Bez powrotu: błąd nie do naprawienia

Stałem przy oknie mojego nowego mieszkania w Brwinowie i czułem, jakby powietrze na zewnątrz zgęstniało do granic możliwości. Szare niebo przygniatało mnie ciężarem, którego nie potrafiłem już dłużej dźwigać. W tym momencie dotarło do mnie coś, czego przez wiele miesięcy nie chciałem dopuścić do świadomości – nie ma już drogi powrotnej. Wszystko, co wydawało się kiedyś trwałe i pewne, legło w gruzach.

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem na wyświetlacz – „Mama”. Przez chwilę wahałem się, czy odebrać. Wiedziałem, że rozmowa znów będzie pełna wyrzutów i pytań, na które nie mam odpowiedzi. W końcu nacisnąłem zieloną słuchawkę.

– Krzysiu, kiedy wreszcie wrócisz do domu? – Jej głos był zmęczony, ale stanowczy.

– Mamo, przecież już rozmawialiśmy… Nie mogę wrócić. To… to nie jest takie proste.

– A co z Anią? Co z dziećmi? Myślisz, że możesz tak po prostu odejść i wszystko zostawić?

Zacisnąłem powieki. Słowa matki bolały mnie bardziej niż cokolwiek innego. Wiedziałem, że zawiodłem wszystkich – żonę, dzieci, rodziców… siebie samego.

– Mamo, proszę cię… Nie zaczynaj znowu.

– Synu, życie to nie jest bajka. Trzeba walczyć o rodzinę, nawet jeśli popełniło się błąd.

Rozłączyłem się bez słowa. Nie miałem już siły tłumaczyć się komukolwiek. Przecież sam nie rozumiałem, jak do tego wszystkiego doszło.

Zdradziłem Anię. To był jeden wieczór, jedna głupia decyzja po kilku kieliszkach wina i rozmowie z koleżanką z pracy, Martą. Nigdy nie planowałem tego zrobić. Przez lata byłem wiernym mężem, dobrym ojcem dla naszych dwóch córek – Julki i Zosi. Ale tamtej nocy coś we mnie pękło. Może to była frustracja narastająca przez lata rutyny? Może poczucie niedocenienia? A może po prostu zwykła ludzka słabość?

Kiedy Ania się dowiedziała, jej spojrzenie było jak lód. Nie krzyczała. Po prostu spakowała moje rzeczy i powiedziała: „Nie chcę cię więcej widzieć”. Dzieci patrzyły na mnie z przerażeniem i niezrozumieniem. Julka płakała całą noc, a Zosia zamknęła się w swoim pokoju i nie chciała ze mną rozmawiać.

Przez kilka tygodni mieszkałem u kolegi z pracy, Piotra. Ale czułem się tam jak intruz. W końcu wynająłem to małe mieszkanie w Brwinowie – daleko od wszystkiego, co znałem i kochałem.

Każdego dnia budziłem się z nadzieją, że to tylko zły sen. Że zaraz wrócę do domu, Ania uśmiechnie się do mnie rano przy kawie, a dziewczynki będą się kłócić o to, która pierwsza weźmie prysznic. Ale rzeczywistość była inna – zimna i pusta.

W pracy wszyscy udawali, że nic się nie stało. Marta unikała mnie jak ognia. Piotr próbował mnie pocieszać, ale widziałem w jego oczach cień pogardy.

Pewnego wieczoru zadzwoniła Julka.

– Tato… – Jej głos był cichy i drżący. – Dlaczego nas zostawiłeś?

Zatkało mnie. Jak miałem jej to wytłumaczyć? Że dorosłość to pasmo błędów i rozczarowań? Że czasem człowiek sam siebie nie poznaje?

– Kochanie… Ja was nie zostawiłem. Bardzo was kocham. Po prostu… czasem dorośli robią głupie rzeczy.

– Mama płacze codziennie – powiedziała tylko i rozłączyła się.

Te słowa rozrywały mnie od środka. Czułem się jak najgorszy człowiek na świecie.

W weekend odwiedziła mnie siostra, Magda.

– Krzysiek, musisz coś zrobić – zaczęła bez ogródek. – Nie możesz tak po prostu uciec od odpowiedzialności.

– Myślisz, że tego nie wiem? – wybuchłem. – Każdego dnia żałuję tego, co zrobiłem! Ale nie da się cofnąć czasu!

– Ale możesz spróbować naprawić to, co jeszcze zostało – powiedziała cicho.

Spojrzałem na nią bezradnie. Jak miałem naprawić coś, co było już nie do naprawienia?

Wieczorami chodziłem po pustych ulicach Brwinowa i zastanawiałem się nad sensem wszystkiego. Czy człowiek zasługuje na drugą szansę? Czy można odbudować zaufanie po takim błędzie?

Pewnego dnia spotkałem Anię na stacji kolejowej w Warszawie. Stała z Zosią za rękę. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. W jej oczach zobaczyłem ból i rozczarowanie, ale też cień tęsknoty za dawnym życiem.

– Cześć – powiedziałem niepewnie.

– Cześć – odpowiedziała chłodno.

– Jak sobie radzicie?

– Lepiej niż myślisz – odparła twardo.

Zosia odwróciła wzrok. Chciałem coś powiedzieć, przeprosić jeszcze raz, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Po tym spotkaniu długo nie mogłem dojść do siebie. Zrozumiałem wtedy, że nawet jeśli bardzo bym chciał wrócić do dawnego życia, pewnych rzeczy nie da się już naprawić.

Dziś siedzę przy tym samym oknie i patrzę na szare niebo nad Brwinowem. Wciąż boli mnie serce na myśl o tym wszystkim, co straciłem przez jeden głupi błąd. Ale wiem też jedno – muszę nauczyć się żyć z tym bólem i spróbować być lepszym człowiekiem dla siebie i dla moich córek.

Czasem zastanawiam się: czy gdybyśmy wszyscy potrafili wybaczać sobie nawzajem i sobie samym, świat byłby lepszy? Czy każdy zasługuje na drugą szansę? Może właśnie o tym powinniśmy rozmawiać…