„Musimy się na jakiś czas rozstać” – historia, której nikt się nie spodziewał. Czy można przetrwać, gdy świat wali się na głowę?

– Musimy się na jakiś czas rozstać – powiedział Michał, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos był spokojny, ale w środku czułam, jakby ktoś właśnie wyrwał mi serce. Siedzieliśmy w naszej kuchni, tej samej, w której jeszcze wczoraj śmialiśmy się z jego żartów i planowaliśmy wakacje nad morzem. Teraz cisza była gęsta, a ja nie mogłam złapać tchu.

– Co ty mówisz? – wyszeptałam, próbując zrozumieć, czy to jakiś żart. Michał zawsze był tym idealnym facetem – wysokim brunetem o niebieskich oczach i uśmiechu, który rozbrajał wszystkich. Moje koleżanki powtarzały: „Ola, ty to masz szczęście! Taki facet to skarb!” A ja… ja naprawdę wierzyłam, że jestem szczęśliwa.

Michał pracował już od dwóch lat w dużej firmie informatycznej w Warszawie. Ja kończyłam studia pedagogiczne i dorabiałam jako niania. Mieliśmy wynajęte małe mieszkanie na Mokotowie, gdzie wszystko było nasze – nawet te popękane kubki i stary stół po babci. Każdy dzień był podobny do poprzedniego, ale czułam się bezpieczna.

Aż do tego wieczoru.

– Ola, ja… muszę to zrobić dla siebie. Nie wiem, kim jestem. Czuję się przytłoczony – tłumaczył Michał, a ja widziałam, jak jego dłonie drżą. – To nie twoja wina. Po prostu… potrzebuję przestrzeni.

Chciałam krzyczeć, płakać, rzucić czymś o ścianę. Ale siedziałam nieruchomo, jakby ktoś mnie zamroził. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Dlaczego?”

Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Michał wyprowadził się do kolegi z pracy. Zostawił mi mieszkanie i psa – naszego ukochanego labradora, Fado. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, że to tylko zły sen. Ale jego rzeczy zniknęły z szafy, a na stole leżała tylko jego kartka: „Przepraszam. Muszę to zrobić.”

Moja mama przyjechała z Radomia zaraz po tym, jak jej powiedziałam przez telefon, że Michał się wyprowadził.

– Ola, co się stało? – zapytała cicho, przytulając mnie w drzwiach.

– Nie wiem, mamo. Po prostu… powiedział, że musi być sam.

Mama spojrzała na mnie z troską i smutkiem. Wiedziałam, że chciała mnie pocieszyć, ale sama nie rozumiała tej sytuacji.

Przez pierwsze tygodnie unikałam ludzi. Nie odbierałam telefonów od przyjaciółek. Bałam się ich pytań: „Co się stało? Przecież byliście tacy szczęśliwi!”

W końcu przyszła do mnie Anka – moja najbliższa przyjaciółka jeszcze z liceum.

– Ola, nie możesz tak siedzieć sama! Chodź na spacer.

Szłyśmy przez park Skaryszewski w milczeniu. W końcu Anka zapytała:

– Powiedział ci coś więcej?

Pokręciłam głową.

– Może ma kogoś? – rzuciła ostrożnie.

Zabolało mnie to pytanie bardziej niż chciałam przyznać. Przecież Michał był taki lojalny… czy na pewno?

Wieczorem nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy byłam zbyt zajęta studiami? A może za bardzo go kontrolowałam?

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do niego wiadomość:

„Michał, proszę powiedz mi prawdę. Czy jest ktoś inny?”

Odpisał dopiero rano:

„Ola, nie chcę cię ranić. Muszę poukładać sobie życie. Proszę, daj mi czas.”

To była odpowiedź wymijająca, ale wiedziałam już swoje.

Zaczęły się plotki. Koleżanki z roku szeptały za moimi plecami:

– Słyszałaś? Michał zostawił Olę! Pewnie znalazł sobie młodszą…

Czułam się upokorzona i samotna. Nawet Fado patrzył na mnie smutnymi oczami i nie chciał jeść.

Któregoś dnia spotkałam Michała przypadkiem pod sklepem spożywczym. Był z jakąś dziewczyną – drobną blondynką o szerokim uśmiechu.

– Cześć Ola… – powiedział cicho.

– Cześć – odpowiedziałam chłodno i przeszłam obok nich bez słowa.

Wróciłam do domu i wybuchłam płaczem. Wszystko stało się jasne: Michał miał kogoś innego już od dawna.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Zaczęłam chodzić na terapię. Mama namawiała mnie do powrotu do Radomia, ale wiedziałam, że muszę zostać w Warszawie i zmierzyć się z tym wszystkim sama.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie babcia:

– Oluńka, pamiętaj: życie to nie bajka. Ale czasem po burzy wychodzi słońce.

Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam spotykać się ze znajomymi, wróciłam na uczelnię i powoli odzyskiwałam równowagę.

Minął rok od naszego rozstania. Michał napisał do mnie maila:

„Olu, przepraszam za wszystko. Byłem tchórzem. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa.”

Nie odpisałam mu. Już nie musiałam.

Dziś wiem jedno: pozory mogą mylić. Nawet najbardziej idealny związek może skrywać tajemnice i ból.

Czasem zastanawiam się: czy gdybym wtedy bardziej ufała sobie niż innym ludziom – uniknęłabym tego cierpienia? Czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Co wy o tym myślicie?