Po Wypisie ze Szpitala Moi Rodzice Powiedzieli: „Nie Chcemy Utrzymywać z Tobą Kontaktu! Nie Oczekuj Od Nas Pomocy”
Jestem z zawodu pielęgniarką. W 1995 roku zaczęłam pracę w szpitalu położniczym w Warszawie. To była satysfakcjonująca praca, uwielbiałam pomagać nowym matkom w przywitaniu ich dzieci na świecie. Po kilku latach z mężem zdecydowaliśmy, że nadszedł czas na założenie własnej rodziny. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, byliśmy przeszczęśliwi. Moja ciąża przebiegała normalnie, a wszystkie badania wykazały, że nasza córeczka jest zdrowa.
Przygotowaliśmy wszystko na jej przyjście. Pomalowaliśmy pokój dziecięcy na delikatny różowy kolor, kupiliśmy łóżeczko i wypełniliśmy pokój pluszakami oraz ubrankami dla niemowląt. Nasi bliscy również byli podekscytowani i ciągle pytali nas, jak wszystko się układa. Moi rodzice, w szczególności, wydawali się zachwyceni perspektywą zostania dziadkami po raz pierwszy.
Gdy zbliżał się termin porodu, poszłam na urlop macierzyński. Wszystko wydawało się idealne aż do dnia, kiedy zaczęłam rodzić. Skurcze zaczęły się w środku nocy i mój mąż szybko zawiózł mnie do szpitala, w którym pracowałam. Poród był długi i trudny, ale w końcu nasza córka przyszła na świat. Jednak coś było nie tak. Nie płakała.
Lekarze szybko zabrali ją na badania. Moje serce zamarło, gdy zobaczyłam zaniepokojone twarze lekarzy. Po tym, co wydawało się wiecznością, lekarz przyszedł do nas porozmawiać. Wyjaśnił, że nasza córka ma rzadką wrodzoną wadę płuc. Będzie potrzebowała natychmiastowej operacji i długoterminowej opieki medycznej.
Z mężem byliśmy zdruzgotani, ale zdeterminowani, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc naszej córce. Kolejne tygodnie były zamazane przez operacje, leczenie i bezsenne noce w szpitalu. W końcu, po tym co wydawało się wiecznością, powiedziano nam, że możemy zabrać córkę do domu.
Byliśmy wyczerpani, ale ulżyło nam, że w końcu możemy zabrać naszą córeczkę do domu. Jednak nasza ulga nie trwała długo. Kiedy zadzwoniliśmy do moich rodziców, aby podzielić się tą wiadomością, ich reakcja była szokująca.
„Nie chcemy utrzymywać z tobą kontaktu! Nie oczekuj od nas pomocy,” powiedziała moja matka chłodno.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Moi rodzice zawsze byli wspierający i kochający. Zapytałam ich dlaczego tak mówią, ale odmówili udzielenia jasnej odpowiedzi. Po prostu powtórzyli, że nie chcą mieć z nami kontaktu.
Mój mąż próbował z nimi rozmawiać, ale to nic nie dało. Odłożyli słuchawkę, zostawiając nas w oszołomieniu. Byliśmy sami.
Kolejne miesiące były niezwykle trudne. Stan naszej córki wymagał stałej opieki i częstych wizyt w szpitalu. Mój mąż musiał podjąć dodatkową pracę, aby pokryć koszty leczenia, a ja zmagałam się z pogodzeniem opieki nad córką z własnym powrotem do zdrowia po porodzie.
Szukałam wsparcia u innych członków rodziny, ale wielu z nich stanęło po stronie moich rodziców lub po prostu nie chciało się angażować. Czuliśmy się odizolowani i porzuceni.
Mimo wszystko staraliśmy się jak najlepiej opiekować naszą córką. Ale stres odbił się na naszym małżeństwie. Zaczęliśmy się częściej kłócić z mężem, a trudności finansowe tylko pogarszały sytuację.
Pewnej nocy, po szczególnie burzliwej kłótni, mój mąż spakował swoje rzeczy i odszedł. Powiedział, że nie może już dłużej znosić presji. Zostałam sama z naszą córką, czując się bardziej odizolowana niż kiedykolwiek.
Kontynuowałam opiekę nad nią najlepiej jak potrafiłam, ale bez wsparcia męża było to jeszcze trudniejsze. Rachunki medyczne rosły, a ja musiałam wrócić do pracy wcześniej niż planowałam tylko po to, by związać koniec z końcem.
Moi rodzice nigdy więcej się nie odezwali. Do dziś nie rozumiem, dlaczego odwrócili się od nas wtedy, gdy najbardziej ich potrzebowaliśmy.
Nasza córka ma teraz pięć lat. Nadal ma problemy zdrowotne, ale jest wojowniczką. Każdy dzień to walka, ale jestem zdeterminowana dać jej jak najlepsze życie.