Kiedy Stałam Się Obca: Wyznanie Teściowej, Która Straciła Swoją Rodzinę

— Mamo, nie możesz tak po prostu wchodzić bez pukania! — głos Pawła, mojego syna, odbił się echem w przedpokoju. Stałam z ręką na klamce, z zakupami w siatkach, które miały być niespodzianką na ich pierwszą rocznicę ślubu. Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież zawsze miałam klucz do tego mieszkania. Przecież to ja pomagałam im je urządzać, wybierałam firanki, doradzałam przy wyborze lodówki. Ale teraz… teraz byłam tylko gościem.

— Przepraszam, Pawełku… — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Chciałam tylko zostawić wam trochę ciasta i owoce. Wiem, że Ania lubi truskawki.

Ania pojawiła się w drzwiach kuchni. Jej spojrzenie było chłodne, niemal obojętne. — Dziękujemy, pani Heleno. Ale naprawdę nie trzeba było się fatygować. Mamy wszystko.

Pani Heleno. Kiedyś byłam po prostu mamą. Dla wszystkich. Dla Pawła, dla jego przyjaciół, dla sąsiadów z klatki. Teraz byłam panią Heleną — formalną, obcą, niepotrzebną.

Wyszłam z mieszkania szybciej niż weszłam. Na klatce schodowej usiadłam na schodku i pozwoliłam sobie na łzy. Wspomnienia wracały falami: pierwsze kroki Pawła, jego śmiech podczas rodzinnych wakacji nad Bałtykiem, wspólne lepienie pierogów na Wigilię. Gdzie to wszystko się podziało?

Mój mąż zmarł pięć lat temu. Od tamtej pory Paweł był moim całym światem. Pomagałam mu jak mogłam — finansowo, emocjonalnie, nawet wtedy, gdy miał trudności na studiach i chciał rzucić wszystko. Byłam przy nim zawsze. A teraz… czułam się jak zbędny mebel.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Teresa.

— Znowu płaczesz? — zapytała bez ogródek.

— Nie rozumiem ich… — wyszeptałam. — Przecież chcę tylko dobrze.

— Helena, musisz dać im przestrzeń. Paweł ma żonę, własne życie.

— Ale ja nie umiem być sama! — wybuchłam. — Całe życie byłam dla innych! Dla dzieci, dla męża… A teraz mam siedzieć w pustym mieszkaniu i patrzeć w ścianę?

Cisza po drugiej stronie była wymowna.

Następnego dnia postanowiłam spróbować inaczej. Zadzwoniłam do Ani.

— Może chciałabyś wyjść ze mną na kawę? — zaproponowałam niepewnie.

— Dziękuję, ale mam dużo pracy — odpowiedziała chłodno.

— Może innym razem? — próbowałam jeszcze raz.

— Zobaczymy — ucięła rozmowę.

Zaczęłam analizować każdy szczegół naszego wspólnego życia. Czy byłam zbyt nachalna? Czy za bardzo ingerowałam w ich sprawy? Przypomniało mi się, jak podczas remontu mieszkania Pawła upierałam się przy wyborze koloru ścian w salonie. Ania chciała jasny beż, ja przekonywałam do ciepłego brązu. W końcu postawili na swoim, ale pamiętam jej spojrzenie pełne irytacji.

Może wtedy zaczęła mnie traktować jak rywalkę?

Z czasem coraz rzadziej dzwonili. Święta spędzali u jej rodziców w Krakowie. Na moje urodziny Paweł przysłał SMS-a: „Wszystkiego najlepszego, mamo!” Bez telefonu, bez odwiedzin.

Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.

— Pani Heleno, co u pani? Dawno nie widziałam Pawła z żoną…

— Mają swoje sprawy… — odpowiedziałam wymijająco.

— Wie pani, moje dzieci też się oddaliły po ślubach. To normalne… Ale czasem warto odpuścić i poczekać aż sami zatęsknią.

Wracałam do domu z ciężkim sercem. Czy naprawdę powinnam odpuścić? Czy to znaczy, że już nigdy nie będziemy rodziną taką jak dawniej?

Któregoś wieczoru Paweł zadzwonił niespodziewanie.

— Mamo… Ania jest w ciąży — powiedział cicho.

Zamarłam ze szczęścia i strachu jednocześnie.

— To cudownie! — wykrzyknęłam. — Może mogłabym wam jakoś pomóc?

— Ania chciałaby mieć trochę spokoju… Wiesz, ona się stresuje i lekarz zalecił jej unikać napięć.

Napięć? Czy ja jestem źródłem napięcia?

Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka zła? Czy moja obecność rani moją rodzinę?

Postanowiłam napisać list do Ani:

„Droga Aniu,
Wiem, że nie zawsze było nam łatwo się porozumieć. Chciałabym Cię przeprosić za wszystkie momenty, kiedy czułaś się przeze mnie osaczona lub niezrozumiana. Bardzo zależy mi na tym, żebyśmy mogły znaleźć wspólny język i być dla siebie wsparciem. Jeśli będziesz chciała porozmawiać – jestem.”

Nie dostałam odpowiedzi.

Minęły miesiące. Urodziła się Zosia – moja wnuczka. Zobaczyłam ją pierwszy raz dopiero po tygodniu od narodzin. Paweł przyszedł sam z dzieckiem.

— Ania jest zmęczona — tłumaczył się nerwowo.

Patrzyłam na maleńką Zosię i czułam łzy szczęścia i bólu jednocześnie. Chciałam być częścią ich życia – a byłam tylko dodatkiem na chwilę.

Czasem myślę: może powinnam była wcześniej nauczyć się odpuszczać? Może za bardzo chciałam być potrzebna? Czy każda matka musi kiedyś stać się obca dla własnego dziecka?

Czy jeszcze kiedyś odzyskam rodzinne ciepło? Czy można naprawić coś, co pękło tak głęboko?