Dwa oblicza prawdy: Mój świat po odkryciu drugiej rodziny mojego męża

– Piotr, co to jest? – Moje ręce drżały, gdy trzymałam w dłoni wydrukowane maile. Wpatrywał się we mnie z tą swoją maską obojętności, jakby nie rozumiał, o co pytam. – O czym ty mówisz, Aniu? – zapytał cicho, ale ja już wiedziałam. Wszystko było czarno na białym: zdjęcia, wiadomości, adres w Poznaniu. Druga rodzina. Druga kobieta. Drugie dziecko.

W jednej chwili cały mój świat się zawalił. Nasze wspólne śniadania, wieczory przy winie, plany na wakacje w Bieszczadach – wszystko okazało się kłamstwem. Przez kilka dni chodziłam jak w transie. Nie jadłam, nie spałam. Mama dzwoniła codziennie, ale nie miałam siły odbierać. W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do niej – tej drugiej kobiety. Magda odpisała niemal natychmiast: „Musimy porozmawiać. Proszę.”

Spotkałyśmy się w kawiarni na Starym Mieście. Siedziała już przy stoliku, nerwowo mieszając kawę. Była młodsza ode mnie o kilka lat, miała długie ciemne włosy i zmęczone oczy. – Aniu… – zaczęła niepewnie. – Ja… nie wiedziałam o tobie. Przysięgam.

Patrzyłyśmy na siebie przez długą chwilę w milczeniu. Dwie kobiety połączone jednym mężczyzną i jednym wielkim kłamstwem. – On mówił mi, że jest rozwiedziony – szepnęła Magda. – Że jego była żona mieszka za granicą.

Zacisnęłam pięści pod stołem. – Mówił mi, że ma dużo pracy w delegacji. Że musi jeździć do Poznania na szkolenia.

Wyszłyśmy z kawiarni razem, obie roztrzęsione i zagubione. Przez kolejne tygodnie pisałyśmy do siebie codziennie. Wymieniałyśmy się szczegółami, układając puzzle jego podwójnego życia. Okazało się, że Piotr od dwóch lat prowadził dwa domy: u mnie był mężem i ojcem naszej córki Zosi, u Magdy – partnerem i ojcem małego Antosia.

Najgorsze były wieczory, kiedy Zosia pytała: – Mamo, kiedy tata wróci z pracy? – a ja nie umiałam odpowiedzieć. Piotr wyprowadził się do swojego brata pod Warszawą, tłumacząc się „potrzebą przemyślenia wszystkiego”. Przestał odbierać telefony ode mnie i od Magdy.

Mama przyjechała do mnie z Gdańska. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a ona głaskała mnie po włosach jak wtedy, gdy byłam mała. – Aniu, musisz być silna dla Zosi – powtarzała cicho.

Pewnego dnia Magda zadzwoniła zapłakana: – On przyszedł do mnie i powiedział, że nie wie, co robić. Że kocha nas obie. Że nie potrafi wybrać.

Poczułam wściekłość tak silną, że aż zabrakło mi tchu. – To my musimy wybrać – powiedziałam jej wtedy stanowczo. – On już wybrał za nas.

Zaczęłyśmy spotykać się regularnie. Dwie kobiety po przejściach, które zamiast walczyć ze sobą, postanowiły wspierać się nawzajem. Magda była zagubiona jak ja; miała rodzinę daleko na Podlasiu i nikogo bliskiego w mieście. Zaczęłyśmy chodzić razem na spacery z dziećmi po parku Skaryszewskim. Zosia i Antoś szybko się zaprzyjaźnili.

W międzyczasie Piotr próbował wrócić do naszego życia. Pisał długie maile pełne przeprosin i obietnic poprawy. Raz przyszedł pod moje mieszkanie z bukietem róż i łzami w oczach:

– Aniu, proszę… Daj mi jeszcze jedną szansę.

Popatrzyłam na niego długo i cicho odpowiedziałam:

– Nie jestem już tą samą kobietą, którą zostawiłeś.

Zaczęły się rozmowy o rozwodzie. Piotr próbował manipulować nami obiema: raz mówił mi, że chce wrócić do rodziny dla dobra Zosi; innym razem zapewniał Magdę o swojej miłości do niej i Antosia. W końcu obie zrozumiałyśmy, że nie możemy pozwolić mu decydować za nas.

Pewnego dnia usiadłyśmy razem przy stole u mnie w kuchni i spisałyśmy listę rzeczy, które chcemy zrobić dla siebie: znaleźć nową pracę (obie pracowałyśmy na pół etatu), zapisać dzieci na zajęcia dodatkowe, pojechać razem nad morze choćby na weekend.

Z czasem zaczęłam odzyskiwać spokój ducha. Zosia przestała pytać o tatę tak często; zaczęła rysować kolorowe obrazki przedstawiające nas dwie z Magdą i dziećmi na placu zabaw. Mama mówiła mi często:

– Jesteś silniejsza niż myślisz.

Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: jak mogłam tego nie zauważyć? Czy byłam aż tak ślepa? Ale potem patrzę na Zosię śpiącą spokojnie obok mnie i wiem, że zrobiłam wszystko, co mogłam.

Piotr odszedł na dobre; wyprowadził się do innego miasta i kontaktuje się z dziećmi tylko sporadycznie. Ja i Magda zostałyśmy przyjaciółkami – wspieramy się każdego dnia.

Czasem myślę: czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można zaufać jeszcze kiedyś komuś bezgranicznie? A może najważniejsze to nauczyć się ufać samej sobie?