Cień zdrady – historia Zofii i Marka

— Marek! — mój głos odbił się echem po kuchni, ostrzejszy niż zamierzałam. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni zamrożony kawałek schabu. Szósty dzień z rzędu nie rozmawialiśmy ze sobą normalnie. Wszystko zaczęło się w zeszły wtorek od tej głupiej kłótni o mięso, ale przecież to nie chodziło tylko o mięso.

Marek siedział w salonie, jak zwykle z laptopem na kolanach. Nawet nie podniósł wzroku, kiedy weszłam. — Przepraszam, zapomniałem — mruknął, nie odrywając się od ekranu.

— Oczywiście, że zapomniałeś. Jak zawsze — odpowiedziałam z goryczą. Wiedziałam, że to nie jest sprawiedliwe, ale nie mogłam już dłużej tłumić w sobie tego narastającego żalu. Przez ostatnie miesiące czułam się coraz bardziej niewidzialna. Marek był obecny ciałem, ale myślami zawsze gdzieś indziej — w pracy, przy raportach, mailach, telefonach.

Od tamtej kłótni przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Każde z nas zamknęło się w swoim świecie. Ja chodziłam do pracy w szkole, wracałam do pustego mieszkania i gotowałam obiady, których nikt nie doceniał. On wracał późno, rzucał krótkie „cześć” i znikał w swoim gabinecie.

W czwartek wieczorem usłyszałam jego rozmowę przez telefon. Szeptał coś cicho, śmiejąc się pod nosem. Gdy weszłam do pokoju, natychmiast się rozłączył i udawał, że przegląda wiadomości. Coś we mnie pękło. Zaczęłam podejrzewać najgorsze.

Przez kolejne dni obserwowałam go ukradkiem. Zmienił hasło do telefonu, częściej wychodził na balkon rozmawiać przez komórkę. W piątek wieczorem powiedział, że musi zostać dłużej w pracy. Nie uwierzyłam mu ani przez chwilę.

W sobotę rano nie wytrzymałam. — Marek, musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo, stając w drzwiach jego gabinetu.

Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że jeszcze potrafię mówić pełnymi zdaniami. — O czym? — zapytał chłodno.

— O nas. O tym wszystkim… — głos mi zadrżał. — Czuję się jak powietrze w tym domu. Ty już nawet nie patrzysz mi w oczy.

Westchnął ciężko i odłożył laptop na bok. — Zosiu, mam teraz dużo pracy… Nie przesadzaj.

— Przesadzam? — poczułam łzy pod powiekami. — Od tygodni jesteś nieobecny! Nawet nie zauważyłeś, że przestałam gotować twoją ulubioną zupę! Nawet nie pytasz, jak minął mi dzień!

Marek spuścił wzrok. Przez chwilę milczał, a potem powiedział cicho: — To nie jest takie proste.

— Co nie jest proste? — zapytałam drżącym głosem.

— Zosiu… — zawahał się. — Ja… chyba już nie potrafię być szczęśliwy w tym małżeństwie.

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

— Masz kogoś? — wyszeptałam.

Nie odpowiedział od razu. Widziałam walkę na jego twarzy. W końcu skinął głową.

— To tylko koleżanka z pracy… Nic się jeszcze nie stało… Ale… myślę o niej częściej niż powinienem.

Łzy popłynęły mi po policzkach. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś o ścianę albo wybiec z domu i nigdy nie wrócić. Ale zostałam. Patrzyłam na niego i czułam tylko pustkę.

— Dlaczego mi to robisz? — zapytałam cicho.

Marek wzruszył ramionami. — Nie wiem… Może dlatego, że czuję się samotny? Może dlatego, że ty też już mnie nie kochasz?

Chciałam zaprzeczyć, ale zabrakło mi słów. Może rzeczywiście coś między nami umarło? Może oboje byliśmy winni?

Przez resztę dnia chodziliśmy po domu jak duchy. Unikaliśmy siebie nawzajem, każde zamknięte w swoim bólu i żalu. Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.

— Zosiu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że płakałaś.

Nie potrafiłam jej okłamać. Opowiedziałam wszystko: o kłótni, o milczeniu, o tej kobiecie z pracy Marka.

— Dziecko… — westchnęła mama. — Małżeństwo to ciężka praca. Ale zdrada to już inna sprawa… Musisz zdecydować sama, czy chcesz walczyć o ten związek.

Całą noc przewracałam się z boku na bok. Próbowałam przypomnieć sobie chwile szczęścia z Markiem: nasz ślub w małym kościele pod Krakowem, pierwsze wspólne wakacje nad Bałtykiem, wieczory przy winie i śmiech do łez z byle powodu. Gdzie to wszystko się podziało?

Następnego dnia Marek spakował kilka rzeczy i powiedział, że musi „przemyśleć wszystko”. Patrzyłam na niego bez słowa, czując jak serce rozdziera mi się na kawałki.

Zostałam sama w naszym mieszkaniu na osiedlu Ruczaj w Krakowie. Siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na zdjęcie ślubne stojące na półce. Czy można odbudować coś, co tak bardzo się rozpadło? Czy warto walczyć o miłość, jeśli druga osoba już dawno przestała wierzyć?

Czasem myślę: może gdybym była bardziej cierpliwa? Może gdyby Marek mniej pracował? Może gdybyśmy częściej ze sobą rozmawiali…

Ale czy te wszystkie „może” mają jeszcze sens?

Czy można wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać komuś, kto raz odwrócił się plecami?

Nie wiem… Ale wiem jedno: czasem nawet największa miłość może zginąć w cieniu zdrady.