Mąż odmówił wizyty u mojej mamy. Czy to już koniec naszej rodziny?
— Nie pojadę tam, Anka. Po prostu nie — Piotr rzucił klucze na stół i nawet na mnie nie spojrzał. Stałam w kuchni z kubkiem herbaty, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Przez chwilę miałam nadzieję, że żartuje, ale jego twarz była kamienna.
— Ale przecież zawsze jeździmy razem — powiedziałam cicho, próbując nie dopuścić do głosu łez. — Mama pytała o ciebie, przygotowała twoje ulubione pierogi…
Piotr westchnął ciężko i usiadł na krześle. — Anka, nie rozumiesz? Mam dość tych spotkań. Twoja matka nigdy mnie nie lubiła. Zawsze patrzy na mnie jak na intruza.
Poczułam, jak ogarnia mnie złość pomieszana z bezradnością. Przecież wiedziałam, że mama potrafi być ostra w słowach, ale czy naprawdę aż tak go raniła? Przez lata starałam się być pomostem między nimi, tłumaczyć jej żarty i jego milczenie. Ale teraz…
— Piotr, proszę cię… To tylko kilka godzin. Dla mnie — próbowałam jeszcze raz.
— Nie. Tym razem nie — powiedział stanowczo i wyszedł z kuchni.
Zostałam sama, patrząc na parujące pierogi i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy to ja za bardzo naciskałam? Czy powinnam była wcześniej zareagować na drobne przytyki mamy? A może Piotr przesadzał?
W drodze do mamy czułam się jak zdrajczyni. Musiałam wymyślić wymówkę, dlaczego Piotra nie ma ze mną. Mama spojrzała na mnie spod oka, kiedy weszłam sama.
— Coś się stało? — zapytała od razu.
— Piotr miał dużo pracy… — skłamałam, ale czułam, że nie uwierzyła.
— Praca, praca… A może po prostu nie chce tu przyjeżdżać? — rzuciła z przekąsem.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. — Mamo, proszę cię…
— Wiesz co, Aniu? Ja od początku mówiłam, że on nie jest dla ciebie. Taki zamknięty w sobie…
Zrobiło mi się słabo. Chciałam krzyczeć, że Piotr jest dobrym człowiekiem, że kocha mnie i nasze dzieci, że pracuje ciężko dla nas wszystkich. Ale wiedziałam, że mama nie słucha argumentów — ona zawsze wie lepiej.
Po powrocie do domu zastałam Piotra siedzącego w salonie przy zgaszonym świetle. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
— I jak było? — zapytał w końcu bez emocji.
— Jak zwykle… — odpowiedziałam wymijająco.
— Widzisz? Po co mam tam jeździć? — rzucił gorzko.
Nie wytrzymałam. — Może gdybyś próbował się otworzyć…
— A może gdyby twoja matka przestała mnie traktować jak powietrze?! — podniósł głos.
Wybuchliśmy oboje. Wyrzucaliśmy sobie wszystko: on miłość do matki ponad wszystko, ja jemu brak zaangażowania w rodzinę. W końcu Piotr wyszedł trzaskając drzwiami.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci wyczuwały napięcie i pytały, dlaczego tata jest smutny. Nie umiałam im odpowiedzieć.
W pracy byłam rozkojarzona, po nocach płakałam w poduszkę. Próbowałam rozmawiać z mamą, ale ona tylko powtarzała swoje: „Mówiłam ci”. Próbowałam rozmawiać z Piotrem, ale on zamykał się w sobie jeszcze bardziej.
W końcu usiedliśmy razem przy stole. — Anka, ja nie chcę tak żyć — powiedział cicho. — Kocham cię, ale nie mogę ciągle udawać przed twoją matką.
— To co mam zrobić? Zerwać kontakt z mamą? — zapytałam rozpaczliwie.
— Nie wiem… Ale musisz wybrać, czy chcesz być wiecznie między młotem a kowadłem.
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałam, że nie ma prostych odpowiedzi. Kocham Piotra i kocham mamę. Ale czy można być lojalnym wobec obu stron jednocześnie?
Dziś siedzę sama w kuchni i myślę: czy każda rodzina musi przechodzić przez takie konflikty? Czy można pogodzić miłość do męża i lojalność wobec rodziców? A może czasem trzeba pozwolić odejść jednej ze stron?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między rodziną a partnerem? Jak sobie z tym poradziliście?