Jak dom po dziadkach na wsi podzielił nas na nowo – i jak odnalazłyśmy siebie na przekór wszystkiemu
– Nie wierzę, że znowu tu jesteśmy – syknęła Ela, trzaskając bagażnikiem starego opla. Stałyśmy na żwirowym podjeździe przed domem dziadków, który od dzieciństwa był dla nas wszystkim: schronieniem, więzieniem, polem bitwy i miejscem pierwszych marzeń. Pachniało wilgocią, kurzem i czymś nieuchwytnym, co zawsze wracało w snach.
Trzymałam w dłoni klucz – ten sam, którym babcia zamykała drzwi na noc. Przekręciłam go powoli, czując jakby czas cofnął się o dwadzieścia lat. Ela już była w środku, jej kroki dudniły po drewnianej podłodze. – Zobaczysz, wszystko tu gnije – rzuciła przez ramię. – Powinniśmy to sprzedać i mieć spokój.
Zacisnęłam pięści. Dla niej to tylko stary dom. Dla mnie – historia naszego dzieciństwa. Przypomniałam sobie, jak razem z Elą biegałyśmy po sadzie, jak pomagałyśmy mamie przy zbiorach, jak płakałyśmy po śmierci taty. Ale potem coś się zmieniło. Ela wyjechała do Warszawy, ja zostałam na studiach w Toruniu. Przestałyśmy rozmawiać o wszystkim. Zostały tylko krótkie telefony na święta.
Teraz los postawił nas znowu razem: dom po dziadkach przypadł nam obu. Miałyśmy zdecydować, co dalej. Ja chciałam go wyremontować i zamieszkać tu z synem. Ela marzyła o szybkim zysku i nowym mieszkaniu w stolicy.
– Ty zawsze musisz wszystko komplikować – westchnęła Ela, przeglądając papiery spadkowe przy kuchennym stole. – Przecież tu nawet nie ma internetu! Jak chcesz wychowywać tu dziecko?
– A ty zawsze uciekasz od problemów – odpowiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. – To nie tylko dom. To nasze korzenie.
Ela spojrzała na mnie z wyrzutem. W jej oczach zobaczyłam zmęczenie i coś jeszcze – może żal? Może tęsknotę za tym, co utraciłyśmy?
Przez kolejne dni sprzątałyśmy pokoje, przeglądałyśmy stare zdjęcia i listy. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. – Ty nie rozumiesz, ile ja poświęciłam! – krzyczała Ela pewnego wieczoru. – Zawsze musiałam być tą silną, kiedy ty płakałaś po kątach!
– A ty myślisz, że było mi łatwiej? – odparłam ze łzami w oczach. – Po śmierci taty czułam się jak cień!
Wtedy Ela nagle zamilkła. Usiadła obok mnie na werandzie i przez chwilę patrzyłyśmy w ciemność.
– Pamiętasz, jak tata uczył nas łowić ryby? – zapytała cicho.
– Pamiętam… I jak babcia piekła szarlotkę tylko dla nas.
Zaczęłyśmy wspominać dzieciństwo: wspólne noce pod kocem, strach przed burzą, pierwsze sekrety i pierwsze zdrady. Zrozumiałam wtedy, że każda z nas nosi swój ból inaczej.
Następnego dnia znalazłam w szufladzie list od babci. Pisała: „Dom to nie ściany ani dach. Dom to wy – dopóki trzymacie się razem.” Pokazałam go Eli. Przeczytała go kilka razy, a potem przytuliła mnie pierwszy raz od lat.
– Może spróbujemy jeszcze raz? – zaproponowała niepewnie.
Zaczęłyśmy planować remont: ja chciałam zachować starą werandę, Ela wymarzyła sobie jasną kuchnię z dużym stołem. Kłóciłyśmy się o kolory ścian i rodzaj podłogi, ale tym razem śmiałyśmy się z własnych sporów.
Przez kilka tygodni pracowałyśmy razem: malowałyśmy ściany, czyściłyśmy okna, sadziłyśmy kwiaty w ogrodzie. Syn pomagał nam podlewać grządki i uczył się od Eli gry w szachy.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy przy ognisku za domem.
– Wiesz… – zaczęła Ela – zawsze zazdrościłam ci odwagi. Ja uciekłam do miasta, bo bałam się zostać sama z tym wszystkim.
– A ja zazdrościłam ci wolności – odpowiedziałam szczerze. – Myślałam, że jesteś silniejsza ode mnie.
Ela uśmiechnęła się przez łzy.
– Może obie jesteśmy silne… tylko każda inaczej?
Patrzyłyśmy na rozgwieżdżone niebo nad naszym domem i czułam, że pierwszy raz od lat naprawdę jesteśmy razem.
Dziś dom tętni życiem: Ela przyjeżdża na weekendy z narzeczonym, ja pracuję zdalnie i wychowuję syna wśród pól i lasów. Czasem się sprzeczamy, ale już wiemy, że nic nas nie rozdzieli.
Czy naprawdę musiałyśmy tyle stracić, żeby docenić siebie nawzajem? Czy dom to tylko miejsce… czy może jednak ludzie? Co wy byście wybrali: szybki zysk czy wspólne wspomnienia?