Przez 60 lat byłem sam. Dziś, gdy poznałem Natalię, wszystko się zmieniło – czy można zacząć życie od nowa?
– Znowu wracasz do pustego mieszkania, Adam? – zapytała mnie sąsiadka, pani Zofia, kiedy mijałem ją na klatce schodowej. Uśmiechnąłem się tylko, jak zwykle, bo co miałem jej odpowiedzieć? Że przez sześćdziesiąt lat nie potrafiłem nikogo zatrzymać przy sobie na dłużej? Że samotność już dawno przestała być wyborem, a stała się codziennością?
Wszedłem do mieszkania, rzuciłem klucze na stół i usiadłem w fotelu. Cisza była jak zawsze gęsta, niemal namacalna. Przez okno wpadało popołudniowe światło, oświetlając półki z książkami i stare zdjęcia z czasów studenckich. Na jednym z nich śmieję się razem z Markiem, Krzyśkiem i Jankiem – nasza paczka z politechniki. Oni wszyscy mają już rodziny, wnuki… Tylko ja zostałem sam. Zawsze powtarzałem sobie, że to mój wybór. Ale czy naprawdę?
Pół roku temu wszystko się zmieniło. To był zwykły dzień w bibliotece miejskiej – szukałem książki o historii Warszawy. I wtedy ją zobaczyłem. Natalia. Miała na sobie granatowy płaszcz i szalik w kolorowe paski. Przeglądała półki z literaturą piękną. Nasze spojrzenia spotkały się przypadkiem.
– Przepraszam, czy mogę przejść? – zapytała cicho.
– Oczywiście – odsunąłem się, czując dziwne ukłucie w żołądku.
Zaczęliśmy rozmawiać o książkach. Okazało się, że Natalia jest wdową od kilku lat, jej dzieci mieszkają za granicą. Sama też czuła się samotna. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy w bibliotece, potem poszliśmy na kawę. Rozmowy z nią były jak powiew świeżego powietrza – nagle poczułem, że życie może być inne.
Ale nie wszystko było takie proste. Moi przyjaciele byli zaskoczeni.
– Adam, ty? Po tylu latach? – śmiał się Marek podczas naszej cotygodniowej partii brydża.
– Może to właśnie teraz jest ten czas – odpowiedziałem niepewnie.
Najtrudniej było jednak z rodziną Natalii. Jej córka, Magda, przyjechała z Londynu specjalnie, żeby mnie poznać.
– Mama mówiła mi o panu… Adamie – zaczęła oficjalnie podczas obiadu u Natalii. – Ale czy pan rozumie, co to znaczy być częścią rodziny? Mama wiele przeszła po śmierci taty.
Poczułem się jak intruz. Próbowałem tłumaczyć, że nigdy nie miałem własnej rodziny, ale bardzo bym chciał spróbować. Magda patrzyła na mnie z rezerwą.
– Nie chcę, żeby mama znowu cierpiała – powiedziała wprost.
Po tym spotkaniu Natalia była zamyślona.
– Adamie, ja ci ufam… Ale boję się. Boję się, że nie będziesz umiał być ze mną naprawdę. Że odejdziesz przy pierwszych trudnościach.
Nie spałem całą noc. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy naprawdę potrafię być z kimś po tylu latach samotności? Czy nie zranię Natalii? Czy nie jestem już za stary na miłość?
Kolejne tygodnie były pełne wątpliwości i drobnych konfliktów. Natalia miała swoje przyzwyczajenia – rano musiała wypić kawę w ciszy, wieczorem oglądała seriale, których nie znosiłem. Ja lubiłem wstawać późno i czytać gazety przy śniadaniu. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi.
– Adamie, ty nigdy nie byłeś w związku! Nie rozumiesz kompromisów! – krzyczała pewnego wieczoru Natalia.
– A ty myślisz, że to takie proste nauczyć się tego wszystkiego po sześćdziesiątce?! – odpowiedziałem z rozpaczą.
Przez kilka dni nie odzywaliśmy się do siebie. Wtedy zadzwonił Krzysiek.
– Stary, nie poddawaj się tak łatwo. Wiesz ile razy ja chciałem rzucić wszystko przez okno? Ale potem patrzę na moją Zosię i wiem, że warto było walczyć.
Zebrałem się na odwagę i poszedłem do Natalii.
– Przepraszam cię… Może jestem stary i uparty, ale chcę spróbować jeszcze raz. Chcę być z tobą – powiedziałem drżącym głosem.
Natalia spojrzała na mnie długo.
– Dobrze… Ale musisz mi obiecać jedno: że będziesz szczery i będziesz walczył o nas każdego dnia.
Obiecałem.
Dziś mija pół roku odkąd jesteśmy razem. Nie jest łatwo – czasem czuję się zagubiony w świecie kompromisów i rodzinnych zobowiązań. Magda nadal patrzy na mnie podejrzliwie, a ja wciąż uczę się być częścią czyjegoś życia. Ale pierwszy raz od lat czuję się potrzebny i kochany.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: Czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa po sześćdziesiątce? Czy warto ryzykować serce dla drugiego człowieka, nawet jeśli całe życie było się samemu?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?