„Kiedy matka już nie jest potrzebna… Nie ma już kogo przeprosić”: Moja spowiedź nad grobem mamy

– Znowu przyszłaś po pieniądze? – zapytała mama, nie patrząc mi w oczy. Jej głos był cichy, ale wibrował od zmęczenia i rozczarowania. Stałam w progu naszego starego mieszkania na Pradze, ściskając w dłoni torebkę, jakby miała mnie ochronić przed jej spojrzeniem.

– Nie, mamo. Przyszłam… – urwałam, bo sama nie wiedziałam, po co właściwie przyszłam. Może po czułość? Może po przebaczenie? A może po to, żeby jeszcze raz poczuć się dzieckiem, które ktoś kocha bezwarunkowo.

Obok niej siedziała Ania, moja siostrzenica. Zawsze była bliżej mamy niż ja. To ona robiła zakupy, gotowała rosół na niedzielę i słuchała jej narzekań na zdrowie. Ja byłam tą „nieobecną”, która wyjechała do Warszawy na studia i wracała tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała. Tak przynajmniej widziała to mama.

– Jeśli chcesz rozmawiać, to rozmawiaj – powiedziała Ania, patrząc na mnie z wyrzutem. – Babcia jest zmęczona.

Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Chciałam powiedzieć mamie, że ją kocham, że przepraszam za wszystkie lata milczenia i pretensji. Ale zamiast tego usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam mówić o pracy, o nowym chłopaku, o tym, jak ciężko jest żyć w stolicy. Mama słuchała w milczeniu, bawiąc się frędzlami starego szala.

– Może byś została na noc? – zapytała nagle. – Zrobię ci herbaty z malinami.

– Nie mogę, mamo. Mam jutro ważne spotkanie – odpowiedziałam zbyt szybko. Widziałam, jak jej ramiona opadają jeszcze niżej.

– Zawsze coś ważniejszego…

Wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Po raz ostatni.

Pięć lat później stoję nad jej grobem na Bródnie. W rękach trzymam bukiet białych róż – jej ulubionych. Kolana mam mokre od rosy, a serce ciężkie od żalu.

– Przepraszam, mamo – szepczę przez łzy. – Przepraszam za wszystko.

Wspomnienia tamtego dnia wracają do mnie jak bumerang. Widzę jej zmęczoną twarz, słyszę cichy głos i czuję ten sam wstyd, który wtedy kazał mi uciekać. Przez lata tłumaczyłam sobie, że to ona była zamknięta, że nie potrafiła okazywać uczuć. Ale prawda jest taka, że to ja nie potrafiłam przyjąć jej miłości takiej, jaka była – nieidealnej, czasem szorstkiej, ale prawdziwej.

Po pogrzebie Ania podeszła do mnie i powiedziała:

– Wiesz, babcia codziennie pytała o ciebie. Mówiła, że tęskni.

Nie odpowiedziałam. Nie miałam już komu powiedzieć „przepraszam”.

Od tamtej pory minęło pięć lat. Mam własną rodzinę, córkę w wieku Ani sprzed lat. Czasem łapię się na tym, że powtarzam gesty mamy – poprawiam włosy za uchem, narzekam na zmęczenie, zbyt rzadko przytulam własne dziecko.

Wciąż wracam myślami do tamtego dnia. Zastanawiam się: co by było, gdybym została wtedy na noc? Gdybym zrobiła herbatę z malinami i po prostu posiedziała obok niej w ciszy? Czy dziś byłoby mi lżej?

Życie toczy się dalej, ale żal zostaje. Najtrudniejsze jest to, że nie ma już kogo przeprosić. Nie ma już komu powiedzieć „kocham cię”.

Czasem stoję nad grobem mamy i mówię do niej szeptem:

– Mamo… czy wybaczyłaś mi?

Czy można naprawić to, co zostało zniszczone przez dumę i niewypowiedziane słowa? Czy wy też żałujecie rozmów, których nigdy nie odbyliście?