„Twoja córka nie jedzie nad morze, ale pieniądze na wyjazd i tak są potrzebne” – historia rodzinnych konfliktów i marzeń babci Zofii
– Zosiu, nie rozumiem, dlaczego znowu o tym rozmawiamy. Powiedziałam już: Ania nie pojedzie nad morze – głos mojej córki, Magdy, drżał od napięcia. Stałyśmy w kuchni, a przez okno wpadało ostre, czerwcowe słońce. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy i… czegoś jeszcze. Czegoś ciężkiego, co od tygodni wisiało między nami.
– Ale Magdo, przecież to tylko kilka dni! – próbowałam jeszcze raz. – Chciałam zabrać Anię i Kubusia, żeby razem zobaczyli morze. Przecież to dzieciństwo! Wspomnienia na całe życie!
– Mamo, już tłumaczyłam. Ania ma alergię, nie może jeść wszystkiego, a ja nie ufam twoim metodom. Poza tym… – zawahała się – nie chcę, żeby była z Kubą bez mojej obecności. Wiesz, jak on potrafi ją podpuszczać.
Zacisnęłam dłonie na filiżance. Mój syn, Tomek, nie miał takich oporów. Jego syn Kuba był żywym srebrem, czasem rozrabiał, ale przecież to tylko dzieci! A ja… ja chciałam tylko jednego: zobaczyć ich razem na plaży, jak budują zamki z piasku, śmieją się i biegają po wodzie. Może próbowałam zatrzymać czas? Może chciałam naprawić coś, czego nie udało mi się zrobić z własnymi dziećmi?
– Mamo, proszę cię… – Magda spojrzała na mnie z wyrzutem. – Nie rób ze mnie złej matki.
Nie odpowiedziałam. W głowie już układałam plan B. Skoro Ania nie pojedzie, zabiorę tylko Kubę. Ale…
Wieczorem zadzwonił Tomek.
– Mamo, Magda dzwoniła. Co się dzieje? – jego głos był zmęczony.
– Nic takiego… Po prostu chciałam zabrać dzieci nad morze.
– Ale przecież Magda mówiła, że Ania nie może. Nie rób jej na złość.
Poczułam ukłucie żalu. Czy naprawdę wszyscy uważają mnie za egoistkę?
Następnego dnia poszłam do banku wypłacić pieniądze na wyjazd. Stałam w kolejce i słyszałam rozmowy innych ludzi: o kredytach, o rachunkach za prąd, o wakacjach w Egipcie. Ja miałam swoje marzenie – polskie morze, smażona ryba na deptaku i dwójka wnucząt obok mnie.
Wieczorem przyszła sąsiadka, pani Halina.
– Zosiu, słyszałam, że wybierasz się nad morze z wnukami! Ale ci zazdroszczę! Moja córka nawet nie pozwala mi zabrać małego do sklepu…
Uśmiechnęłam się smutno.
– Halinko… łatwo powiedzieć. U mnie to cała batalia.
W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Kuba był podekscytowany, biegał po mieszkaniu z plecakiem większym od siebie.
– Babciu! Będziemy jeść lody codziennie? – zapytał z nadzieją.
– Oczywiście! – odpowiedziałam i poczułam ukłucie winy. A Ania? Czy ona będzie tęsknić?
W drodze na dworzec zadzwoniła Magda.
– Mamo…
– Tak?
– Czy możesz przelać mi te pieniądze na wyjazd Ani? Skoro ona nie jedzie, a ty już zebrałaś środki…
Zatkało mnie.
– Ale… przecież to miały być pieniądze na wspólny wyjazd…
– Ale Ania też chciałaby coś mieć z wakacji! – Magda była rozżalona. – Może pojedzie z klasą na zieloną szkołę? Albo kupimy jej coś fajnego?
Poczułam się rozdarta. Z jednej strony rozumiałam Magdę – chciała dobrze dla córki. Z drugiej… czy to sprawiedliwe? Czy mam finansować coś, czego nawet nie mogę współtworzyć?
Wieczorem siedziałam na łóżku w pensjonacie w Ustce. Kuba spał zmęczony po całym dniu zabawy. Przeglądałam zdjęcia w telefonie: Kuba z łopatką w ręku, Kuba w wodzie po kolana… Ale brakowało mi Ani. Brakowało mi tej pełni rodziny.
Napisałam do Magdy:
„Magdo, przeleję ci część pieniędzy dla Ani. Chcę tylko, żeby wiedziała, że ją kocham i że bardzo mi jej tu brakuje.”
Odpisała krótko:
„Dziękuję, mamo.”
Ale wiedziałam, że to nie rozwiązuje problemu.
Po powrocie do domu długo nie mogłyśmy się spotkać. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Tomek próbował mediować:
– Mamo, Magda czuje się pominięta. Ty też jesteś rozczarowana. Ale może czas pogodzić się z tym, że nie zawsze wszystko da się zrobić po swojemu?
Zastanawiałam się nad tym długo. Czy naprawdę byłam samolubna? Czy moje marzenia były ważniejsze niż spokój rodziny?
Pewnego dnia Ania przyszła do mnie sama.
– Babciu… czemu nie mogłam pojechać z tobą i Kubą?
Przytuliłam ją mocno.
– To nie twoja wina, kochanie. Czasem dorośli komplikują sprawy bardziej niż trzeba.
Patrzyła na mnie dużymi oczami.
– A pojedziemy kiedyś razem?
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Obiecuję ci to, Aniu.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne zdjęcia znad morza czy prezenty kupione za przelane pieniądze. To rozmowy, wsparcie i umiejętność wybaczania sobie nawzajem błędów.
Czy naprawdę musimy wybierać między własnym szczęściem a szczęściem bliskich? Czy można być dobrą babcią dla wszystkich wnuków jednocześnie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?