Spotkanie w Biedronce, które zmieniło moje spojrzenie na przyjaźń – czy naprawdę byłam tylko tłem w jej życiu?

– O, cześć, Marta! – usłyszałam znajomy głos, zanim jeszcze zdążyłam sięgnąć po mleko z lodówki. Odwróciłam się gwałtownie, serce zabiło mi mocniej. Przede mną stała Agnieszka – ta sama, z którą jeszcze pół roku temu potrafiłam przegadać całą noc przy herbacie, dzieląc się najskrytszymi myślami. Teraz patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem, jakby nic się nie stało. Jakby nie minęły miesiące milczenia.

– Cześć… – odpowiedziałam cicho, próbując ukryć zaskoczenie i lekką nutę żalu. Przez chwilę obie stałyśmy w niezręcznej ciszy, otoczone szeleszczeniem reklamówek i szumem rozmów innych klientów.

– Ale się nie widziałyśmy! – zaczęła entuzjastycznie. – Wyobraź sobie, co się u mnie działo! Marek dostał awans, dzieciaki zaczęły trenować tenis, a ja… – tu przerwała, by poprawić włosy – …w końcu zapisałam się na jogę! Wiesz, ile to daje energii? Musisz spróbować!

Słuchałam jej opowieści, ale czułam się jak widz na cudzym spektaklu. Każde jej zdanie było o niej: o jej sukcesach, problemach, planach. Próbowałam wtrącić coś o sobie – że mama znowu trafiła do szpitala, że w pracy mam coraz trudniej, że czasem czuję się strasznie samotna – ale Agnieszka tylko kiwała głową, nie przerywając potoku własnych słów.

– A ty? Co u ciebie? – zapytała w końcu, ale jej wzrok już błądził po półkach z pieczywem.

– W sumie… – zaczęłam niepewnie. – Ostatnio było trochę ciężko. Mama…

– Ojej, poczekaj chwilkę! – przerwała mi nagle. – Muszę jeszcze kupić bułki dla dzieci. Wiesz, one tylko te z ziarnami jedzą! No i muszę lecieć, bo zaraz mam spotkanie online. Ale koniecznie musimy się umówić na kawę! Odezwij się!

Patrzyłam, jak odchodzi szybkim krokiem, zostawiając mnie z niedokończonym zdaniem i poczuciem pustki. Stałam tak jeszcze chwilę, ściskając koszyk i próbując przełknąć gorycz rozczarowania. Przez głowę przelatywały mi wspomnienia: nasze wieczory przy winie, wspólne spacery po parku, śmiech do łez nad starymi zdjęciami. Kiedy to wszystko się skończyło? Kiedy przestałyśmy być dla siebie ważne?

Wyszłam ze sklepu i usiadłam na ławce pod blokiem. Zaczęłam przewijać w głowie nasze ostatnie rozmowy. Przypomniałam sobie, jak często to ja dzwoniłam pierwsza. Jak słuchałam jej problemów z Markiem, jak wspierałam ją po śmierci ojca. A kiedy ja potrzebowałam wsparcia? Gdy mama zachorowała, gdy straciłam pracę na kilka miesięcy… Agnieszka zawsze była zajęta. „Odezwij się później”, „Nie mogę teraz rozmawiać”, „Mam tyle na głowie”.

Zadzwoniłam wtedy do Magdy.

– Cześć, masz chwilę? – zapytałam niepewnie.

– Jasne, co się stało? – odpowiedziała natychmiast.

Opowiedziałam jej o spotkaniu z Agnieszką. O tym, jak bardzo mnie zabolało to krótkie „odezwij się” i jak poczułam się niewidzialna.

– Wiesz co? – powiedziała Magda po chwili ciszy. – Może to już nie jest ta sama przyjaźń co kiedyś. Ludzie się zmieniają. Ty też masz prawo oczekiwać czegoś więcej niż bycia tłem w czyimś życiu.

Te słowa zostały ze mną na długo. Przez kolejne dni coraz częściej łapałam się na tym, że analizuję nasze relacje: nie tylko z Agnieszką, ale też z innymi znajomymi. Ile razy to ja byłam tą osobą od „wysłuchania”? Ile razy moje sprawy były spychane na dalszy plan?

Pewnego wieczoru zadzwoniła Agnieszka.

– Marta! Przepraszam, że tak szybko wtedy uciekłam. Miałam straszny dzień. Może wpadniesz jutro na kawę?

Zawahałam się.

– Wiesz co… chyba nie dam rady. Mam trochę spraw do ogarnięcia.

– No trudno… To odezwij się, jak będziesz miała czas! – odpowiedziała szybko i rozłączyła się.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo nie musiałam znów udawać zainteresowania jej sprawami; smutek, bo coś bezpowrotnie się skończyło.

Wieczorem długo patrzyłam w sufit. Próbowałam zrozumieć, dlaczego tak trudno jest odpuścić stare przyjaźnie. Czy to strach przed samotnością? Przywiązanie do wspomnień? A może po prostu nie chcemy przyznać przed sobą, że już nie jesteśmy dla kogoś ważni?

Kilka dni później spotkałam Agnieszkę na klatce schodowej. Uśmiechnęła się szeroko.

– Hej! Wszystko ok?

– Tak… wszystko w porządku – odpowiedziałam spokojnie.

Tym razem nie czułam już żalu ani złości. Zrozumiałam, że czasem trzeba pozwolić ludziom odejść i zrobić miejsce dla tych, którzy naprawdę chcą być częścią naszego życia.

Dziś wiem jedno: przyjaźń to nie jednostronny monolog. To dialog dwóch serc. I choć boli utrata kogoś bliskiego, jeszcze bardziej boli świadomość bycia tylko widzem w czyimś życiu.

Czy wy też mieliście kiedyś poczucie, że jesteście tylko tłem w cudzej historii? Jak sobie z tym poradziliście?