjaciółki, Kasi. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam — pewny siebie, elokwentny, z tym błyskiem w oku, który sprawiał, że czułam się wyjątkowa.
— Marta, jesteś taka piękna, taka mądra… — szeptał mi do ucha podczas naszego pierwszego tańca. — Zasługujesz na kogoś, kto cię poprowadzi przez życie.
Wtedy to brzmiało jak obietnica. Teraz wiem, że to był początek końca mojej wolności.
Na początku wszystko było jak z bajki. Paweł zasypywał mnie kwiatami, zabierał na kolacje do restauracji na Rynku. Moja mama mówiła: „Wreszcie ktoś cię docenił, Martusia”. Nawet tata, zwykle sceptyczny wobec moich wyborów, kiwał głową z aprobatą. Przyjaciółki trochę się wycofały — mówiły, że Paweł jest zbyt dominujący, ale ja nie chciałam ich słuchać.
Z czasem Paweł zaczął podejmować za mnie coraz więcej decyzji. Najpierw drobiazgi: „Nie zakładaj tej sukienki, wyglądasz w niej zbyt wyzywająco”, „Nie spotykaj się z Anią, ona ci zazdrości”. Potem przyszły większe rzeczy: „Po co ci ta praca? Przecież ja zarabiam wystarczająco”.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz podniosłam na niego głos:
— Paweł, nie możesz mi mówić, z kim mam się spotykać! — krzyknęłam.
Spojrzał na mnie zimno:
— Jeśli chcesz być ze mną, musisz mi ufać. Ja wiem lepiej.
Wtedy jeszcze wierzyłam, że robi to z troski. Ale zaczęłam się dusić. Każdego dnia czułam się coraz mniejsza, coraz bardziej przezroczysta. Przestałam odbierać telefony od przyjaciółek. Mama zauważyła zmianę:
— Martusia, co się z tobą dzieje? Nie uśmiechasz się już tak jak kiedyś.
Zbywałam ją żartem: „Po prostu jestem zmęczona”.
Pewnego wieczoru Paweł wrócił do domu wściekły. Znalazł wiadomość od Ani na moim telefonie:
— Kto to jest? Dlaczego ona do ciebie pisze?
— To tylko koleżanka…
— Nie chcę, żebyś miała kontakt z ludźmi, którzy źle na ciebie wpływają!
Wtedy pierwszy raz poczułam strach. Nie przed nim fizycznie — nigdy mnie nie uderzył — ale przed tym, jak bardzo potrafi manipulować moimi uczuciami.
Zaczęły się ciche dni. Milczenie było gorsze niż krzyk. Chodziłam po mieszkaniu na palcach, byle go nie zdenerwować. Czułam się jak cień samej siebie.
Któregoś dnia odwiedziła mnie Kasia:
— Marta, musisz coś zrobić. To nie jesteś ty! — powiedziała stanowczo.
Zacisnęłam pięści:
— Nie rozumiesz… On mnie kocha. Po prostu chce dla mnie dobrze.
Ale w środku już wiedziałam, że to nieprawda.
Punktem zwrotnym była Wigilia u moich rodziców. Paweł nie chciał jechać:
— Po co mamy tam iść? Twoja matka mnie nie lubi.
Po raz pierwszy od dawna postawiłam na swoim:
— Jadę sama.
W domu rodzinnym poczułam ulgę. Mama przytuliła mnie mocno:
— Martusia… wróć do nas.
Tej nocy długo płakałam w swoim dawnym pokoju. Przeglądałam stare zdjęcia — uśmiechnięta ja z czasów studiów, z przyjaciółkami nad Wisłą… Gdzie podziała się ta dziewczyna?
Po powrocie do Krakowa podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i zostawiłam Pawłowi list:
„Paweł,
Dziękuję za wszystko, czego mnie nauczyłeś — także o sobie samej. Ale muszę odzyskać siebie. Żegnaj.”
Wyprowadziłam się do Kasi. Przez pierwsze tygodnie czułam pustkę i strach — czy dam sobie radę sama? Czy nie wrócę do niego pod wpływem jego słów?
Zaczęłam terapię. Powoli odzyskiwałam kontakt z rodziną i przyjaciółkami. Każdego dnia uczyłam się na nowo być sobą.
Dziś wiem jedno: nikt nie ma prawa decydować za mnie o moim życiu. Miłość to nie kontrola ani strach.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: ile kobiet jeszcze tkwi w takich relacjach? Czy naprawdę trzeba stracić siebie, by się odnaleźć?
A Ty? Czy kiedykolwiek pozwoliłaś komuś przejąć kontrolę nad swoim życiem?