Babka, wybacz, że o Tobie zapomniałam – historia jednej winy, która zmieniła wszystko
– Iwona, twoja babcia nie jadła od trzech dni – powiedziała pani Zosia, stojąc przede mną w kolejce do sklepu. Jej głos był cichy, ale słowa uderzyły mnie jak obuchem. Przez chwilę patrzyłam na nią bez zrozumienia, próbując połączyć fakty. Przecież byłam u babci tydzień temu. Przyniosłam jej zakupy, posprzątałam kuchnię, nawet upiekłam jej ulubione drożdżówki. Ale tydzień to przecież cała wieczność dla kogoś, kto ma osiemdziesiąt pięć lat i coraz trudniej podnosi się z łóżka.
Wyszłam ze sklepu z drżącymi rękami, zakupy niemal wypadły mi z siatki. W głowie dudniło mi jedno pytanie: jak mogłam nie zauważyć? Jak mogłam pozwolić, żeby babcia była głodna? Przecież zawsze powtarzała: „Iwonko, nie martw się o mnie, dam sobie radę”. Ale czy to nie była tylko zasłona dymna? Czy nie chciała mnie obciążać swoimi problemami?
Wsiadłam do samochodu i zadzwoniłam do mamy. – Mamo, kiedy ostatnio byłaś u babci? – zapytałam bez przywitania. Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiesz przecież, że nie mam czasu. Praca, dom, twój ojciec…
– Ale ona nie jadła od trzech dni! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Nie przesadzaj. Babcia zawsze coś sobie znajdzie. Może po prostu nie miała apetytu.
Rozłączyłam się bez słowa. Złość i poczucie winy ściskały mnie za gardło. Przez całą drogę do babci powtarzałam sobie: „To moja wina. To moja wina”.
Kiedy weszłam do jej mieszkania na czwartym piętrze starej kamienicy na Pradze, uderzył mnie zapach stęchlizny i ciszy. Babcia leżała na kanapie pod grubym kocem. Była blada, drobna jak ptak.
– Iwonko? – szepnęła słabo. – Co ty tu robisz tak wcześnie?
– Babciu… – głos mi się załamał. – Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego nie dzwonisz?
Uśmiechnęła się smutno. – Nie chciałam przeszkadzać. Wiem, że masz dużo pracy.
Zaparzyłam jej herbatę i zrobiłam kanapki z serem żółtym – jej ulubione. Jadła powoli, z trudem przełykając każdy kęs. Patrzyłam na nią i czułam narastającą panikę. Jak mogłam być tak ślepa?
Po powrocie do domu długo nie mogłam zasnąć. W głowie przewijały się obrazy z dzieciństwa: babcia piekąca szarlotkę, babcia opowiadająca bajki, babcia tuląca mnie po nocnych koszmarach. A teraz? Teraz ja byłam dorosła i to ja miałam się nią opiekować. Ale czy potrafiłam?
Następnego dnia zadzwoniłam do brata.
– Michał, musimy coś zrobić z babcią. Nie może być sama.
– Przesadzasz – odpowiedział zniecierpliwiony. – Przecież jest jeszcze mama.
– Mama nie ma czasu! Ja też ledwo wyrabiam się w pracy…
– To może dom opieki? – rzucił nagle.
Zamarłam. Dom opieki? Dla naszej babci? Przecież ona całe życie poświęciła rodzinie! Gotowała obiady dla całej kamienicy, opiekowała się nami, kiedy rodzice pracowali po nocach…
– Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo. – Musimy znaleźć inne rozwiązanie.
Ale jakie? Każdy miał swoje życie, swoje problemy. Michał miał dwójkę małych dzieci i żonę na urlopie macierzyńskim. Mama pracowała po dwanaście godzin dziennie w szpitalu. Ja… Ja też miałam swoją pracę w agencji reklamowej, wieczne nadgodziny i szefa, który nie rozumiał słowa „empatia”.
Przez kolejne dni próbowałam pogodzić wszystko: pracę, wizyty u babci, zakupy, sprzątanie jej mieszkania. Byłam coraz bardziej zmęczona i rozdrażniona. Zaczęły się kłótnie z chłopakiem.
– Iwona, nie możesz brać wszystkiego na siebie! – krzyczał Bartek pewnego wieczoru. – Nie jesteś jedyną wnuczką na świecie!
– Ale jeśli ja tego nie zrobię, to kto? – odpowiedziałam przez łzy.
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec babci a własnym życiem. Każdego dnia budziłam się z poczuciem winy: że za mało robię dla niej, że zaniedbuję Bartka, że w pracy jestem coraz mniej efektywna.
Pewnego dnia babcia zadzwoniła do mnie sama.
– Iwonko… Nie chcę być ciężarem. Może rzeczywiście powinnam iść do domu opieki?
Zamarło mi serce.
– Babciu! Nigdy więcej tak nie mów! Jesteś dla mnie najważniejsza!
Ale czy rzeczywiście tak było? Czy naprawdę potrafiłam pogodzić wszystko? Czy można być dobrą wnuczką i jednocześnie mieć własne życie?
W końcu usiadłam z rodziną przy jednym stole. Było nerwowo, padały oskarżenia i łzy.
– Każdy z nas ma swoje obowiązki – powiedział Michał. – Ale nie możemy zostawić babci samej.
Mama milczała długo, w końcu westchnęła ciężko.
– Może zatrudnijmy opiekunkę? Na kilka godzin dziennie?
To był kompromis. Babcia została w swoim mieszkaniu, ale codziennie przychodziła do niej pani Ela – ciepła kobieta z sąsiedztwa, która pomagała jej gotować i sprzątać.
Minęło kilka miesięcy. Babcia odzyskała siły, ja nauczyłam się prosić o pomoc i dzielić obowiązki. Ale wciąż noszę w sobie tamto poczucie winy – że pozwoliłam jej być głodną przez trzy dni.
Czasem patrzę na nią i myślę: ile jeszcze takich historii dzieje się wokół nas? Ile starszych osób czeka na telefon od bliskich?
Czy naprawdę musimy czekać na sygnał od sąsiadki pod sklepem, żeby zauważyć drugiego człowieka?