Moja przyszła teściowa chce zniszczyć mój ślub? Historia jednej sukienki i wielkiej rodziny
— Nie zamierzam zmieniać zdania, Marto. To jest mój ulubiony kolor i będę w nim wyglądać najlepiej — powiedziała stanowczo pani Grażyna, patrząc mi prosto w oczy. Stałyśmy w kuchni jej mieszkania na warszawskim Ursynowie, a ja czułam, jak moje serce wali jak młot. Było ciepłe, majowe popołudnie, a ja po raz pierwszy żałowałam, że w ogóle zaczęłam temat sukienek na ślub.
— Ale przecież mówiłam już, że bordo kompletnie nie pasuje do naszej pastelowej palety… — próbowałam jeszcze raz spokojnie wyjaśnić. — Wszystko będzie w odcieniach pudrowego różu i mięty. Nawet druhny mają jasnozielone sukienki.
— To nie mój problem — przerwała mi ostro. — Ja nie będę wyglądać jak reszta tych dziewczynek. Jestem matką pana młodego i mam prawo się wyróżniać.
Wtedy zrozumiałam, że to nie jest tylko kwestia koloru. To była walka o władzę, o to, kto będzie miał ostatnie słowo w tej rodzinie. A ja byłam tylko narzeczoną jej syna, nie żoną, nie „swoją”.
Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Michał, mój narzeczony, próbował mnie pocieszać:
— Daj spokój, przecież to tylko sukienka. Mama zawsze była uparta, ale przejdzie jej.
Ale nie przechodziło. Każda kolejna rozmowa z Grażyną kończyła się kłótnią lub lodowatym milczeniem. Zaczęła dzwonić do Michała po nocach, płakać mu do słuchawki, że „ta dziewczyna chce ją upokorzyć przed całą rodziną”. Moja mama próbowała mediować:
— Martusia, może odpuść? To tylko jeden dzień… Nie warto się kłócić.
Ale dla mnie to był mój dzień. Mój wymarzony ślub, który planowałam od dziecka. Chciałam, żeby wszystko było idealnie — nawet jeśli to tylko kolory na zdjęciach.
Zaczęły się plotki. Ciotka Jola zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:
— Słyszałam, że pokłóciłaś się z Grażyną o sukienkę? Kochana, ona jest bardzo dumna. Lepiej jej nie prowokuj.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Michał coraz częściej wracał z pracy rozdrażniony:
— Może rzeczywiście przesadzasz? Mama jest jaka jest, ale nie chcę mieć wojny w domu.
Zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem egoistką? Czy może powinnam po prostu odpuścić? Ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy i wyobrażałam sobie nasz ślub, widziałam Grażynę w tej krwistej sukni na tle pastelowych dekoracji i czułam złość.
Pewnego dnia przyszła do mnie moja młodsza siostra Ania:
— Martuś, a może porozmawiasz z nią jeszcze raz? Ale tak szczerze, bez pretensji?
Postanowiłam spróbować ostatni raz. Umówiłyśmy się w kawiarni na Mokotowie. Grażyna przyszła ubrana jak zawsze elegancko, z perfekcyjnym makijażem.
— Pani Grażyno… — zaczęłam niepewnie. — Bardzo mi zależy na tym dniu. Chciałabym, żebyśmy wszyscy czuli się dobrze i żeby zdjęcia były spójne… Może znajdziemy kompromis? Może bordo dodatki?
Spojrzała na mnie chłodno:
— Ty chcesz kompromisu? A kto pierwszy zaczął stawiać warunki? Ja przez całe życie musiałam ustępować innym. Teraz chcę choć raz zrobić coś po swojemu.
Wyszłam z tej kawiarni z poczuciem porażki. Michał próbował mnie pocieszać, ale widziałam, że sam ma już dość tego konfliktu.
Zbliżał się dzień ślubu. Wszyscy chodziliśmy podminowani. Mama Michała przestała odbierać moje telefony. Moja mama zaczęła się martwić:
— Martusia, czy ty naprawdę chcesz wychodzić za mąż w takiej atmosferze?
W noc przed ślubem nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok i myślałam: czy naprawdę jedna sukienka może zniszczyć wszystko?
W dniu ślubu Grażyna pojawiła się w kościele… w bordowej sukni. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Ja poczułam łzy napływające do oczu — nie ze szczęścia.
Po ceremonii podeszła do mnie i szepnęła:
— Teraz już wiesz, jak to jest być częścią tej rodziny.
Przez całe wesele czułam się jak gość na własnej imprezie. Michał był spięty, jego matka triumfowała. Goście szeptali między sobą.
Dopiero późnym wieczorem podeszła do mnie babcia Michała:
— Dziecko, nie daj się złamać. W tej rodzinie trzeba mieć twardy charakter.
Patrzyłam na Grażynę tańczącą z synem i zastanawiałam się: czy zawsze będziemy walczyć? Czy można być szczęśliwą żoną, jeśli trzeba ciągle walczyć o swoje?
Czy naprawdę jedna sukienka może przekreślić marzenia o szczęściu? A może to tylko początek większej walki o siebie?