Gdyby nie twoja obecność… Historia Weroniki i Agnieszki

– Weronika, znowu siedzisz sama? – głos Agnieszki rozbrzmiał w pustej klasie, a ja poczułam znajome ukłucie w żołądku. Podniosłam wzrok znad książki, próbując ukryć rumieniec. Agnieszka zawsze była centrum uwagi – jej śmiech rozbrzmiewał głośniej niż dzwonek na przerwę, a jej uśmiech przyciągał chłopaków jak magnes. Ja byłam tylko Weroniką – tą, która zawsze stoi obok, tą, którą łatwo przeoczyć.

Od najmłodszych lat byłyśmy nierozłączne. Razem chodziłyśmy do przedszkola, razem uczyłyśmy się jeździć na rowerze, razem płakałyśmy po rozbitych kolanach. W szkole siedziałyśmy w jednej ławce – Agnieszka zawsze z przodu, ja tuż za nią. Ona była jak słońce, ja jak cień. Ale wtedy mi to nie przeszkadzało. Była moją najlepszą przyjaciółką, a ja byłam jej powierniczką.

Wszystko zaczęło się zmieniać w liceum. Agnieszka wyrosła na prawdziwą piękność – długie blond włosy, błękitne oczy, figura modelki. Chłopcy ustawiali się do niej w kolejce, nauczyciele patrzyli na nią z podziwem. Ja… cóż, byłam tą szarą myszką z krzywym uśmiechem i wiecznie potarganymi włosami. Zazdrość? Może trochę. Ale przede wszystkim czułam się niewidzialna.

Po maturze nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Agnieszka dostała się na prestiżowe studia prawnicze w Warszawie, ja wybrałam pedagogikę w rodzinnym mieście. Obiecałyśmy sobie, że będziemy w kontakcie, że nic się nie zmieni. Ale życie szybko zweryfikowało te obietnice.

Pierwsze miesiące były trudne. Tęskniłam za Agnieszką, za naszymi rozmowami do późna w nocy, za jej żartami i wsparciem. Pisałam do niej codziennie, ale coraz częściej dostawałam krótkie odpowiedzi: „Sorry, mam zajęcia”, „Spotykam się z kimś”, „Oddzwonię później”. Czułam się coraz bardziej samotna.

W domu też nie było łatwo. Mama chorowała na depresję, ojciec pracował po godzinach, żeby utrzymać rodzinę. Młodszy brat sprawiał problemy w szkole. Wszystko spadło na moje barki – zakupy, gotowanie, opieka nad bratem. Czasem miałam ochotę po prostu uciec.

Pewnego dnia, po wyjątkowo ciężkim tygodniu, zadzwoniła Agnieszka.
– Werka! Muszę ci coś powiedzieć! – jej głos był podekscytowany jak zawsze.
– Co się stało? – zapytałam zmęczonym głosem.
– Poznałam kogoś! Michał jest cudowny! Studiuje medycynę i…
Słuchałam jej opowieści o nowym chłopaku, o imprezach i egzaminach, ale czułam się coraz bardziej oddalona. Moje życie było zupełnie inne – pełne obowiązków i trosk.

Z czasem nasze rozmowy stawały się coraz rzadsze. Agnieszka przyjeżdżała do domu tylko na święta. Wtedy spotykałyśmy się na kawie i przez chwilę udawałyśmy, że wszystko jest jak dawniej. Ale to już nie było to samo.

Pewnego wieczoru, gdy wróciłam zmęczona z pracy (musiałam dorabiać w sklepie spożywczym), zobaczyłam Agnieszkę czekającą pod moim blokiem.
– Musimy pogadać – powiedziała bez ogródek.
Usiadłyśmy na ławce pod blokiem. Było zimno i ciemno.
– Weronika… czuję, że się od siebie oddaliłyśmy – zaczęła niepewnie.
– Bo tak jest – odpowiedziałam szczerze. – Twoje życie jest inne niż moje. Ty masz wszystko…
– Myślisz, że wszystko przychodzi mi łatwo? – przerwała mi ostro. – Wiesz, jak bardzo boję się porażki? Jak bardzo tęsknię za domem?
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Ale masz Michała, masz znajomych…
– A ty masz rodzinę! Masz kogoś, kto cię potrzebuje! Ja czuję się tam taka samotna…
Milczałyśmy przez chwilę.
– Gdyby nie twoja obecność… nie wiem, czy dałabym radę przetrwać liceum – powiedziała cicho Agnieszka.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Gdyby nie ty… nigdy nie uwierzyłabym w siebie – wyszeptałam.

Tamtej nocy długo rozmawiałyśmy o wszystkim – o marzeniach, lękach i tym, co nas boli najbardziej. Zrozumiałam wtedy, że każda z nas walczy ze swoimi demonami. Że pozory mylą. Że nawet najpiękniejsza dziewczyna może czuć się samotna i zagubiona.

Po tej rozmowie nasza relacja zaczęła się odbudowywać. Nie było już tak jak dawniej – dorosłość zmieniła nas obie – ale nauczyłyśmy się być dla siebie wsparciem na odległość. Czasem wystarczy jeden telefon albo wiadomość: „Jestem tu dla ciebie”.

Dziś patrzę na nasze zdjęcia sprzed lat i zastanawiam się: ile razy oceniamy innych po pozorach? Ile razy zazdrościmy komuś życia, nie wiedząc nic o jego problemach? Czy potrafimy docenić tych, którzy są przy nas naprawdę?

Może właśnie o to chodzi w przyjaźni – żeby być obecnym wtedy, gdy najbardziej tego potrzeba…