Sprowadziłam tatę do siebie. Po miesiącu odesłałam go z powrotem. Teraz wszyscy uważają mnie za wyrodną córkę…
— Jak mogłaś? — głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiewał w słuchawce z taką siłą, że niemal czułam jej oddech na twarzy. — To przecież nasz tata! On nie ma nikogo poza nami!
Stałam przy kuchennym oknie, patrząc na szare, kwietniowe niebo nad Warszawą. W dłoniach ściskałam kubek z zimną już herbatą. W głowie wciąż dudniły mi słowa Magdy, a serce ściskało się z bólu i poczucia winy. Czy naprawdę jestem wyrodną córką? Czy to ja jestem tą złą?
Miesiąc temu tata przyjechał do mnie z małej wsi pod Siedlcami. Mama zmarła dwa lata temu, a on coraz gorzej radził sobie sam. Zaczęły się zapominać rachunki, obiady kończyły się przypalonym garnkiem, a sąsiadka zadzwoniła do mnie, że tata wyszedł w kapciach na mróz i nie mógł znaleźć drogi do domu. Nie miałam wyboru — zabrałam go do siebie.
— Tata, tu jest twoja nowa szafa. Ułożyłam ci swetry na górze, a koszule na dole — mówiłam pierwszego dnia, starając się ukryć niepokój.
Tata patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem. — A gdzie jest mój fotel? Ten przy oknie?
— Tutaj nie ma miejsca na fotel, tato. Ale mam wygodne krzesło w salonie.
Już wtedy wiedziałam, że będzie trudno. Ale nie spodziewałam się, że aż tak.
Pierwsze dni były pełne napięcia. Tata nie mógł odnaleźć się w moim mieszkaniu. Zgubił się w drodze do łazienki, mylił drzwi do kuchni z drzwiami do sypialni. W nocy chodził po korytarzu i szukał mamy.
— Gdzie jest Zosia? — pytał szeptem, stojąc nad moim łóżkiem o drugiej w nocy.
— Tato, mama nie żyje… — odpowiadałam cicho, a łzy same płynęły mi po policzkach.
W pracy byłam coraz bardziej rozkojarzona. Szefowa upominała mnie za spóźnienia i błędy w raportach. Mój partner, Tomek, próbował mnie wspierać, ale sam miał dość po kilku dniach.
— Twój tata zostawia otwarte drzwi na klatkę! Wczoraj prawie wyszedł na ulicę w piżamie! — krzyczał pewnego wieczoru.
— On nie robi tego specjalnie! — broniłam taty, ale w środku czułam narastającą frustrację.
Każdy dzień był walką. Tata nie chciał jeść moich obiadów — „Za ostre”, „Za tłuste”, „Mama robiła inaczej”. Oglądał telewizję tak głośno, że sąsiadka pukała do drzwi co drugi dzień. W łazience zostawiał wodę odkręconą na całą noc. Pranie wrzucał razem z moimi delikatnymi bluzkami i swoimi brudnymi skarpetami.
Najgorsze były jednak wieczory. Tata siadał przy oknie i patrzył w ciemność.
— Tu nie ma pola. Nie ma zapachu ziemi… — mówił cicho. — Ja tu nie pasuję.
Czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam być dobrą córką, opiekować się nim tak, jak on opiekował się mną przez całe dzieciństwo. Z drugiej strony miałam wrażenie, że tracę siebie — swoje życie, pracę, relację z Tomkiem.
Pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam tatę siedzącego na schodach przed blokiem. Był przemarznięty i zapłakany.
— Chciałem wrócić do domu… ale nie wiem jak — wyszeptał.
Wtedy podjęłam decyzję. Zadzwoniłam do Magdy.
— Nie dam rady dłużej… On tu gaśnie. Ja też gaśnie… Musimy znaleźć inne rozwiązanie.
Magda była wściekła.
— Ty zawsze wszystko oddajesz innym! Teraz chcesz oddać nawet tatę?!
Ale ja już wiedziałam, że to jedyne wyjście. Po tygodniu tata wrócił do swojego domu na wsi. Zatrudniłyśmy opiekunkę z sąsiedniej miejscowości. Codziennie dzwonię do niego, odwiedzam co weekend.
Ale dla wszystkich wokół jestem tą złą. Sąsiadki mamy mówią mi dzień dobry z chłodnym dystansem. Magda przestała się odzywać. Nawet Tomek patrzy na mnie inaczej.
Czy naprawdę jestem wyrodną córką? Czy można być dobrą córką i jednocześnie zadbać o siebie? Czy ktoś z was też musiał wybierać między własnym życiem a rodziną?
Może to ja jestem egoistką… A może po prostu człowiekiem? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?