„Nie jestem jak żona twojego kolegi!” – Moja walka o własną wartość w cieniu porównań i oczekiwań

– Znowu schabowe? – głos Pawła rozbrzmiał w kuchni jak wystrzał. – Wiesz, że u Tomka żona robi domowe pierogi co niedzielę? I jeszcze sernik! Ty nawet nie próbujesz.

Zamarłam z łyżką w dłoni. Tłuszcz na patelni syczał, a ja czułam, jak coś we mnie pęka. To nie był pierwszy raz. Ostatnio coraz częściej słyszałam te porównania. Że u Tomka w domu zawsze pachnie świeżym ciastem, że Kasia – jego żona – potrafi zrobić rosół jak u babci, że dzieci zawsze mają wyprasowane ubrania. A ja? Ja byłam tą, która wracała z pracy po osiemnastu, rzucała torbę na podłogę i z trudem zbierała siły, by ugotować cokolwiek.

– Paweł, może byś sam coś ugotował? – wyrwało mi się ciszej, niż chciałam. – Pracuję tyle samo co ty. Nie jestem Kasią.

Spojrzał na mnie z irytacją. – Ale ona potrafi się zorganizować. Ty ciągle tylko narzekasz.

Wyszłam z kuchni. Zostawiłam go z tymi schabowymi i własną frustracją. W łazience usiadłam na zamkniętej klapie sedesu i pozwoliłam sobie na kilka łez. Nie chciałam płakać przy dzieciach. Ola i Michał biegali po mieszkaniu, śmiejąc się i kłócąc o pilota do telewizora. Dla nich byłam mamą – czasem zmęczoną, czasem rozdrażnioną, ale zawsze obecną. Dla Pawła byłam coraz częściej tylko niewystarczająca.

Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty. Paweł przyszedł i usiadł naprzeciwko mnie.

– Anna, nie chcę się kłócić – zaczął. – Ale naprawdę nie rozumiem, czemu nie możesz być bardziej jak Kasia. Ona pracuje, a dom zawsze ma ogarnięty.

– Może dlatego, że jej mama mieszka piętro wyżej i codziennie pomaga z dziećmi? Może dlatego, że nie musi zostawać po godzinach? – odpowiedziałam ostrożnie.

– Zawsze masz wymówki.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. – To nie są wymówki! To jest życie! Nie widzisz tego?

Wstał i wyszedł do sypialni, trzaskając drzwiami. Zostałam sama z własnymi myślami i poczuciem winy. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy powinnam się bardziej starać? Przecież kocham swoją rodzinę. Ale czy muszę być kopią kogoś innego?

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła moje rozkojarzenie.

– Coś się stało? – zapytała delikatnie.

Opowiedziałam jej wszystko. O Pawle, o Kasi, o tych ciągłych porównaniach.

– Wiesz co? – powiedziała Magda po chwili milczenia. – U nas w domu to ja gotuję raz w tygodniu. Mój mąż przejął resztę. Też kiedyś próbowałam być idealna jak moja teściowa. Prawie się przez to rozpadliśmy.

Zazdrościłam jej tej odwagi. Ale u nas w domu wszystko było inne. Paweł wychowany był w przekonaniu, że kobieta powinna ogarniać dom. Jego mama zawsze miała obiad na stole o piętnastej, a mieszkanie lśniło czystością.

Wieczorem postanowiłam spróbować rozmowy jeszcze raz.

– Paweł, musimy pogadać – zaczęłam niepewnie. – Nie chcę być Kasią. Chcę być sobą. Jeśli ci to nie odpowiada…

– Przestań dramatyzować – przerwał mi. – Po prostu chcę normalnego domu.

– A ja chcę normalnego życia! – podniosłam głos. – Takiego, w którym nie muszę codziennie udowadniać, że jestem wystarczająca!

Zamilkliśmy oboje. W powietrzu wisiała cisza pełna niewypowiedzianych pretensji.

Minęły tygodnie. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy albo wychodził z Tomkiem na piwo. Ja zamknęłam się w sobie. Przestałam się starać. Schabowe zamieniły się na mrożone pierogi, a pranie czekało na lepsze czasy. Dzieci pytały, czemu tata jest smutny. Nie umiałam im odpowiedzieć.

Pewnego dnia Ola przyniosła ze szkoły rysunek: cała nasza rodzina przy stole. Ja z uśmiechem, Paweł z nosem w telefonie. Zapytałam ją:

– Dlaczego tata nie patrzy na nas?

– Bo zawsze jest zajęty – odpowiedziała szczerze.

To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że nie tylko ja cierpię przez te porównania i oczekiwania. Że dzieci też to widzą i czują.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

– Paweł, musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo. – Albo zaczniemy rozmawiać i szukać kompromisu, albo…

Nie dokończyłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Może po raz pierwszy zobaczył we mnie nie tylko gospodynię domową, ale kobietę, która ma swoje granice.

Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno: nie chcę już żyć w cieniu cudzych oczekiwań. Chcę być sobą – dla siebie i dla dzieci.

Czy naprawdę musimy być tacy jak inni, żeby zasłużyć na miłość? A może wystarczy być sobą i mieć odwagę powiedzieć: dość?