Moja córka ma mi za złe, że nie wspieram jej finansowo jak teściowie. Czy naprawdę jestem gorszą matką?
– Mamo, nie rozumiesz, jak ciężko nam teraz! – głos Agaty drżał, a w jej oczach widziałam cień rozczarowania. – Teściowie znowu przelali nam pieniądze na remont łazienki. Ty nawet nie zapytałaś, czy czegoś nam potrzeba.
Zamarłam z kubkiem herbaty w dłoni. W kuchni pachniało jeszcze świeżym chlebem, który upiekłam rano z myślą o jej wizycie. Przez chwilę miałam nadzieję, że przyjdzie po prostu porozmawiać, jak dawniej, zanim pojawił się ten mur między nami. Ale od miesięcy każda nasza rozmowa kończyła się podobnie – porównaniami, pretensjami, niedopowiedzeniami.
– Agatko, przecież wiesz, że jestem na emeryturze – zaczęłam ostrożnie. – Staram się pomagać, jak mogę. Upiekłam ci chleb, zrobiłam słoiki na zimę…
– Mamo! – przerwała mi zniecierpliwiona. – To nie to samo! Ty nie rozumiesz, jak wygląda życie teraz. Wszystko drożeje, dzieci rosną… A teściowie? Oni zawsze mają dla nas czas i pieniądze. Nawet na wakacje nas wysyłają!
Poczułam ukłucie zazdrości i wstydu. Przecież nie tak miało być. Kiedy miałam czterdzieści dwa lata i po latach starań urodziłam Agatę, myślałam, że będziemy nierozłączne. Że będę jej najlepszą przyjaciółką, powierniczką. Ale życie napisało inny scenariusz.
Mój mąż, Janek, zmarł nagle, gdy Agata miała zaledwie siedem lat. Zostałyśmy same. Pracowałam wtedy jako nauczycielka w podstawówce w Radomiu. Nie było łatwo – pensja ledwo starczała na opłaty i jedzenie. Często musiałam wybierać: nowe buty dla Agaty czy leki dla mnie? Nigdy nie narzekałam, nie chciałam jej obciążać swoimi problemami.
Pamiętam, jak pewnego wieczoru płakałam po cichu w łazience, bo nie miałam pieniędzy na jej wycieczkę szkolną do Warszawy. Następnego dnia sprzedałam złoty pierścionek po babci i wysłałam ją z klasą. Była taka szczęśliwa! Dziś już tego nie pamięta.
Teraz Agata ma trzydzieści dwa lata, męża – Pawła – i dwójkę dzieci. Paweł pochodzi z zamożnej rodziny z Warszawy. Jego rodzice prowadzą firmę budowlaną, jeżdżą na wakacje do Włoch i mają dom z ogrodem pod Piasecznem. Kiedy Agata zaszła w ciążę, teściowa kupiła im nowy wózek za dwa tysiące złotych i urządziła pokój dziecięcy od A do Z.
Ja mogłam tylko przynieść własnoręcznie uszyte kocyki i słoiki z kompotem. Widziałam w oczach Agaty rozczarowanie – jakby moje prezenty były gorsze, mniej wartościowe.
– Mamo, Paweł mówił, że może powinnaś sprzedać mieszkanie i przeprowadzić się bliżej nas. Może wtedy byłoby ci łatwiej pomagać? – rzuciła nagle.
Zatkało mnie. Moje dwupokojowe mieszkanie na osiedlu Gołębiów to jedyne, co mam po Janku. Każdy kąt pachnie wspomnieniami: tu Agata stawiała pierwsze kroki, tu uczyła się czytać…
– Nie mogę tego zrobić – wyszeptałam. – To mój dom.
Agata westchnęła ciężko.
– Wiesz co? Czasem mam wrażenie, że ci nie zależy.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie jej głos: „Czasem mam wrażenie, że ci nie zależy”.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zosia.
– Słyszałam waszą rozmowę przez ścianę… Przykro mi, Haniu. Ale pamiętaj: pieniądze to nie wszystko.
Czy naprawdę? Dla Agaty najwyraźniej są ważniejsze niż matczyna miłość.
Przez kolejne tygodnie nasze kontakty były coraz rzadsze. Agata dzwoniła tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała: „Mamo, możesz odebrać dzieci z przedszkola?”, „Mamo, upiekłabyś sernik na urodziny Pawła?” Ale o rozmowie przy herbacie czy wspólnym spacerze mogłam zapomnieć.
W święta Bożego Narodzenia pojechałam do nich do Warszawy. Przy stole siedziałam obok Pawła i jego rodziców – eleganckich, pewnych siebie ludzi. Rozmawiali o nowych inwestycjach, planach na ferie w Alpach. Czułam się jak uboga krewna z prowincji.
Agata była spięta, unikała mojego wzroku. Kiedy wręczyłam wnukom własnoręcznie robione szaliki i książki z antykwariatu, Paweł tylko się uśmiechnął pobłażliwie:
– Mama zawsze coś wydzierga…
W drodze powrotnej do Radomia płakałam całą drogę w pociągu. W głowie kołatały mi się pytania: gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę jestem gorszą matką tylko dlatego, że nie mam pieniędzy?
Kilka dni później zadzwoniła Agata:
– Mamo… przepraszam za ostatnio. Po prostu… czasem czuję się gorsza przy Pawle i jego rodzinie. Chciałabym cię mieć bliżej…
– Ja też bym chciała – odpowiedziałam cicho. – Ale nie mogę być kimś innym niż jestem.
Zamilkłyśmy na chwilę.
– Może przyjedziesz na weekend? Upieczemy razem ciasto…
Może to początek nowego etapu? Może kiedyś zrozumie, że miłość matki nie mierzy się pieniędzmi?
Czy naprawdę musimy się porównywać do innych? Czy to możliwe, by docenić to, co mamy – zanim będzie za późno?