Czy można wybaczyć rodzinny dług? Historia, która rozdarła nasze małżeństwo i serca
— Nie mogę już tak żyć, Michał! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni rachunek za prąd. Był już trzeci miesiąc z rzędu, kiedy musieliśmy prosić o odroczenie płatności. Michał siedział przy stole, wpatrzony w swoje dłonie. — To tylko pieniądze, Aniu — powiedział cicho, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. — Oni są moimi rodzicami.
Pięć lat temu byliśmy innymi ludźmi. Młodzi, pełni nadziei, z planami na własny dom i dwójkę dzieci. Wtedy przyszli do nas jego rodzice — Teresa i Zbigniew. Pamiętam tamten wieczór jakby to było wczoraj. Siedzieliśmy przy stole, a Teresa nerwowo obracała filiżankę z herbatą. — Kochani… — zaczęła niepewnie. — Mamy kłopoty. Zbyszek stracił pracę, a bank grozi nam komornikiem. Potrzebujemy pomocy.
Nie zastanawialiśmy się długo. Michał był ich jedynym synem, a ja chciałam być dobrą synową. Pożyczyliśmy im 60 tysięcy złotych — wszystkie nasze oszczędności i jeszcze trochę z kredytu. Teresa płakała ze wzruszenia, Zbyszek ściskał Michała jakby ten był jego ostatnią deską ratunku. — Oddamy wam wszystko, co do grosza — przysięgali.
Przez pierwsze miesiące byliśmy spokojni. Rodzice Michała znaleźli pracę, zaczęli powoli wychodzić na prostą. Ale temat pieniędzy nigdy nie wrócił. Z czasem pojawiły się inne wydatki: remont mieszkania, narodziny naszej córki Julki, potem choroba mojej mamy. Nasze oszczędności topniały, a kredyt rósł.
— Może powinniśmy ich zapytać? — sugerowałam czasem Michałowi. — Przecież obiecywali… — Ale on zawsze ucinał temat. — Nie teraz, Aniu. Oni mają swoje problemy.
Aż do dziś. Dziś nie mamy już wyboru.
— Michał, nie stać nas na kolejne milczenie! — powiedziałam stanowczo. — Julka potrzebuje nowych butów na zimę, a ja muszę wybierać między lekarstwami dla mamy a rachunkiem za gaz! Czy naprawdę uważasz, że powinniśmy udawać, że nic się nie stało?
Michał spojrzał na mnie z bólem w oczach. — To moi rodzice… Jak mam im powiedzieć, że potrzebujemy tych pieniędzy? Przecież oni też ledwo sobie radzą.
— A my? My sobie radzimy? — zapytałam ostro.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem złą osobą, bo chcę odzyskać nasze pieniądze? Czy lojalność wobec rodziny powinna być ważniejsza niż dobro naszej córki?
Następnego dnia postanowiłam działać sama. Zadzwoniłam do Teresy.
— Cześć mamo… — zaczęłam niepewnie.
— Ojej, Aniu! Jak tam Julka? Wszystko dobrze? — zapytała radośnie.
— Tak… Wiesz, mamo… Chciałam porozmawiać o tych pieniądzach, które wam pożyczyliśmy… — Głos mi się załamał.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Aniu… Myślałam, że już o tym nie pamiętacie… Wiesz, my naprawdę nie mamy z czego oddać… Zbyszek znów jest bez pracy…
— Rozumiem… Ale my też mamy problemy… Julka potrzebuje nowych rzeczy do szkoły, a ja muszę pomagać swojej mamie…
— Aniu, kochanie… Przecież jesteśmy rodziną… Rodzina sobie pomaga…
Odłożyłam słuchawkę ze ściśniętym gardłem. Michał wrócił wieczorem i od razu zobaczył moją minę.
— Dzwoniłaś do nich? — zapytał cicho.
— Tak. Powiedzieli, że nie mają z czego oddać.
Michał usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. — Przepraszam… Może to był błąd…
Wtedy wybuchłam.
— Błąd?! To była nasza przyszłość! Nasze marzenia! Oddaliśmy im wszystko! A teraz nawet nie potrafią powiedzieć „przepraszam”!
Michał milczał długo. Potem wyszedł z domu bez słowa.
Przez kolejne dni unikaliśmy się nawzajem. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub łzami. Czułam się zdradzona przez wszystkich: przez teściów, przez męża, przez samą siebie.
W końcu usiedliśmy razem przy stole.
— Aniu… Nie wiem już co robić. Kocham cię i chcę dla nas jak najlepiej… Ale to moi rodzice…
— A ja chcę tylko sprawiedliwości. Chcę poczuć, że moje poświęcenie coś znaczyło.
Nie znaleźliśmy rozwiązania. Dług pozostał między nami jak mur nie do przeskoczenia.
Czasem patrzę na Michała i zastanawiam się: czy można wybaczyć rodzinny dług? Czy lojalność wobec rodziny powinna być ważniejsza niż własne szczęście? A może są granice, których nawet miłość nie powinna przekraczać?