Kiedy mój mąż oddał całą moją pracę swojej matce – polska rodzinna burza od kuchni

— Gdzie są moje gołąbki? — zapytałam, zaglądając do pustej lodówki. Wczoraj wieczorem układałam je w szklanym naczyniu, polewałam sosem pomidorowym, czułam dumę i zmęczenie. Przez cały weekend gotowałam: gołąbki, bigos, rosół na dwa dni, nawet sernik dla dzieci. Chciałam mieć spokój w tygodniu, żeby po pracy nie stać przy garach. Teraz nie było nic. Ani jednego pojemnika.

Paweł siedział przy stole z telefonem. Nawet nie podniósł wzroku.

— Oddałem mamie — rzucił obojętnie.

— Co zrobiłeś? — poczułam, jak krew uderza mi do głowy.

— No… Zawiozłem jej wszystko. Mówiła, że nie ma siły gotować, a ty przecież możesz zrobić jeszcze raz. — Wzruszył ramionami, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Przez chwilę nie mogłam wykrztusić słowa. W głowie miałam tylko obraz moich rąk zanurzonych w kapuście, godzin spędzonych nad garnkami, dzieci czekających na ulubiony sernik. I nagle to wszystko zniknęło — bo Paweł uznał, że jego mama potrzebuje tego bardziej niż my.

— Paweł, czy ty w ogóle rozumiesz, co zrobiłeś? — głos mi drżał. — To była moja praca. Mój czas. Nasze jedzenie!

— Przesadzasz — westchnął. — Mama jest sama, nie radzi sobie. Ty jesteś młoda, dasz radę.

Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na brzegu wanny i pozwoliłam łzom płynąć. Nie chodziło tylko o jedzenie. Chodziło o to, że Paweł znów postawił swoją matkę ponad naszą rodziną. O to, że nie zapytał mnie o zdanie. O to, że poczułam się jak służąca — ktoś, kto ma tylko dawać i nie oczekiwać niczego w zamian.

Wieczorem dzieci pytały o sernik. Musiałam tłumaczyć się z czegoś, na co nie miałam wpływu. Czułam się upokorzona i bezsilna.

Następnego dnia Paweł wrócił z pracy jak gdyby nigdy nic.

— Zrobiłaś coś na obiad? — zapytał.

— Nie — odpowiedziałam chłodno. — Może twoja mama ci coś ugotuje?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

— O co ci chodzi? Przecież to tylko jedzenie.

— Nie, Paweł. To nie jest tylko jedzenie. To jest mój czas i wysiłek. To są nasze rodzinne obiady. Ty oddałeś je bez pytania. Jakby to było nic.

Zaczął się tłumaczyć: że mama jest starsza, że samotna, że on musi jej pomagać. Ale ja już nie słuchałam. W mojej głowie kłębiły się wszystkie sytuacje z ostatnich lat: kiedy teściowa krytykowała moje gotowanie przy świątecznym stole; kiedy Paweł zawsze stawał po jej stronie; kiedy musiałam udawać wdzięczność za jej „dobre rady” dotyczące wychowania dzieci.

Wieczorem zadzwoniła teściowa.

— Kasiu, dziękuję za te pyszności! Paweł mówił, że specjalnie dla mnie tyle nagotowałaś! — jej głos był przesadnie słodki.

— To nie było specjalnie dla pani — odpowiedziałam sztywno. — To były obiady dla naszej rodziny.

Zapadła cisza po drugiej stronie słuchawki.

— Oj tam, przecież możesz zrobić jeszcze raz. Jesteś młoda i energiczna! — zaśmiała się nerwowo.

Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy w życiu poczułam w sobie gniew tak silny, że aż drżały mi ręce.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak śmietana przed ubiciem. Paweł chodził obrażony, dzieci wyczuwały napięcie i pytały: „Mamo, dlaczego tata jest smutny?” Nie chciałam ich mieszać w nasze sprawy, ale czułam się osamotniona jak nigdy dotąd.

W piątek po pracy usiadłam z Pawłem przy stole.

— Musimy porozmawiać — zaczęłam spokojnie. — Nie mogę dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Twoja mama jest ważna, ale ja też jestem ważna. Nasza rodzina jest ważna. Nie możesz podejmować takich decyzji bez pytania mnie o zdanie.

Paweł spuścił wzrok.

— Przepraszam… Nie pomyślałem… Mama zawsze była sama po śmierci taty… Ja czuję się za nią odpowiedzialny…

— Rozumiem to — przerwałam mu łagodniej. — Ale ja też potrzebuję wsparcia i szacunku. Nie chcę być tylko dodatkiem do twojej mamy. Chcę być partnerką, a nie kucharką na zawołanie.

Milczał długo. W końcu powiedział:

— Postaram się to zmienić… Ale musisz mi pomóc zrozumieć, gdzie są twoje granice.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Wiedziałam, że przed nami długa droga do odbudowania wzajemnego szacunku i zaufania. Ale po raz pierwszy od dawna miałam nadzieję, że może być lepiej.

Wieczorem usiadłam sama przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo nad Warszawą. Czy naprawdę tak trudno jest postawić granicę między pomocą a poświęceniem siebie? Czy kobieta w polskiej rodzinie zawsze musi być tą, która daje i nigdy nie prosi?