Chrzciny w restauracji? Rodzinne konflikty i poszukiwanie zrozumienia
– Jan, jakie chrzciny w restauracji? Trzeba przecież prezent kupić! Pójdziemy następnego dnia i pogratulujemy wnuczce w domu, bez tych wygibasów – powiedziałam mężowi, kiedy wrócił z pracy z tą nowiną. Stałam przy kuchennym stole, ścierając ręce o fartuch, a w środku aż mnie skręcało. Nasza córka, Magda, postanowiła urządzić wystawne chrzciny dla swojej małej Zosi. W restauracji! Jakbyśmy byli jakimiś celebrytami z telewizji.
Jan tylko westchnął ciężko i spuścił wzrok. – Haniu, to przecież ich decyzja. Może dla nich to ważne? – próbował mnie uspokoić, ale czułam, że gotuje się we mnie coś więcej niż tylko sprzeciw wobec nowoczesnych zwyczajów. To była złość, ale też żal. Przecież zawsze staraliśmy się być blisko Magdy. Czy naprawdę tak bardzo się od siebie oddaliliśmy?
Wieczorem nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie kłębiły się myśli. Pamiętam swoje chrzciny – skromne, rodzinne spotkanie przy stole, barszcz z uszkami, kawałek sernika i śmiech dzieci biegających po ogrodzie. Czy to naprawdę takie złe? Czy teraz wszystko musi być na pokaz?
Następnego dnia zadzwoniła Magda. – Mamo, mam nadzieję, że przyjdziecie. Zarezerwowaliśmy salę w „Pod Dębem”, będzie cała rodzina, nawet ciocia Basia z Gdańska przyjedzie! – jej głos był pełen entuzjazmu.
– Magdo, czy nie lepiej byłoby zrobić to w domu? Tak jak zawsze? – zapytałam ostrożnie.
– Mamo, ja chcę inaczej. To ważny dzień dla Zosi i dla nas. Chcemy, żeby było wyjątkowo – odpowiedziała stanowczo.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy to znaczy, że nasze zwyczaje już nic nie znaczą? Że wszystko musi być większe, droższe, bardziej wystawne?
Jan próbował mnie przekonać: – Haniu, nie bądź taka uparta. To nowe czasy. Dla nich to może być ważniejsze niż dla nas.
Ale ja nie mogłam się pogodzić. Przez kolejne dni chodziłam rozdrażniona. W sklepie spożywczym spotkałam sąsiadkę, panią Zofię.
– A co tam u was słychać? – zapytała.
– Chrzciny robią… w restauracji! – wyrwało mi się.
Pani Zofia tylko pokiwała głową. – Teraz wszyscy tak robią. Moja wnuczka też miała chrzciny w hotelu. Ale wie pani co? Najważniejsze, żeby rodzina była razem.
Te słowa nie dawały mi spokoju. Może rzeczywiście przesadzam? Ale przecież chodzi też o pieniądze! Prezent trzeba kupić, a przecież emerytura nie rośnie od tego, że wnuczka się urodziła.
Wieczorem usiedliśmy z Janem przy herbacie.
– Janek, co my im damy? Przecież nie stać nas na złoty łańcuszek czy kopertę z tysiącem złotych…
Jan spojrzał na mnie łagodnie.
– Haniu, damy tyle ile możemy. Może coś własnoręcznie? Pamiętasz jak robiłaś te piękne sweterki?
Poczułam łzy pod powiekami. Tak bardzo chciałam być dobrą babcią, ale czułam się jak ktoś z innego świata.
Dzień chrzcin nadszedł szybciej niż myślałam. Włożyłam najlepszą sukienkę i sweter własnej roboty dla Zosi zapakowałam do torby. W restauracji było gwarno i elegancko – białe obrusy, kwiaty na stołach, kelnerzy w czarnych kamizelkach. Czułam się nieswojo.
Magda przywitała nas serdecznie, ale widziałam w jej oczach cień niepokoju.
– Mamo, cieszę się, że przyszliście – szepnęła mi do ucha.
Usiedliśmy przy stole obok rodziców Pawła, jej męża. Rozmowy toczyły się wokół pracy, wakacji za granicą i nowych samochodów. Czułam się coraz bardziej wyobcowana.
Kiedy przyszło do wręczania prezentów, zobaczyłam koperty i pudełka z biżuterią. Podałam Magdzie swój pakunek ze sweterkiem.
– Och… mamo… – powiedziała cicho i przytuliła mnie mocno.
Wtedy zobaczyłam łzy w jej oczach.
Po obiedzie wyszłam na chwilę na taras. Jan dołączył do mnie po chwili.
– Widzisz? Wszystko poszło dobrze – powiedział cicho.
Ale ja czułam pustkę. Czy naprawdę wszystko poszło dobrze? Czy nie zgubiliśmy po drodze czegoś ważnego?
Wieczorem Magda zadzwoniła jeszcze raz.
– Mamo… ten sweterek jest najpiękniejszym prezentem jaki Zosia dostała. Dziękuję ci…
Poczułam ulgę i wzruszenie. Może jednak nie wszystko stracone? Może tradycja może żyć obok nowoczesności?
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy wybierać między tym co było a tym co jest? Czy można znaleźć miejsce dla obu światów przy jednym stole? Co wy o tym myślicie?