Rodzice mojego męża oddali dom jego młodszej siostrze. Od tamtej pory nie potrafię z nimi rozmawiać – czy naprawdę rodzina może być aż tak niesprawiedliwa?
– Jak oni mogli nam to zrobić? – wyszeptałam, patrząc na męża, który siedział przy stole z głową w dłoniach. W kuchni pachniało jeszcze niedzielnym rosołem, ale atmosfera była ciężka jak nigdy.
Janek milczał. Widziałam, jak walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć. Przez okno wpadało blade światło popołudnia, a ja czułam, jakby cały świat się zatrzymał.
Wszystko zaczęło się tydzień temu, kiedy pojechaliśmy do teściów na imieniny mamy Janka. Było gwarno, dzieci biegały po ogrodzie, a stoły uginały się od jedzenia. W pewnym momencie teściowa poprosiła nas do salonu. Siedziała tam już Ania – młodsza siostra Janka – z narzeczonym.
– Chcieliśmy wam coś powiedzieć – zaczęła teściowa, a jej głos drżał lekko. – Zdecydowaliśmy się przepisać dom na Anię. Ona zostaje w mieście, wy przecież macie swoje życie w Warszawie…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Janek pobladł.
– Ale… dlaczego? – zapytał cicho.
– Ania jest sama, wy macie siebie i dobrą pracę. Dom to dla niej szansa na start – dodał teść, unikając naszego wzroku.
Nie odezwałam się już ani słowem przez resztę wieczoru. W drodze powrotnej Janek prowadził w milczeniu. Wiedziałam, że jest mu przykro, ale nie chciał tego okazać.
Od tamtej pory nie odebrałam żadnego telefonu od teściów. Nie potrafiłam. Czułam się zdradzona – nie tylko ja, ale przede wszystkim mój mąż. Przez lata pomagaliśmy im finansowo, remontowaliśmy dom, przyjeżdżaliśmy na każde święta. A teraz wszystko miało trafić do Ani, która ledwo kończyła studia i nigdy nie przepracowała dnia w życiu.
W pracy próbowałam się skupić na obowiązkach, ale myśli ciągle wracały do tej rozmowy. Zawsze byłam samodzielna – nawet gdy Janek proponował mi kiedyś, żebym została w domu i zajęła się rodziną, nie zgodziłam się. Wolałam zarabiać własne pieniądze, mieć poczucie bezpieczeństwa. Teraz czułam, że wszystko, co budowaliśmy razem, zostało zlekceważone.
Wieczorami kłóciliśmy się coraz częściej. Janek próbował tłumaczyć decyzję rodziców:
– Może rzeczywiście Ania bardziej tego potrzebuje? Może powinniśmy to zaakceptować?
Ale ja nie potrafiłam. Przypominałam mu, jak pomagaliśmy przy każdym większym remoncie, jak płaciliśmy za nowy dach po burzy dwa lata temu.
– To nie chodzi o pieniądze! – krzyczałam pewnego wieczoru. – Chodzi o szacunek! O sprawiedliwość!
Janek milczał. Widziałam, że cierpi. Ale nie potrafił stanąć po mojej stronie otwarcie – zawsze był lojalny wobec rodziców.
Kilka dni później zadzwoniła Ania.
– Wiem, że jesteście źli – powiedziała cicho. – Ale ja nie prosiłam o ten dom…
Nie odpowiedziałam jej nic. Z jednej strony wiedziałam, że to nie jej wina. Z drugiej – czułam żal i zazdrość.
W pracy zaczęłam brać nadgodziny. Wolałam być poza domem niż patrzeć na smutnego Janka i czuć ciężar tej niesprawiedliwości. Koledzy pytali, czy wszystko u mnie w porządku. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam, że tak.
W końcu przyszedł dzień, kiedy teściowie zaprosili nas na obiad – chcieli „porozmawiać”. Janek nalegał, żebym pojechała z nim.
Weszliśmy do znajomego domu i od razu poczułam chłód. Teściowa próbowała być miła:
– Kochani… chcemy was zapewnić, że zawsze możecie tu wracać…
Nie wytrzymałam.
– Ale już nie jako gospodarze tego domu? Tylko jako goście? – przerwałam jej ostro.
Teść spuścił wzrok.
– To była trudna decyzja…
– Dla kogo trudna? Dla was czy dla nas? – zapytałam gorzko.
Janek próbował mnie uspokoić, ale łzy napłynęły mi do oczu.
– Przez tyle lat byliśmy dla was wsparciem! A teraz… czuję się jak ktoś obcy!
Teściowa zaczęła płakać. Ania wybiegła z pokoju.
Wyszliśmy stamtąd szybciej niż planowaliśmy. W samochodzie Janek powiedział tylko:
– Może powinniśmy dać im czas…
Ale ja wiedziałam już wtedy, że nic nie będzie takie samo.
Od tamtej pory nie rozmawiam z teściami. Unikam rodzinnych spotkań. Janek czasem jeździ sam do rodziców – wraca zamyślony i smutny.
Często zastanawiam się: czy naprawdę mają rację? Czy rodzina powinna być lojalna wobec wszystkich dzieci po równo? Czy można wybaczyć taką niesprawiedliwość?
Może to ja jestem zbyt dumna? Może powinnam odpuścić?
A może są rzeczy, których nigdy nie da się zapomnieć?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć coś takiego swoim bliskim? Czy lojalność wobec rodziny zawsze powinna być bezwarunkowa?