Już nie chcę – historia Mai o przyjaźni, zdradzie i własnych granicach

– Już nie chcę. Naprawdę nie chcę więcej – wyszeptałam, patrząc w lustro w łazience, ściskając w dłoni telefon. Moje odbicie wyglądało na zmęczone i starsze niż jeszcze rok temu. Właśnie dostałam kolejną wiadomość od Agaty: „Maja, musisz mi pomóc. Tylko ty mnie rozumiesz.”

Czułam, jak narasta we mnie panika. Przecież nie mogę jej odmówić. To Agata była przy mnie, kiedy leżałam pół roku w szpitalu po wypadku samochodowym. To ona myła mi włosy, przynosiła domowe jedzenie, czytała na głos książki, kiedy nie miałam siły nawet mówić. Mój narzeczony – teraz już mąż – pojawił się wtedy tylko dwa razy: zaraz po wypadku i tuż przed moją operacją. Resztę czasu spędzał w pracy albo u swojej matki.

Przez te miesiące Agata stała się dla mnie rodziną. Dlatego kiedy poprosiła mnie o pomoc przy organizacji ślubu, nie wahałam się ani chwili. Potem przyszły kolejne prośby: opieka nad jej dzieckiem, kiedy musiała wyjść na spotkanie; pomoc przy przeprowadzce; wsparcie podczas rozwodu z pierwszym mężem. Zawsze mówiłam „tak”, nawet jeśli oznaczało to rezygnację z własnych planów.

Ale dziś… dziś już nie mogę. Mój mąż, Paweł, od miesięcy patrzy na mnie z wyrzutem. „Znowu idziesz do Agaty? A może byś w końcu pomyślała o nas?” – rzucił ostatnio podczas kolacji, trzaskając talerzem o stół. Nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że czuję się winna za każdym razem, gdy próbuję postawić siebie na pierwszym miejscu?

Telefon zawibrował ponownie. „Maja, proszę, tylko ty możesz ze mną pojechać do lekarza. Boję się.” Zamknęłam oczy. W głowie pojawiły się obrazy: Agata siedząca przy moim łóżku w szpitalu; Paweł całujący mnie na powitanie, ale zerkający nerwowo na zegarek; ja sama, stojąca w kuchni i płacząca po cichu, żeby nikt nie słyszał.

Wyszłam z łazienki i usiadłam przy stole. Paweł siedział naprzeciwko z gazetą, ale widziałam, że zerka na mnie spod oka.
– Znowu coś się stało? – zapytał chłodno.
– Agata prosi o pomoc…
– Oczywiście – przerwał mi. – Bo przecież twoje życie to tylko Agata. A ja? Nasze plany? Może powinnaś się zastanowić, czego ty chcesz.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam mu powiedzieć, że przecież próbuję być dobrą żoną i przyjaciółką jednocześnie. Że nie umiem wybrać. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Wieczorem leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie dzień wypadku: śliska droga, krzyk hamulców, ból przeszywający ciało. Potem ciemność i szpitalne światła. Pamiętam strach i samotność – aż do momentu, gdy Agata weszła do sali z bukietem tulipanów i uśmiechem pełnym troski.

Czy teraz mogę jej odmówić? Czy mam do tego prawo?

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Zawsze była moją ostoją.
– Mamo… nie wiem już, co robić – zaczęłam drżącym głosem.
– Maju, kochanie… musisz pomyśleć o sobie. Wdzięczność to ważna rzecz, ale nie możesz żyć tylko dla innych.
– Ale ona była przy mnie wtedy…
– Była. I to piękne. Ale czy twoje życie należy teraz do niej?

Rozłączyłam się i długo siedziałam w ciszy. W końcu napisałam do Agaty: „Agata, bardzo cię kocham i chcę ci pomagać, ale muszę też zadbać o siebie i swoje małżeństwo. Nie mogę być zawsze dostępna.”

Odpowiedziała dopiero wieczorem: „Rozumiem… ale boli mnie to.”

Przez kolejne dni czułam się jak zdrajczyni. Paweł był milszy niż zwykle – zaproponował wspólny spacer po parku, kupił moje ulubione lody pistacjowe.
– Widzisz? – powiedział cicho – Chciałem tylko trochę ciebie dla siebie.

Ale ja nie potrafiłam się cieszyć. W środku czułam pustkę i żal. Czy naprawdę jestem złą osobą? Czy można być wdzięcznym i jednocześnie dbać o siebie?

Minęły tygodnie. Agata coraz rzadziej pisała. Paweł zaczął planować wakacje nad morzem – tylko we dwoje.

Pewnego wieczoru spotkałam Agatę przypadkiem w sklepie spożywczym. Stała przy kasie z córką na rękach.
– Cześć – powiedziała cicho.
– Cześć…
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
– Przepraszam – wyszeptała nagle – Za dużo od ciebie wymagałam.
– Ja też przepraszam… za to, że nie umiałam wcześniej powiedzieć „nie”.

Uśmiechnęła się smutno i wyszła ze sklepu.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na ludzi spieszących się do pracy. Myślę o tym wszystkim i pytam sama siebie: czy można być lojalnym wobec innych bez zdradzania siebie? Czy wdzięczność powinna mieć granice? Może czasem trzeba pozwolić sobie na bycie egoistą… żeby naprawdę móc kochać innych?