„Mamo, tu jeszcze brudno!” – Historia Lindy, która zapomniała o sobie
– Mamo, tu jeszcze brudno! – głos Agnieszki przebił się przez szum wody, którą właśnie zmywałam podłogę w kuchni. Zatrzymałam się w pół ruchu, ścierka w ręce, plecy już bolały od schylania. Spojrzałam na nią – stała w drzwiach, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, jej wzrok był chłodny, oceniający.
– Zaraz poprawię – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam.
To nie był pierwszy raz. Od kiedy zamieszkałam z synem, Michałem, i jego żoną, czułam się coraz mniej jak matka, a coraz bardziej jak niewidzialna pomoc domowa. Miało być inaczej. Po śmierci męża Michał zaproponował, żebym się do nich wprowadziła. „Będzie nam raźniej, mamo. Dzieciaki cię uwielbiają, a my zawsze możemy liczyć na twoją pomoc.” Wtedy to brzmiało jak zaproszenie do nowego życia, pełnego ciepła i rodzinnej bliskości.
Ale rzeczywistość okazała się inna. Agnieszka od początku patrzyła na mnie z dystansem. Zawsze uprzejma, ale chłodna. Z czasem coraz częściej prosiła o drobne przysługi – a to zakupy, a to odebranie wnuków z przedszkola, a to posprzątanie kuchni. Z czasem „prośby” zamieniły się w polecenia. Michał był wiecznie zajęty pracą, wracał późno, a kiedy już był w domu, nie dostrzegał napięcia.
Dziś rano, kiedy wnuki wybiegły do szkoły, a Michał już wyszedł, Agnieszka podeszła do mnie z listą rzeczy do zrobienia.
– Linda, mogłabyś dziś ogarnąć łazienkę i zrobić pranie? I pamiętaj, żeby nie pomylić rzeczy dzieci z naszymi. Ostatnio koszulka Zuzi była w mojej szafce.
– Oczywiście – odpowiedziałam, choć czułam, jak coś we mnie pęka.
Zabrałam się za sprzątanie, próbując nie myśleć o tym, jak bardzo jestem zmęczona. Przypomniałam sobie czasy, kiedy byłam młoda, kiedy z mężem budowaliśmy nasz dom. Wszystko robiliśmy razem – śmialiśmy się, kłóciliśmy, ale zawsze byliśmy drużyną. Teraz byłam sama, a dom, w którym mieszkałam, nie był już mój.
Po południu, kiedy Agnieszka wróciła z pracy, od razu rzuciła okiem na kuchnię.
– Mamo, tu jeszcze brudno! – powtórzyła z wyrzutem.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Odwróciłam się szybko, żeby nie zauważyła. Wtedy usłyszałam jej głos za plecami:
– Linda, ja naprawdę nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili, ale musisz bardziej się starać. Michał lubi porządek.
Zacisnęłam pięści. Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Przez chwilę miałam ochotę rzucić ścierką i wybiec z domu. Ale zostałam. Zawsze zostawałam.
Wieczorem Michał wrócił późno. Siedzieliśmy przy kolacji – ja, Agnieszka i dzieci. Michał był zmęczony, ledwo spojrzał na mnie.
– Mamo, możesz podać sól? – zapytał beznamiętnie.
Podałam mu solniczkę i spojrzałam na niego uważnie. Chciałam powiedzieć: „Michał, czy ty widzisz, co się tu dzieje? Czy widzisz, jak mnie traktują?” Ale nie powiedziałam nic. Bałam się jego reakcji. Bałam się, że powie: „Mamo, przesadzasz.”
Po kolacji poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się niewidzialna. Jakby moje życie przestało mieć znaczenie poza tym, co mogę zrobić dla innych.
Następnego dnia rano postanowiłam porozmawiać z Michałem. Czekałam aż dzieci wyjdą do szkoły, a Agnieszka do pracy.
– Michał, muszę z tobą porozmawiać – zaczęłam niepewnie.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Co się stało, mamo?
– Czuję się… zmęczona. I trochę niepotrzebna. Mam wrażenie, że jestem tu tylko po to, żeby sprzątać i gotować. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Michał westchnął.
– Mamo, przecież nikt cię nie zmusza. Ale wiesz, że Agnieszka ma dużo na głowie…
– Ja też mam swoje lata – przerwałam mu. – Chciałabym czasem odpocząć. Chciałabym poczuć się częścią rodziny, a nie służącą.
Michał milczał przez chwilę.
– Porozmawiam z Agnieszką – powiedział w końcu.
Ale nic się nie zmieniło. Następnego dnia Agnieszka była jeszcze bardziej oschła.
– Michał mówił mi o waszej rozmowie – rzuciła bez emocji. – Jeśli ci to przeszkadza, możesz poszukać sobie innego miejsca.
Zamarłam. Nigdy nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego od własnej synowej.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o swoim życiu. Czy naprawdę na to zasługuję? Czy to jest wdzięczność za lata poświęceń? Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Linda, musisz dbać o siebie. Inaczej nikt o ciebie nie zadba.”
Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i wyszłam na spacer. Usiadłam na ławce w parku i patrzyłam na ludzi – młode matki z dziećmi, starsze panie rozmawiające ze sobą. Poczułam zazdrość. One miały swoje życie. Ja oddałam swoje innym.
Wieczorem wróciłam do domu i powiedziałam Michałowi:
– Synu, muszę coś zmienić. Chcę znaleźć swoje miejsce. Może wynajmę małe mieszkanie. Chcę być jeszcze szczęśliwa.
Michał patrzył na mnie długo w milczeniu.
– Mamo… przepraszam – wyszeptał.
Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Ale wiem jedno: zasługuję na szacunek i na własne życie.
Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych aż do końca? Czy ktoś z was też czuł się kiedyś niewidzialny we własnym domu?